Greta idzie do szkoły
Mamy 1 września, który w tym roku będzie niezwykły z powodu epidemii koronawirusa. Ale nie tylko. Sensacją bowiem prawdziwą, która obiegła media na całym globie, była zapowiedź Grety Thunberg, nastoletniej ikony wyznawców ekologizmu, że wraca do szkoły.
Szwedzka 16-latka, która porwała tysiące, co tam tysiące – miliony na całym świecie, by bronić Ziemię-matkę przed katastrofą klimatyczną (bo wszyscy umrzemy, jeżeli nie powstrzymamy ocieplenia klimatu, który ociepla się przez nadmierną produkcję CO2 – oto zapis w pigułce mrożącej krew w żyłach teorii młodocianej Skandynawki), wprowadziła w zachwyt swych wyznawców informując, że od tego roku szkolnego ona również wznawia naukę.
Jedni, jako się rzekło, wpadli w zachwyt, usłyszawszy tak sensacyjną wiadomość. Inni z kolei, niedowiarkowie, nie mogli wręcz swym uszom uwierzyć, ani oczom dać wiarę w to, że Greta poszła do szkoły. No w głowie przecie coś takiego się nie mieści. Jak to „boska Greta” ma pójść do szkoły? Niby po co, skoro już wszystkie rozumy pozjadała i wszystkie zagadki naszej galaktyki nie są jej tajne. Przecież „wykładała” już nawet w ONZ-cie, pouczała ludzkość na różnych forach Unii Europejskiej, rugała polityków za krnąbrność w ratowaniu klimatu na najwyższych możliwych na naszej planecie szczeblach. Odbyła cały szereg spotkań też na szczeblach tak wysokich, że niemożliwe sobie wyobrazić jeszcze wyższych, poczynając od europarlamentarzystów i eurokomisarzy i na samym papieżu kończąc. Przed spotkaniem „boskiej Grety” w Parlamencie Europejskim (na najwyższym szczeblu oczywiście), zawieszono nawet na chwilę specjalnie dla niej prawa wynikające z przestrzegania kwarantanny. Wszystko po to, by mogła Ona wejść tam, gdzie inni śmiertelni wejść nie mogli i miała tam możliwość głosić swe „mądrości”, a zwłaszcza by mogła odważnie chłostać prawdę i besztać gnuśnych polityków, za co bili jej gromkie brawa.
I po tym wszystkim „boska Greta” ma iść do szkoły, by udawać, że jeszcze czegoś nie wie? Jeszcze ma jakieś braki w edukacji? No pardon, to już przesada. Przecież Greta Thunberg już weszła do historii i to w sposób najbardziej dosłowny, spektakularny wręcz. Jak w Polsce chociażby, gdzie już znalazła swoje miejsce w podręcznikach historii i to razem na jednej kartce z Joanną D’Arc.
I nie jest to żadna plotka, ani krotochwila, tylko szczera prawda. Greta jest już w polskich podręcznikach historii jako osoba, która zafascynowała miliony do podjęcia ważnego dla całej ludzkości tematu.
Złośliwi mówią, co prawda, że Greta w polskim podręczniku znalazła się tylko dlatego, że jego autor z kolei bardzo się zafascynował felietonem profesor Marii Poprzęckiej, historyczki i krytyczki sztuki (przepraszam za pisownię, ale tak jest w oryginale) pod tytułem bardzo niebanalnym: „Greta D’Arc”. W swym felietonie pani profesor, o excuse me, profesorka, stawia tezę, że 16-letnia Szwedka, przed którą „wszyscy stoją bezradni”, bo jest „wyzwaniem dla polityków, psychologów, socjologów, speców od PR-u, politycznego wizerunku i inżynierii społecznej”, może iść w szranki chyba że tylko z samą Joanną D’Arc. Bo tamta średniowieczna 13-letnia wieśniaczka, analfabetka, też porwała za sobą możnych swego czasu – króla, możnowładców, wojsko i tym samym odmieniła losy Wojny Stuletniej, jaką toczyły między sobą Anglia i Francja. „Od Szekspira poczynając Dziewica Orleańska pozostaje natchnieniem dramaturgów, pisarzy, poetów, kompozytorów”, pisze polska uczona sugerując, że dziś z Gretą Thunberg jest tak samo. Wszyscy fascynują się szwedzką nastolatką i nie mogą pojąć zarazem jej fenomenu. Dlatego tak samo jak Joanna D’Arc swego czasu została poddana psychoanalitycznym i psychiatrycznym diagnozom, podobnie „psychiatryzuje się” dzisiaj Gretę, twierdzi Poprzęcka.
