Po falstarcie polscy i litewscy koszykarze odnotowali wygrane

Sensacja w Saragossie

Koszykarskie reprezentacje Polski i Litwy niepomyślnie rozpoczęły eliminacje do mistrzostw Europy 2021. Polacy u siebie po zaciętym pojedynku nieznacznie ulegli Izraelowi (71:76), natomiast Litwini zostali wręcz rozgromieni przez Belgów (65:86). Obie reprezentacje szybko jednak zrehabilitowały się w oczach kibiców odnosząc efektowne zwycięstwa.

Najbardziej spektakularne zwycięstwo odniosła koszykarska reprezentacja Polski, która pokonała w Saragossie mistrza świata Hiszpanię 80:69 (15:19, 23:16, 27:20, 15:14) w 2. kolejce eliminacji mistrzostw Europy 2021. To pierwsza wygrana biało-czerwonych z tym rywalem od... 1972 roku i meczu igrzysk olimpijskich w Monachium (87:76). Polacy zrewanżowali się utytułowanym rywalom za serie porażek w meczach o punkty i towarzyskich, w tym trzy ostatnie w finałach Eurobasketu 2013 w Słowenii 53:89, w 1/8 finału ME 2015 66:80 oraz ćwierćfinale wrześniowych mistrzostw świata w Chinach 78:90.

Co prawda w składzie Hiszpanii było w Saragossie tylko dwóch koszykarzy z Chin: Javier Beiran i Xavi Rabaseda, ale klasa zespołu z Płw. Iberyjskiego i siła hiszpańskiej ligi stawiała w roli faworytów gospodarzy. Podopieczni trenera Sergio Scariolo, pracującego na co dzień w zespole mistrza NBA Toronto Raptors (jako asystent), wygrali walkę pod tablicami 44:27, ale w pozostałych elementach byli gorsi od biało-czerwonych. Ci wymusili na ekipie mistrza świata aż 23 straty i to właśnie defensywa była kluczowa w spotkaniu w Saragossie. Polacy mieli tylko 13 strat, a ponadto 18 asyst (o dwie więcej od rywali) i lepszą skuteczność zarówno z gry (47,5 proc.) i wolnych (87,5). Hiszpanie odpowiednio 41 i 65 proc.

Do zwycięstwa biało-czerwonych poprowadził A. J. Slaughter, który, podobnie jak w meczu z Izraelem (29 pkt), imponował walecznością i skutecznością i do hiszpańskiego kosza wrzucił 26 punktów. Nieprzypadkowo więc hiszpańska prasa wskazała na Slaughtera, występującego na co dzień w hiszpańskiej „Betisie” (Sewilla) jako głównego „winnego” porażki Hiszpanii.

Po zimnym prysznicu w Belgii, gdy to Litwini ulegli gospodarzom różnicą 21 punktów, a po trzech kwartach ta różnica wynosiła aż 37 pkt, Litwini – na własnym parkiecie – 97:89 (19:20, 23:27, 20:20, 35:22) pokonali w Wilnie Czechów. Trzeba przyznać, że przez trzy kwarty więcej do powiedzenia mieli goście, którzy kontrolowali przebieg wydarzeń na parkiecie i faktycznie przez cały czas utrzymywali kilkupunktową przewagę. Czesi nie zdołali jednak „oderwać się” od gospodarzy, a nie zezwalał im na to Eimantas Bendžius, który rzutami za trzy punkty skutecznie niwelował zapędy gości. Nieznaczną przewagę goście utrzymywali przez trzy kwarty, ale w czwartej lwi pazur wreszcie pokazali gospodarze. Wzmocnili oni grę w defensywie i wybili z rytmu Czechów, całkowicie przejmując inicjatywę w swe ręce. Bohaterem meczu i najskuteczniejszym zawodnikiem na parkiecie był ten sam Bendžius, który do kosza rywali wrzucił 26 punktów. Trener Darius Maskoliūnas po tym zwycięstwie mógł odetchnąć z ulgą, gdyż jego debiut – jako szkoleniowca kadry Litwy – w Belgii zakończył się blamażem. Po zwycięstwie nad Czechami kadra i trener częściowo zrehabilitowali się w oczach kibiców i dodali im optymizmu. Drugie zwycięstwo z rzędu natomiast odniosła Belgia, która na wyjeździe 88:72 pokonała Danię.

Z. Ż
Fot. pzkosz.pl

<<<Wstecz