Wspomnienia z kowalczuckich stron (II)

Namalowane Bożą ręką

Początki istnienia malowniczych Kowalczuk sięgają końca XIX wieku. Tereny te były bogate w złoża torfu. Wydobyty torf krojono na cegiełki, potem je suszono na słońcu i używano do ogrzewania. Na działkach torfowych pracowaliśmy od dwunastu lat, pomagaliśmy starszym. Najstarsze pokolenie mieszkańców tych terenów przypominało pewne podanie o powstaniu naszej wsi.

Kiedyś przez miejscowość przesuwał się lodowiec, który zostawił za sobą ślady niegłębokich wydrążeń z licznymi wzgórzami, błotniste zapadliny. Przez tak falisty teren przepływa Wilenka z rozwidleniami, zarośniętymi brzegami, gdzie panowała niezmącona cisza. Na wzgórzu do dzisiaj rosną dorodne sosny, pozostałość szumiącego boru.

Pod koniec XX wieku na tym najwyższym wzniesieniu zaczęto budować świątynię. 15 października 2000 roku kościół pw. Miłosierdzia Bożego był konsekrowany przez arcybiskupa kardynała Audrysa Juozasa Bačkisa. Na dziedzińcu kościoła można zobaczyć pierwszy na Litwie pomnik papieża Jana Pawła II. To najznakomitsza atrakcja turystyczna naszej miejscowości. Wierni marzyli o Bożym domu tu. I te marzenia – ku chwale Boga i niezmiernej radości wiernych spełniły się. Świątynia wspaniale się wpisuje w otaczający krajobraz naszej ukochanej miejscowości, a dzwony wznoszą do nieba głos modlitwy, w którą wsłuchuje się cała przyroda. Odgłosy melodyjnych dzwonów rozlegają się na całą okolicę.

Wędrownik może się zachwycić rozległymi widokami bliższymi i dalszymi, z zabudowaniami w tle, z mieniącymi się barwami zalesionych pagórków, które rozpływają się w słonecznym blasku. Widoczne w oddali masywy leśne, ciągnące się na dziesiątki kilometrów ku horyzontowi, stykają się z niebem i toną w jasnoszarej mgle. Ten czarujący obraz – misterne dzieło Boże, podarowane światu, może dostrzec każdy człowiek, nieobojętny na piękno natury.

Kowal – założyciel

Stateczne bory, ukwiecone łany chronią od złych wiatrów zapomnienia wzniosłą historią i pamięć o pradziadach, którzy zagospodarowywali te ziemie. Założyciel naszej wsi był człowiekiem zdolnym i pracowitym: na wykarczowanej działce wybudował dom, budynki gospodarskie, przygotował materiał na inne potrzeby. Starsi opowiadali, że miał złote ręce. Wybudował w tym miejscu również kuźnię z okrąglaków, ponieważ był mu potrzebny sprzęt i narzędzia do pracy na roli. Widocznie dobrze się znał na pracy kowalskiej. Nasi pradziadowie mówili, że pierwszym osiedleńcem tej miejscowości był właśnie kowal, od którego i pochodzi nazwa wsi.

Po pewnym czasie w okolicy zaczęło się osiedlać więcej ludzi, którzy upodobali sobie te miejsca. Wieś zamieszkiwali przeważnie Polacy i Żydzi. Robota wrzała, wieś rozkwitała. Kowalczuccy Żydzi prowadzili sklepiki, piekarnie, zajmowali się handlem, była tu synagoga, gdzie dzieci spod gwiazdy Dawida uczyły się modlitw.

Kowalczuki. Jakbyś słyszał słowa „kowalczyk nasz”…, zdrobniała i przyjemna dla ucha nazwa wsi – brzmi ładnie i melodyjnie, dlatego zawsze z dumą oznajmialiśmy, że mieszkamy w Kowalczukach.

