Jedna wiara – różne tradycje

Rozmowa z prof. dr. hab. Gustawem Ferdynandem JUZALĄ-DEPRATIM, wykładowcą Uniwersytetu Wileńskiego, archiwistą-etnomuzykologiem Litewskiej Akademii Muzyki i Teatru

– Wiara może być jedna, lecz tradycje bożonarodzeniowe różnią się. Dlaczego?

Z całą pewnością zwyczaje religijne różnią się w zależności od kraju: różnie wygląda stół wigilijny z daniami, inaczej się śpiewa kolędy. Ale chciałbym zaznaczyć, że różne tradycje mogą być u jednego narodu, w zależności od regionu zamieszkania ludzi. Dla przykładu, w tzw. Małej Litwie w różnych regionach ludzie śpiewają w domach, w gronie rodzinnym, lokalne pastorałki i kolędy, nienależące do kolęd klasycznych, które słyszymy podczas nabożeństw kościelnych.

Boże Narodzenie jest bardzo specyficznym świętem. Pierwsi chrześcijanie wcale nie znali tego święta. Dopiero w końcu IV wieku w Imperium Rzymskim, kiedy chrześcijaństwo zostało zalegalizowane, zaczęto obchodzić Boże Narodzenie w dniu święta Słońca Niezwyciężonego, które Rzymianie zapożyczyli od starożytnych Persów. Z kolei Słowianie dopasowali świętowanie Bożego Narodzenia do święta Godów. Właśnie dlatego polskie świętowanie bożonarodzeniowe jest bardzo specyficzne. Już wtedy ludzie wprowadzili zwyczaj zapraszania do stołów zmarłych, stąd powstał zwyczaj stawiania pustego talerza i sztućców. Na polski wigilijny stół trafiają potrawy przyrządzone z suszonych grzybów, maku, pszenicy (kucia), czyli wszystkiego co mogliby jeść zmarli. Nawet tradycja zostawiania jedzenia po kolacji wigilijnej na stole do rana, też wywodzi się z dawnego słowiańskiego szacunku do zmarłych.

– Pochodzi Pan z innej półkuli, a mianowicie z Argentyny. Argentyna to kraj katolicki, państwo emigrantów. Jak tam współgrają kultury, a na czym polega ich odrębność?

Zgadza się, urodziłem się i wychowałem w Argentynie, ale korzenie mojej rodziny są tu, na Litwie. Dziadkowie opuścili Wilno po II wojnie światowej, zresztą jak i cała nasza wielka rodzina. Na Litwie nikt nie pozostał. Większa część rodziny osiadła w Polsce, dziadkowie dotarli aż do Ameryki Południowej. Niestety, niektórzy z naszych krewnych nie wrócili z zesłania na Syberię. Chociaż mieszkaliśmy daleko od Ojczyzny, to w domu pielęgnowaliśmy tradycje polskie, w tym również religijne. Może nie zawsze na Wigilię mieliśmy karpia, ale zawsze była ryba, której w Argentynie jest wiele i różnych rodzajów. Wigilia w Argentynie jest inna chociażby z tego powodu, że przypada w środku lata. Potomkowie emigrantów z różnych krajów starają się trzymać własnych tradycji i czasami zapożyczają je od siebie nawzajem. Na przykład, w naszej rodzinie w święta zawsze na stole jest włoskie ciasto panettone i hiszpańskie nugaty. Argentyńczycy przyjęli zwyczaj obchodzenia tego święta w szerokim gronie, zbierają się ogromne rodziny po kilkadziesiąt osób. Ludzie śpiewają i tańczą na ulicy. Argentyńczycy, tak jak i większość zachodnich Europejczyków, w Wigilię nie poszczą – na stole jest mięso i wino, bez którego w tradycji hiszpańskiej czy włoskiej ani rusz. Ludzie jedzą i piją to, na co mają ochotę. Inną tradycję mają też dzieci w Argentynie. Do nich nie przychodzi święty Mikołaj, lecz Trzej Królowie. Przed świętem Trzech Króli dzieci zbierają trawę i wodę dla wielbłądów, na których mędrcy przybyli do Jezusa. Po świątecznej nocy, rano, w miejscu, gdzie złożyły trawę i wodę, dzieci znajdują prezenty od wdzięcznych wielbłądów.

– Rozumiem, że zamiast karpia można podać inną rybę, ale co może zamienić opłatek na wigilijnym stole w Argentynie?

Opłatek jest typowo polską tradycją, która rozpowszechniła się w XIX wieku w Polsce i niektórych krajach sąsiednich. Europa Zachodnia, ci sami Hiszpanie albo Włosi nie znają opłatka. Błędnie jest myśleć, że Włosi dzielą się przy stole bożonarodzeniowym ciastem panettone, łamiąc go jak my opłatek. Nic podobnego, ciasto po prostu spożywają, jak każde inne.

