10-lecie polsko-litewskiego Traktatu

Traktat dla mniejszości jak arkusz papieru

Dosłownie już za kilka dni minie 10 lat, odkąd przez prezydentów Lecha Wałęsę i Algirdasa Brazauskasa został podpisany polsko-litewski Traktat o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy. 10 lat jest dobrą okazją, by pochylić się nad tym dokumentem i spróbować przekonać się, jak są traktowane jego zapisy przez sygnatariuszy.

Przeglądając kolejno każdy z 27 artykułów Traktatu, który zapoczątkował nowy etap w dwustronnych polsko-litewskich stosunkach, można pokusić się o stwierdzenie, iż te z nich traktujące o wzajemnym uznawaniu suwerenności sąsiada, o współpracy wojskowej, gospodarczej, przygranicznej są w zasadzie lepiej bądź gorzej realizowane. Dzisiaj z perspektywy czasu możemy stwierdzić, iż to, co w sposób ogólny zakładał Traktat w dziedzinie bezpieczeństwa i współpracy gospodarczej, finalizuje się aktualnie w konkretnej formie przystąpienia Litwy do NATO oraz obydwu krajów do Unii Europejskiej. W tym właśnie zakresie mówi się dzisiaj bez kozery o strategicznym polsko-litewskim partnerstwie.

W pełni doceniając wagę tego wydarzenia, jednocześnie należy też podkreślić, iż prawdziwym miernikiem dojrzałości relacji strategicznych partnerów jest zdolność uporania się przez nich z tzw. sprawami trudnymi, wymagającymi nieraz od stron dobrej woli i wzajemnej otwartości. Tak się składa, że w relacjach między Warszawą a Wilnem takim trudnym tematem, indykatorem wzajemnego zaufania wręcz, są mniejszości narodowe. W Traktacie o uregulowaniu ich sytuacji zgodnie z międzynarodowymi standardami mówi się wystarczająco obszernie.

Wnikliwie czytając z perspektywy czasu kolejne artykuły Traktatu dotyczące praw mniejszości narodowych musimy z wielką przykrością stwierdzić, iż wiele z nich pozostają jedynie pustymi deklaracjami, inne zaś zapisy traktatowe paradoksalnie w momencie wstępowania Litwy do UE ryzykują być poddane wyraźnemu regresowi. W tym miejscu należy wyjaśnić, iż intencją autora nie jest podważenie osiągnięcia pewnych standardów przez Litwę w traktowaniu mniejszości narodowych, które pozwoliły naszemu krajowi przystąpić do struktur euroatlantyckich. Nie neguję też, iż sporadycznie zdarzają się sytuacje, kiedy poszczególne władze bądź politycy na Litwie uznają racje przedstawicieli społeczności polskiej. Stało się tak np. w przypadku uchwalania ostatnio przez Sejm Ustawy o oświacie, gdzie rządząca koalicja uwzględniła postulat posłów AWPL w zakresie ustawowego zagwarantowania nauki w języku polskim na szczeblu szkoły średniej. W ten sposób zresztą szczęśliwie nie doszło też do złamania artykułu 15 , ust. 4 Traktatu.

Powróćmy jednak do tych artykułów Traktatu, które mimo upływu 10 lat są nadal problemem dla stron sygnatariuszy. Ust. 1 artykułu 14 głosi, że układające się strony gwarantują prawo mniejszościom narodowym do "swobodnego posługiwania się językiem mniejszości narodowej w życiu prywatnym i publicznie". Z kolei w art. 15 dodaje się, iż strony "rozważą dopuszczenie używania języków mniejszości narodowych przed swymi urzędami, szczególnie zaś w tych jednostkach administracyjno-terytorialnych, w których dużą część ludności stanowi mniejszość narodowa". Nie muszę chyba wyjaśniać, iż władze litewskie nie zważając na powyższe zapisy traktatowe ani na wewnętrzną Ustawę o mniejszościach narodowych wykazują upór godny lepszej sprawy, by wyeliminować język polski z użytku publicznego na Wileńszczyźnie. Świeżym dowodem tego jest sprawa Suderwy, jak też ciągłe zakusy kolejnych władz zmienić Ustawę o mniejszościach narodowych tak, by się wycofać z kłopotliwych - jak się okazało - zobowiązań, poczynionych przez Sejm na rzecz używania języka mniejszości jako lokalnego w zwarcie zamieszkałych przez nie terenach w historycznym roku 1991.

