Nie da rady, panoczki

Kieruję to do redaktorów z mainstreamowych polskich mediów, którzy się ostatnio coraz troskliwiej pochylają nad litewskimi Polakami, a zwłaszcza nad przewodniczącym partii, którą polska społeczność z wyborów na wybory coraz uporczywiej wspiera i wybiera. „Gazeta Wyborcza”, „Polityka” i „Wprost” ostatnio wręcz prześcigają się w reportażach i opiniach o tym, czego nie powinniśmy robić – a zwłaszcza, czego nie powinien robić lider AWPL – aby ani „litewskich władz nie drażnić”, ani też „w konflikt z polską racją stanu nie wchodzić”.

Czytam to wszystko z pokorą, ale mam problem. Przy wielkiej obfitości wskazówek i rad, czego nam nie wolno, nie znajduję w tych tekstach najmniejszego drogowskazu: Co robić? Jak ta nasza – rysowana jako siermiężna i niespecjalnie rozgarnięta – polska społeczność ma się zachowywać, by z jednej strony przetrwać, zaś z innej – nikomu słonka nie zasłonić. Jak żyć, panowie redaktorzy? I jak sprostać waszym oczekiwaniom? A te są wygórowane. Prawie jak wobec jakiegoś superuniwersalnego urządzenia, co to „i po kresowemu śpiewa, i do kościoła chodzi, i polskie dzieci rodzi”, ale jest też na tyle wytworne i postępowe, że „i krawaty w węzeł windsor wiąże, i usuwa niechciane ciąże”...

Więcej>>>


Słomiani patrioci nie przepuszczą

Jeżeli odświeżymy sobie trochę pamięć, to z łatwością przypomnimy sobie, jak zaledwie przed 5-6 laty jednogłośnie niemal optowaliśmy i w Sejmie, i poza nim za powołaniem na Litwie wojska zawodowego. Byliśmy wręcz dumni, że jako jedni z pierwszych w tej części Europy uzawodowiliśmy swą armię, która w ten sposób miała być lepiej przygotowana do stawiania czoła współczesnym zagrożeniom.

Argumentów, jakie wówczas były wysuwane, nikt rozsądny nie śmiał negować. Mówiło się więc, że tylko zawodowcy są w stanie sprawnie i fachowo posługiwać się najnowocześniejszym sprzętem wojskowym, nowymi technologiami, skomplikowanymi systemami obronnymi, nie mówiąc już o lotnictwie, czy broni rakietowej. Poborowi nie mają szans za rok służby wszystko to opanować, zwłaszcza, że wielu z nich w wojsku znalazło się z tzw. „łapanki” i wcale do służby w mundurach nie pali się. Wojsko poborowe, nawet liczne, to – we współczesnych realiach prowadzenia konfliktów militarnych – „mięso armatnie”, padały argumenty, którym trudno było zaprzeczyć. W Sejmie więc bez trudu przegłosowano odpowiednie ustawy odwołujące obowiązkową służbę w wojsku, bo wszyscy uznali, że wydawanie pieniędzy na wymigujących się od służby rekrutów, to wyrzucanie ich w błoto.

Więcej>>>


<<<Wstecz