Pierwsi chrześcijanie mieli coś podobnego – dzielili się chlebem podczas nabożeństwa. Czasami kawałki tego chleba przynosili do domu, aby dać komuś ze swojej rodziny, kto nie mógł uczestniczyć w nabożeństwie. W polskiej tradycji dzielenie się opłatkiem jest tym wyjątkowym, subtelnym momentem, kiedy dzieląc się opłatkiem przepraszamy jeden drugiego, składamy życzenia zdrowia i pomyślności. W XIX wieku opłatek często przypominał Polakom o powstańcach, którzy zostali zesłani na Syberię. Ponadto opłatki miały różne kolory. Białym opłatkiem dzieliło się z rodziną, natomiast kolorowe (żółte, bądź niebieskie) podawano trzodzie chlewnej. Ludzie wkładali takie opłatki do siana, aby krowy czy owce zjadły opłatek, który miał wpłynąć na ich dobry chów.

– Wilno przed II wojną światową często było nazywane Jerozolimą Północy. Jakie znaczenie dla miasta ma jego wielokulturowość?

Bez wątpienia ogromne, jest czymś, o co należy troszczyć się i pielęgnować. Turyści z Polski, dla przykładu, przeżywają swoisty szok, kiedy spotykają się na raz z kulturą trzech języków – litewskiego, polskiego i rosyjskiego. Wielokulturowość przejawia się na co dzień i wszędzie, w tym także w kuchni. Wiele potraw wigilijnych powszechnych na Litwie, w Polsce jest mało znanych. Mam na myśli śliżyki, mleko makowe, kisiel z żurawiny, owsiany czy uszka pieczone z makiem, grzybami suszonymi, kapustą, śledzie z grzybami.

– Co sprowadziło Pana na Litwę i jakie było pierwsze wrażenie po przybyciu tutaj?

Jak już wspominałem, moi dziadkowie pochodzą z Wilna i jakoś mnie zawsze ciągnęło w rodzime strony. Po raz pierwszy odwiedziłem Litwę w 1991 roku, kiedy przyjechałem z Argentyny na studia do Polski. Będąc w Polsce często przyjeżdżałem na Litwę, jeden raz towarzyszyła mi moja mama, która przyjeżdżała do Europy, aby odwiedzić mnie, krewnych w Polsce, no i zobaczyć rodzinne Wilno.

– Co wpłynęło na to, że zainteresował się Pan etnografią?

Etnografia ciekawiła mnie zawsze, dlatego po przyjeździe do Polski podjąłem studia etnograficzne i etnomuzykologiczne na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Swoją pracę magisterską poświęciłem badaniom dziejów Polaków na Ziemi Kowieńskiej. Z kolei później tematem mojej pracy doktorskiej stało się pogranicze polsko-litewskie. W Polsce pracowałem w Polskiej Akademii Nauk w Krakowie. Od siedmiu lat mieszkam na Litwie.

– Wykłada Pan na litewskiej uczelni, a więc język litewski na pewno nie sprawia Panu problemu…

Tak, mówię, piszę, czytam po litewsku biegle. Nie mam z tym żadnego problemu. Języka litewskiego zacząłem uczyć się jeszcze w Krakowie. Częste podróże na Litwę sprzyjały szybkiemu uczeniu się języka, ponadto interesuję się kulturą Bałtów i wypada znać język litewski, by lepiej poznawać litewską kulturę.

– Przed laty został Pan jednym z założycieli zespołu etnograficznego „Łałymka” w Białej Wace. Jak powstał pomysł utworzenia tego etnograficznego zespołu i dlaczego właśnie Biała Waka?

Idea założenia zespołu należy do pani Lorety Grygorowicz, która wówczas była dyrektorką Sali Imprez w Białej Wace. Poznaliśmy się podczas warsztatów, które razem z kolegą Tomaszem Nowakiem prowadziliśmy w Polsce dla pracowników placówek kulturalnych z Litwy. Nasze szkolenia były poświęcone tańcom i pieśniom Wileńszczyzny. Szczerze powiem, byliśmy wówczas trochę zdziwieni, że Polacy z Litwy dobrze nie znają swego folkloru. Toteż, żeby odrodzić tradycje folkloru Wileńszczyzny, założyliśmy zespół „Łałymka”, który funkcjonuje do dzisiaj. Pierwszym problemem, z którym zetknęliśmy się wówczas, było to, że nie mieliśmy typowo wileńskich strojów. To dziwne, zespoły polskie na Wileńszczyźnie mogą mieć stroje z różnych regionów Polski, a nie mieć stroju wileńskiego. Nasze wileńskie stroje odtworzyliśmy w wyniku ogromnej pracy w muzeach, szukając zdjęć i jakiejkolwiek informacji o tym, jak wyglądały i z jakiej tkaniny były uszyte. Po pewnym czasie udało się nam odrodzić stroje wileńskie, w których „Łałymka” występuje.

Rozmawiał Andrzej Kołosowski

Na zdjęciach: Gustaw Juzala razem z Loretą Grygorowicz założył w Białej Wace zespół etnograficzny „Łałymka”;
zespół w odtworzonych wileńskich strojach
Fot.
archiwum

<<<Wstecz