Zapis mówiący, że strony zobowiązują się do przyznania prawa mniejszościom "używania swych imion i nazwisk w brzmieniu języka mniejszości narodowej; szczegółowe regulacje dotyczące pisowni imion i nazwisk zostaną określone w odrębnej umowie", jest wręcz modelowym przykładem każdemu, kto chciałby wykazać prawdziwe nie deklaratywne intencje litewskich władz w traktowaniu ważnych spraw mniejszości. Jest to też przykład, który nie pozwala stwierdzić, iż stosunki polsko-litewskie są w pełni dojrzałe. Jeżeli bowiem strategiczni partnerzy przez blisko 10 lat mimo licznych konsultacji nie mogą się uporać z tak błahym problemem, to nasuwa się nieodparty wniosek, że jest nie całkiem tak we wzajemnych stosunkach, niźli to oficjalnie się deklaruje.

Przykładem wręcz pogardy dla prawa jest traktowanie przez stronę litewską traktatowego zapisu (art. 15, ust. 6) głoszącego, iż sygnatariusze "powstrzymają się od jakichkolwiek działań, mogących doprowadzić do asymilacji członków mniejszości narodowej wbrew ich woli oraz zgodnie ze standardami międzynarodowymi powstrzymają się od działań, które prowadziłyby do zmian narodowościowych na obszarach zamieszkałych przez mniejszości narodowe". Ponad 50 tys. ha przeniesionej ziemi na Wileńszczyznę przez właścicieli z Litwy etnicznej często z naruszeniem obowiązującego prawa jest litewską arogancką odpowiedzią na zobowiązanie nierozpraszania zwartego środowiska polskiej społeczności.

Artykuł 14, ust.8, mówiący o uczestnictwie w życiu publicznym na równych prawach na każdym szczeblu przedstawicieli mniejszości narodowych, w rok po podpisaniu Traktatu został pogwałcony poprzez działania władz centralnych, które wprowadziły 5-procentowy próg wyborczy dla partii mniejszości narodowych, natomiast w okręgach jednomandatowych na Wileńszczyźnie polski elektorat w sposób sztuczny rozproszyły wśród litewskich wyborców (wyjątek stanowi Wileńsko-Solecznicki Okręg Wyborczy). Ostatnio zaś władze w sposób administracyjny eliminują przedstawicieli AWPL z możliwości pełnoprawnego uczestnictwa w różnych organach Unii Europejskiej.

Zapisy traktatowe o tym, iż "strony będą uznawać okresy studiów i dyplomy szkół wyższych różnego szczebla oraz tytuły naukowe" (art. 19, ust. 2) oraz że "strony będą wspierały działalność wspólnych komisji do spraw podręczników szkolnych", to tylko niektóre konkretne zapisy, na których przykładzie można bez problemu dowieść, jak Wilno wymiguje się od załatwiania konkretnych problemów polskiego szkolnictwa na Litwie.

Reasumując można więc wnioskować, że jubileusz 10-lecia podpisania fundamentalnego dokumentu, który wytyczył nowy etap w polsko-litewskiej historii, będzie mniej lub bardziej świątecznie obchodzony w Wilnie ze świadomością bagażu nierozwiązanych problemów mniejszości narodowych. Ciągle odwlekane niektóre z nich wykazują wyraźną tendencję ku pogłębianiu się. Traktat w tej sytuacji okazał się być niewiele znaczącym, spisanym paragrafami arkuszem papieru.

Tadeusz Andrzejewski
Na zdjęciu: moment podpisania Traktatu
Fot. Jerzy Karpowicz

<<<Wstecz