Setny jubileusz Aleksandry Markowskiej z Suderwy

Tajemnica długowieczności

Niezachwiana wiara w Boga, pracowitość, powściągliwość i mądrość życiowa, umiar w jedzeniu – tych kilku prostych zasad przez całe długie życie starała się przestrzegać Aleksandra Markowska. 3 sierpnia mieszkanka podwileńskiej Suderwy w otoczeniu najbliższej rodziny obchodziła setny jubileusz urodzin.

Z tej okazji dostojną jubilatkę – z naręczem kwiatów, prezentami i ciepłymi życzeniami na kolejne lata w zdrowiu i dobrym usposobieniu – odwiedziły wicemer rejonu wileńskiego Teresa Dziemieszko, kierowniczka samorządowego Wydziału Opieki Społecznej Irena Ingielewicz, starosta Suderwy Czesława Pawiłowicz wraz z Aliną Jurgilewicz, st. organizatorką pracy socjalnej gminy.

Składając powinszowania w imieniu mer rejonu wileńskiego Marii Rekść, Dziemieszko wręczyła pismo gratulacyjne i cieszyła się, że nie zważając na poczciwy wiek pani Aleksandra jest uśmiechnięta, emanuje pozytywną energią.

Aleksandra Markowska, z domu Michalkiewicz, urodziła się 3 sierpnia 1920 roku we wsi Pakańce (gm. Suderwa). Tutaj też poznała swego męża Władysława, z którym doczekała się czworga dzieci: Teresy, Władysława, Aleksandra i Józefa.

Życie pani Aleksandry od najmłodszych lat było naznaczone ciężką pracą: w wieku 13 lat została osierocona przez matkę i już wtedy musiała nauczyć się radzić sobie w życiu. Pieszo chodziła nad rzeczkę do oddalonych od rodzinnej miejscowości Michaliszek i zbierała szczaw, w lesie zbierała poziomki i całe to dobro nosiła do Wilna na targ sprzedawać. Tak zarabiała na skromne utrzymanie. W dojrzałym wieku pracowała w kołchozie; nie brakowało też pracy i krzątaniny przy domu, wszak dzieci trzeba było nakarmić, ubrać, wykształcić. Jednak, zdaniem dzieci, mama nigdy nie narzekała, zawsze była pogodna, ponieważ potrafiła pracować z rozsądkiem, cieszyć się i szanować owoce swego mozołu. Tych wspaniałych wartości nauczyła też swoje latorośle. W rodzinie Markowskich pracowitość była jedną z najważniejszych cnót, która pomogła ugruntować się w życiu każdemu z dzieci.

– Rodzice wozili do miasta sprzedawać jajka, mleko, truskawki, mieliśmy też zawsze dużo wiśni, jabłek, które mogły przetrwać aż do samego Bożego Narodzenia. Słowem kręcili się, jak tylko mogli, żeby przeżyć i coś po sobie zostawić – mówił Aleksander, który odziedziczył po mamie nie tylko imię, ale i pracowitość, zamiłowanie do ziemi.

– Mama nam przekazała te cechy, a my staraliśmy się je przekazać naszym dzieciom – wtóruje bratu Teresa Wojtkiewicz, z czułością patrząc na swą najstarszą, pracowitą i wszechstronnie utalentowaną córkę Mirosławę. Z kolei Józef z nostalgią przypomina swój pierwszy rower, na który sam, będąc 12-letnim chłopcem, zaoszczędził pieniądze. – Mamy baliśmy się bardziej niż ojca, który nie był taki srogi. Nie daj Boże, żeby któryś z nas coś przeskrobał w szkole i o tym dowiedziała się mama! – wspomina Józef Markowski. Ojciec był dobrym i pracowitym człowiekiem, ale to właśnie mama była tą silną oporą, która trzymała przysłowiowe trzy węgły rodzicielskiego domu.

Całym pracowitym życiem dostojna jubilatka zasłużyła sobie na szacunek, słowa serdecznego podziękowania i troskliwą opiekę na starość. W 1991 roku pani Markowska owdowiała, a po pewnym czasie odprowadziła do wieczności również syna Władysława.

Według starosty Pawiłowicz, pani Aleksandra obecnie jest najstarszą mieszkanką gminy Suderwa. Seniorka rodu i cała rodzina cieszy się słusznym uznaniem i szacunkiem u ludzi. Rodzina Markowskich – to dobrzy Polacy, którzy trwają przy swoich korzeniach. Synowa jubilatki Weronika Markowska przez wiele lat pełniła funkcje prezesa miejscowego koła ZPL.

Od 9 lat mieszka z córką Teresą i zięciem Józefem Wojtkiewiczem w Suderwie. Otoczona miłością i ciepłem seniorka rodu cieszy się z 9 wnucząt, 13 prawnucząt i 1 praprawnuka.

Niestety, w życiu rodziny Markowskich, jak w większości rodzin nieraz radości przeplatały się ze smutkami. W 2003 roku podczas nieszczęśliwego wypadku na stacji paliwowej w Ciechanowiszkach zginął Marek, jeden z synów-bliźniaków Teresy Wojtkiewicz. Miał 32 lata. Mimo upływu czasu ta blizna już nigdy się nie zagoi.

Dzieci oraz ich połowy podziwiają mamę za niezłomność ducha, optymizm, które pomagały jej przetrwać najtrudniejsze chwile w życiu.

– Mama jest człowiekiem bardzo mocnej wiary i silnego poczucia obowiązku. Ona zawsze każdą sytuację życiową potrafiła rozważyć i wytłumaczyć. Umiała też innym doradzić i cierpliwie wysłuchać – zaznacza Weronika Markowska, żona Aleksandra, zastanawiając się nad tajemnicą długowieczności swojej świekry.

W zasięgu ręki starszej pani modlitewnik, który – o dziwo – czyta bez okularów! Obok leży różaniec. Wiek uniemożliwił pani Aleksandrze wykonywanie wielu innych ulubionych czynności, ale wreszcie ma czas na oglądanie telewizji. Dzieci dobrotliwie żartują, że mama nie zawsze zgadza się z opiniami głoszonymi przez to medium i nierzadko lubi się z telewizorem pokłócić. Mimo sędziwego wieku pani Aleksandra czuje się dobrze, wspierając się o kijaszek nadal może przechadzać się po domu. Jedynym znaczniejszym niedomaganiem, który uprzykrza jej życie, jest słaby słuch.

– Na stole zawsze musi być coś słodkiego, bo mama lubi posmakować cukierka, ciasteczka czy jakiegoś owocu – opowiada córka Teresa. Jednak, jak przypomina, przez całe życie była powściągliwa w jedzeniu, mawiała, że przejedzenie szkodzi. A więc zawsze była w dobrej formie fizycznej.

W dniu jubileuszu rodzina Markowskich przyjmowała gości serdecznie i hojnie. Gościnna i uprzejma Aleksandra Markowska szczególnie martwiła się o to, żeby przyjęcie jubileuszowe było udane. I takie było – pełne serdeczności, radości, ciepłych życzeń na kolejne lata i słów wdzięczności od wszystkich, których kochała i wspierała.

Irena Mikulewicz

Na zdjęciach: Aleksandra i Władysław Markowscy oraz Teresa Wojtkiewicz z mężem Józefem i córką Mirosławą podczas I komunii św. synów Marka i Józefa przy kościele pw. Serca Jezusowego w Wilnie; setny jubileusz mamy, babci, prababci i praprababci świętowało 40 najbliższych członków rodziny
Fot.
archiwum

<<<Wstecz