Dalej profesorka dywaguje, że „zjawisko cudownych dzieci” zdarza się głównie w muzyce, trochę w poezji, ale żeby w polityce? To jest już cud prawdziwy, w którym swe zaangażowanie niechybnie musi mieć Siła Wyższa. Następnie uczona przypomina, że w przypadku D’Arc taka właśnie teza została oficjalnie uznana przez Kościół katolicki. Zresztą „ona sama aż do męczeńskiej śmierci powtarzała, że została powołana przez świętego Michała Archanioła, świętą Małgorzatę i świętą Katarzynę”, przypomina felietonistka z Polski słowa młodej francuskiej bohaterki.
Nie wiem, czy to nie jest delikatna sugestia ze strony profesorki, że również ekologiczna misja Grety Thunberg jest patronowana gdzieś z Wysoka, bo przecież, idąc tropem jej myśli, uzyskać status „cudownego dziecka” w polityce jest mission impossible bez ingerencji Sił Wyższych. A „boska Greta” przecież urosła na tyle w światowej polityce, że została nawet nominowana do Pokojowej Nagrody Nobla.
I znowuż nie jest to żadna krotochwila, tylko bardzo poważna nominacja. Światowi bukmacherzy, którzy mają przecież nosa w takich sprawach, nawet faworyzują tę kandydaturę wśród innych. Jest świeża, autentyczna, nietuzinkowa, jakże różna od – nie przebierając – niegdysiejszego kandydata na Nobla w tejże, bohatera walki o ekologię kategorii, byłego wiceprezydenta USA za czasów Billa Clintona Al Gore’a.
Może rzeczywiście niedługo doczekamy się kolejnej mega sensacji, wieszczącej o przyznaniu przez Szwedzką Królewską Akademię Nagrody Nobla dla filigranowej rodaczki z blond kucykiem. Tego wykluczyć się nie da, zwłaszcza że ćwierkają o tym bukmacherzy, a sama wartość nagrody ostatnimi laty mocno zdewaluowała.
Mimo to wydaje mi się jednak, że wpisywanie Grety do podręczników historii jest mocno przedwczesne. Pamiętać bowiem musimy, że misja Joanny D’Arc przez Kościół została uznana dopiero po wnikliwym jej zbadaniu oraz ocenie owoców jej działania, które były dobre. Dlatego też ostateczna ocena postaci Dziewicy Orleańskiej nastąpiła dopiero dobrych kilka wieków później, kiedy to została ona oficjalnie umieszczona „pomiędzy świętymi”.
Gretę do grona świętych świeckich próbuje współczesny świat wciągnąć natychmiast bez zaczekania na skutki jej misji. Tymczasem, jak opowiadają wiewiórki, Gretę, przez niektórych zwaną „boską”, wylansowali bardzo możni tego świata do spółki z globalnymi koncernami w celach niestety mocno przyziemnych. Mających służyć ich partykularnym interesom. Może więc być tak, że owoce jej misji będą dla milionów obrońców klimatu dużym zaskoczeniem. Katastrofa klimatyczna nie wydarzy się, a jedynym owocem jej starań proekologicznych będzie to, że przewagę konkurencyjną zyskają ci, którzy sponsorowali fenomen nieznanej nikomu wcześniej Szwedki. Jako skutek uboczny zaś misji zostaną rzesze znerwicowanych i zalęknionych zbliżającym się Armagedonem rówieśników Grety.
Dobrze, że Greta wreszcie poszła do szkoły, bo tam jest jej miejsce.
Tadeusz Andrzejewski
radny rejonu wileńskiego