W okolicach Mejszagoły

Mogiła Hipolita Łabanowskiego

Powstanie Listopadowe roku 1830-1831 w guberni wileńskiej sięgało szczytu. Prawie cała młodzież akuciemiecka i grupki młodych rzemieślników uciekły z Wilna na prowincję, by walczyć z rosyjskim zaborcą. Mniejsze i większe miejscowości oraz powiatowe miasta dostawały się do rąk powstańców.

Kombatancka gazeta zaborcy „Russki Inwalid” donosiła: „(…) Do tych niepomyślnych zdarzeń dołączyła jeszcze nieodzowna konieczność zapewnienia naszej armii wyżywienia, którego dowóz z powodu złego stanu dróg i zamieszek w wielu punktach guberni wileńskiej, stał się niezmiernie utrudniony”.

Wczesną wiosną 1831 roku powstańcy Franciszka Billewicza i Antoniego Przeciszewskiego opanowali powiat wiłkomierski, a zaraz potem i miasto Wiłkomierz. Tracący grunt pod nogami generał lejtnant Bezobrazow opuścił pośpiesznie to miasto i wraz z ponad tysiącem huzarów pociągnął traktem w kierunku Wilna. W pogoń za Bezobrazowem rzucił się Billewicz na czele 1600 pieszych powstańców, stu konnych i ponad 500 strzelców.

W dniu 6 kwietnia kolumna huzarów Bezobrazowa dotarła i zatrzymała się na rzece Szyrwincie. Most na rzece był rozebrany, zaś z przeciwnego jej brzegu powstańcy ostrzelali Rosjan.

Czujący się zagrożonym Bezobrazow, użył podstępu wobec dowódcy powstańców. Zaprosił go na pieriegowory (rozmowę) dla ustalenia warunków przeprawy przez rzekę. A gdy ten się stawił na rozmowę, Bezobrazow kazał huzarom go aresztować i zakuć w kajdany. Był to Hipolit Łabanowski, sędzia sądu ziemskiego w Wilnie.

W „Powstaniu Listopadowym na Litwie” na s. 77 jest wzmianka o podstępnym aresztowaniu Łabanowskiego przez generała Bezobrazowa:

„Dał się on zwieść zwodniczym obietnicom Bezobrazowa. Będąc w zażyłości z tym nikczemnikiem, przyjął wezwanie do układów. Na znak wywieszonej na szpadzie białej chustki, zbliżył się osobiście do Moskali (i) uwierzył ich przyrzeczeniom zaręczonym słowem honoru, że broń i wszelki rynsztunek (ekwipunek) oddadzą, byleby do Wilna wolno byli puszczeni. Kazał swoim strzelcom odstąpić od rzeki i most składać (Moskalom) dozwolił”.

9 kwietnia kolumna huzarów Bezobrazowa dotarła traktem do majątku Gudolino. Po lewej stronie traktu znajdowały się pola mieszkańców pobliskiej wsi Meszluki. To tu, w odległości kilkudziesięciu metrów od traktu, został zamordowany Hipolit Łabanowski.

Wspomniany Billewicz ze swoim oddziałem dopędził przed Wilnem tylne ubezpieczenie huzarów Bezobrazowa. W walce z Moskalami zdobył ich wozy taborowe i wziął do niewoli jeńców.

W Wiłkomierzu marszałkiem powiatu wybrano Benedykta Pietkiewicza. W Szyrwintach uformował się tymczasowy zarząd tego powiatu na czele z Aleksandrem Jaśmanowem. Na mogile Łabanowskiego mieszkańcy Meszluk i Gudolina postawili krzyż.

Trakt Wiłkomierz-Wilno miał dla zwalczających się stron strategiczne znaczenie. Dochodziło tu do zażartych walk i potyczek, gdy Powstanie Listopadowe chyliło się już ku upadkowi. W prawie zanikłej już dziś wsi Meszluki doszło do bitwy (rzezi) kozaków z „buntownikami polskimi”, co ksiądz proboszcz i gospodarz parafii mejszagolskiej odnotował w księdze metrykalnej pogrzebów:

W dniu 11 marca 1832 roku we wsi Meszluki zmarł trzynastoletni Kazimierz Andrukajcis „z przelęknienia od pożaru i rzezi w tejże wsi” między powstańcami i Rosjanami.

Mijały lata, odchodzili w zaświaty świadkowie Powstanie Listopadowego, odchodzili ich potomni. Po stu latach z okładem już tylko nieliczni pamiętali nazwisko Łabanowskiego. Ale miejscowi mieszkańcy wiedzieli, że tam, gdzie w polu stoi krzyż, ziemia przyjęła prochy polskiego powstańca. I to wystarczyło. Gdy ząb czasu pochylał ku ziemi zmurszały już krzyż, na mogile powstańca stawiano nowy.

W latach 1950-tych majątek Gudolino, wieś Meszluki i kilkanaście dalszych wiosek połączono w jeden wielki kołchoz im. Komuny Paryskiej.

Jesienią 1953 r. Stalin już nie żył, ale jego myśli i „dzieła” miały dalej zadziwiać ludzi. Chłopo-kołchoźników „Paryskiej Komuny” miało zadziwić prawdziwe „cudo techniki”, jakim był traktor „Staliniec”, będący połączeniem traktora z silnikiem od czołgu T-34.

Będąc w klasie maturalnej, w soboty przyjeżdżałem do rodziców. Gdy pamiętnej soboty wysiadłem z ciężarówki (autobusy były wielką rzadkością) w Gudolinie, usłyszałem coś w rodzaju ryku bawoła szarpanego przez hieny. Polem sunął jak szalony kolos „Staliniec”, włóczący zestaw kilku pługów i bron w miejscu, gdzie jeszcze przed tygodniem stał mogilny krzyż powstańca, czerniała zorana na płasko ziemia.

Po pięćdziesięciu kilku latach od tego zdarzenia robiłem w Bibliotece Narodowej w Warszawie kwerendę do jednej z moich publikacji. Natrafiłem na coś takiego, co może przydarzyć się komuś w pięknym czarownym śnie: „Plan orientacyjny miejsca stracenia Łabanowskiego w r. 1831 w Meszlukach, pow. wileński” oraz „Krzyż w polu” z dopiskiem: „Miejsce stracenia powstańca Łabanowskiego w Meszlukach, woj. wileńskie”.

Niech za puentę tego szkicu posłużą słowa poety: „Nikt tutaj światełka nie zapala, nie przyklęka i kwiatka nie złoży”.

Tadeusz W. Szynkowski

Na zdjęciach: plan orientacyjny miejsca stracenia i Krzyż w polu
Fot.
archiwum T. W. Sz.

<<<Wstecz