W niedaleko znajdującej się miejscowości Mickuny, na brzegach Wilenki, wydobywano rudę błotną, z której wytapiano żelazo, przydatne do robót kowalskich. Z tego rozżarzonego do białości żelaza nasz kowalczyk na ognisku wykuwał potrzebne narzędzia. Kowal walił młotem z całej siły i iskry dokoła latały, pięknie świecąc się i fruwając w powietrzu nad kowadłem, zaś pomocnik pod potem dmuchał w miechy, podsycając ognisko, wybuchające purpurowymi płomykami. Ogień żywo zmiękczał żelazo, które lekko się poddawało obróbce. Sprawne ręce za pomocą młota z kawałka żelaza wyczarowywały różne kształty i wzory, które z bajeczną szybkością przeistaczały się w użyteczne w gospodarstwie domowym przedmioty. Pomocnik z uciechy zaciągał przyśpiewki o kowalu, rozweselał kowalskie serce; spożyła się praca.

Ochronne podkowy

Kowal musiał mieć ogromną siłę i mocne ręce, aby ciężkim młotem wyczarować podkowy, zawiasy, motyki, sierpy i inne potrzebne przedmioty.

Każdej wiosny przed rozpoczęciem prac polowych w pierwszą kolej koniom podkuwano kopyta. Koń był podstawową i najważniejszą siłą fizyczną, dlatego musiał być należycie przygotowany do pracy na roli. Podkute końskie kopyta nie były narażone na żadne uszkodzenia, pęknięcia, załamania, prędkie ścieranie się delikatnych „bucików”, przecież konie dużo i ciężko pracowały od rana do wieczora. Cała siła koni w nogach – silnych, zdrowych i zabezpieczonych w podkowy. Postukując podkowami konie odważnie i majestatycznie stąpały po brukowanej powierzchni drogi, prezentując dzieła umiejętnych i zdolnych rąk kowala. A kowal zdobywał coraz to większą sławę na całą okolicę.

Nasza Wilenka

Wśród falistego leśnego łańcucha na pagórkach i w dolinach, na północ od stacji, niebieską wstęgą wije się Wilenka (dopływ Wilii), która bierze początek w źródełku na podmokłej błotnistej łące nieopodal granicy. Rzeka podąża na zachód, lawiruje wśród lasów, bagien, łąk, krzewów, których wydłużone cienie odbijają się w jej wodach.

Płynie więc rzeka przez rozległe pola, tworząc kręte zakola. Jest coraz szersza i głębsza, rozwidla się miejscami, a dalej silniejszy jej nurt rzeźbi powierzchnie zapadlin z urwistymi piaszczystymi brzegami, dzieli pagórki lub okala wzgórza, omija i przecina przepiękne barwne kwieciste łąki. Niejedna wioska wyrosła nad brzegami naszej Wileneczki. Na wartkiej rzece spotykają się także miejsca, gdzie można przejść czy przejechać w bród oraz głębokie miejsca w zakolach z wirami.

Opowiadając o naszej rodzimej rzeczce mimowolnie z ust płyną słowa: „Nad prastarą Wilenką dźwięczą rzewnie wciąż piosenki. Polska mowa też – to siła ma, w tobie smutek, radość gra”...

Mokradła rozlewające się na szlaku wartkiej, bardzo krętej rzeki, śpieszącej do Wilii – z kładkami na brzegu, by nabrać wody do płukania bielizny, napoić trzodę oraz łódkami przymocowanymi do wbitych pali – nawilżały pobliskie obszary.

Ach, co za widok, gdy nadwodne olszyny muskają gałązkami powierzchnię wodną. A te wierzby, w których gałązkach można dostrzec kołysany przez wiatr białoszary woreczek, podobny do gruszki… Toż to oryginalne i ciekawe gniazdko ptaszyny! Jako dzieci byłyśmy zachwycone, gdy dostrzegałyśmy w krzewinach takie kołyszące się i odbijające w przejrzystej wodzie sylwetki. Cudo!

Bernadetta Mikulewicz

Na zdjęciu: na najwyższym wzniesieniu Kowalczuk wybudowano świątynię
Fot.
archiwum

Cdn.

<<<Wstecz