Powstanie Warszawskie – różne narracje

Mimo że obchodziliśmy już 76. rocznicę Powstania Warszawskiego, to jednak w różnych środowiskach ciągle jeszcze w rozmaity sposób mówi się na temat tego największego zrywu wolnościowego Polaków. Pomijając większość, która z dumą mówi o Powstaniu, można jeszcze wyróżnić trzy narracje: komunistyczną, narrację realistów oraz narrację zwolenników tzw. „pedagogiki wstydu”.

W tym ostatnim przypadku mamy do czynienia z szerszym zjawiskiem zawstydzania Polaków ich własną historią (która ponoć była dla nich w znacznej mierze wstydliwa właśnie) tak, by nie czuli dumy z dziejów swych przodków. W tym procederze od lat przoduje skrajnie kosmopolityczne środowisko „Gazety Wyborczej”, które zadaje ton takiej debacie, instruując swych wyznawców, jak i czego muszą się wstydzić. W przypadku Powstania Warszawskiego, dla przykładu, gdy cała Polska świętuje bohaterstwo i poświęcenie dla Ojczyzny powstańców, „GW” na siłę wyszukuje jakiejś skazy w ich szeregach. Tak było np. przy okazji okrągłych rocznic Powstania, gdy ów organ wydobywał na światło dzienne marginalne przypadki antysemityzmu wśród 50-tysięczej rzeszy powstańców. Dyżurni historycy gazety potem problem wyolbrzymiali, generalizowali, próbując rzucać cień na całość polskiego społeczeństwa, które – wiadomo – było i przed wojną, i tym bardziej w jej trakcie antysemickie. Cel dywagacji był prosty: uniemożliwić albo przynajmniej uprzykrzyć obchody jednego z najbardziej doniosłych wydarzeń w historii Polski, by Polacy za bardzo się nie szczycili chwałą swych bohaterów.

Realiści obrali inną taktykę. Oni bohaterstwa powstańców nie kwestionują, a nawet je gloryfikują, jednocześnie jednak podważają sens ich walki. W tym przypadku podważanie sensu Powstania odbywa się na następującej pokrętnej logice. Owszem, byliście mężni, walczyliście jak lwy, ale, niestety, wasi przywódcy was oszukali, bo wydali was na pastwę nieporównywalnie silniejszego wroga, z którym mieliście zero szans na wygraną. Więc wasza krew była szafowana nadaremnie.

„200 tysięcy zabitych niewinnych cywilów”, „dorobek życia stracony przez ponad 1 mln ludzi”, „kompletnie zniszczona stolica”, „0 szans na sukces”, takim wpisem na twitterze popisał się poseł Konfederacji Jacek Wilk w dniu 1 sierpnia – rocznicy wybuchu Powstania. A potem jeszcze dopisał: „Czcimy dziś żołnierzy-bohaterów za ich poświęcenie. A kiedy wreszcie osądzimy zbrodniarzy, którzy wydali rozkaz samobójstwa Warszawy?”.

Gładko gada ten Wilk, trzeba przyznać. Uderza w czułe struny duszy Polaków, dokładnie jak ten „arcypies” i „rakarz” Kuklinowski z „Potopu”, co to zawodził nad losem obrońców Jasnej Góry, którzy przez swój nierozsądny opór mieli się narazić na duży gniew Szwedów. Powstańcy warszawscy też swym oporem rozsierdzili Niemców, za co zostali okrutnie ukarani, bo nie mieli żadnych szans, komentuje wydarzenie post factum poseł Konfederacji, posługując się przy tym intelektualnym szalbierstwem.

Planując powstanie jego przywódcy brali pod uwagę różne scenariusze. Jednak najbardziej prawdopodobnym wydawał się ten, że najpóźniej po trzech dniach Warszawa zostanie ogarnięta przez Front Wschodni i w polskiej stolicy się powtórzy scenariusz ze zdobycia Wilna, gdzie AK razem z Armią Czerwoną ramię w ramię opanowywali miasto. W przypadku polskiej stolicy, można było domniemywać, że Stalin jednak nie odważy się na areszt „aliantów jego aliantów”, bo byłby to zbyt jawny i nieuzasadniony gwałt, który zachodni alianci nie mogliby puścić płazem wschodniemu satrapie. Nikt tymczasem nie mógł przewidzieć, że Armia Czerwona nagle „stanie z bronią u nogi” (co sama do niedawna zarzucała AK) i nie skorzysta z okazji zdobycia Warszawy przy pomocy powstańców.

Przywódcy Powstania musieli też brać pod uwagę fakt, że w stolicy są skoncentrowane duże siły AK, które przez ostatnie lata i miesiące szykowały się właśnie na ten jeden moment – uderzenia na wycofujących się Niemców. Gdyby rozkaz do uderzenia nie padł? Co wtedy? Kto wziąłby odpowiedzialność za możliwy samoistny wybuch powstania, którego skutki byłyby o wiele bardziej tragiczne? Poseł Wilk, czy może jego pryncypał Janusz Korwin-Mikke, najbardziej dzisiaj znana w Polsce „ruska onuca”.

„I umierając we własnych łożach, za wiele lat, czy chcielibyście zamienić te wszystkie dni, od dziś do wtedy, za jedną szansę, jedną jedyną szansę, aby tu wrócić i powiedzieć naszym wrogom, że mogą odebrać nam życie, ale nigdy nie odbiorą nam wolności!” – przypomniał Wilkowi słowa bohatera narodowego Szkotów W. Wallace’a przed bitwą pod Stirling internauta. Być może Powstanie Warszawskie było akurat tą ceną, tą daniną krwi, którą zapłacili nasi bohaterscy przodkowie, by my, ich potomni, mogli być dziś wolni i dumni.

Komuniści i ich ideowi spadkobiercy z lewicy nigdy Powstania Warszawskiego nie uznają za swoje, bo ono zawsze będzie zadrą na ich poplamionym zdradą sumieniu. Zawsze będą świadomi, że ich mocodawca, satrapa ze Wschodu, z zimnym sadyzmem utopił powstanie we krwi, za co mu później musieli dziękować. Więc dla nich Powstanie zawsze będzie „awanturnictwem”, „zbrodnią”, „obłędem”.

Tymczasem jest bardzo ważne, jak będą pamiętać o Powstaniu Warszawskim Polacy. Jak słusznie zauważył dziennikarz Piotr Gursztyn, „jeżeli Polacy przestaną czcić Powstanie Warszawskie, przestaną czuć dumę z tego wielkiego wysiłku, który wtedy wykonała wspólnota narodowa, to nie będziemy lepsi, nie będziemy silniejsi (...)”. I o to dla wielu środowisk w Polsce chodzi. O to też pewnie chodzi dla niektórych sąsiadów Polski, którym nie zależy na jej sile, na mocy duchowej Polaków, tylko raczej na tym, by się sami potępiali za nierozwagę, awanturnictwo, antysemityzm swych przodków i swych przywódców.

Niech komuniści i ich dzisiejsi ideowi spadkobiercy sami, nawet do końca dziejów, połykają swój wstyd i swoją zdradę, niech realiści racjonalizują po czasie wybory i postawy naszych wodzów i przywódców, używając przy okazji argumentów komunistów, niech wreszcie wyznawcy pedagogiki wstydu zawstydzą się na śmierć, Polakom nic do tego.

Polacy zawsze będą dumnie czcić i przekazywać kolejnym pokoleniom legendę bohaterów Powstania Warszawskiego.

Tadeusz Andrzejewski
radny rejonu wileńskiego

<<<Wstecz