Nie pójść śladem banderowców

Mer Wilna Remigijus Šimašius otworzył puszkę Pandory. Tak przynajmniej uważa szef litewskich konserwatystów Gabrielius Landsbergis, który w ten właśnie sposób zareagował na decyzję włodarza stolicy usunięcia z gmachu biblioteki Wróblewskich tablicy pamiątkowej poświęconej generałowi „Vėtrze”.

Landsbergis junior przyznaje, że postać generała Noreiki ps. „Vėtra” jest niejednoznaczna, ale o tym niech dyskutują historycy (może w składzie jakiejś komisji międzynarodowej), poucza Šimašiusa Landsbergis. Tymczasem mer Wilna zamiast dyskusji „woli znienacka wymachiwać młotem”, ubolewa konserwatysta, nawiązując w ten sposób do awantury, gdy niejaki adwokat Stanislovas Tomas rozbił młotem tablicę „Vėtry” (później została sklejona i przywrócona na stare miejsce). Z kolei inny konserwatysta Emanuelis Zingeris chwali Šimašiusa za „słuszną i na czasie” decyzję.

Sam winowajca swoją decyzję tłumaczy chęcią stosowania jednakowej miarki do „wszystkich upamiętnień związanych z reżimami totalitarnymi” (wcześniej Šimašius usunął z Zielonego Mostu skulptury czasów sowieckich). Przypomina przy tym, że Noreika, pragnąc przypodobać się niemieckim okupantom, jako szef powiatu szawelskiego, podpisał decyzję o utworzeniu lokalnego getta dla Żydów oraz konfiskaty ich mienia. Potem jednak „Vėtra” zreflektował się i brał udział w działalności antysowieckiej, za co został rozstrzelany w roku 1946.

Nie mam wiedzy, czy generał „Vėtra” nawrócił się i zmobilizował do walki z Sowietami z pobudek patriotycznych, czy tylko pragmatycznych (wiedząc, co go czeka za kolaborację), dlatego nie oceniam w tej sytuacji decyzji mera. Doceniam natomiast jego pracowitość w szerszym kontekście w temacie usuwania z przestrzeni publicznej Wilna upamiętnień osób, które weszły do historii Litwy z ponurą kartą kolaboranta bądź gloryfikatora nazizmu, względnie komunizmu.

W tym kontekście na pełne uznanie zasługuje kolejna decyzja mera oraz władz stolicy o przemianowanie ulicy Kazysa Škirpy, przedwojennego litewskiego dyplomaty oraz... nazisty. Škirpa będąc litewskim ambasadorem w Berlinie przed wojną całkowicie „kupił” nazistowską ideologię i gorliwie ją propagował. Mer Šimašius sypie przykładami tej gorliwości. Oto jedna tylko perełka: „Bardzo ważne jest, by przy tej okazji pozbyć się Żydów. Dlatego trzeba w kraju stworzyć atmosferę tak duszną wokół Żydów, aby żaden z nich nie śmiałby nawet dopuścić myśli, że w Nowej Litwie mógłby mieć minimalne chociażby prawa i ogólne możliwości do życia”, pouczał międzywojenne litewskie władze ich berliński ambasador. Wypowiedź „kaip ant delno” (jak na dłoni) pokazuje moralny kompas litewskiego dyplomaty, stronnika Hitlera i jego polityki, którego ulica jest w samym sercu litewskiej stolicy, przy górze Giedymina. Šimašius zamierza ją przemianować na „Trispalvės”, mimo głosów sprzeciwu „patriotów” gardłujących, że „nie musimy sądzić”.

Otóż sądzić musimy. W Wilnie nie może być miejsca na gloryfikowanie nazistowskich sługusów, szowinistów i antysemitów, którzy na dodatek nigdy nie okazali skruchy, ani nie żałowali swych obmierzłych słów i czynów. Šimašius przypomina, że Škirpa w latach 70. wydał pamiętniki, udzielił mnóstwa wywiadów dla mediów i nigdy nawet słowem nie przeprosił z powodu swych nazistowskich poczynań. Wręcz przeciwnie, zapytany przez dziennikarzy, czego żałuje ze swej ciemnej, jakby nie było, przeszłości, odparł, że jedynie tego, iż nie udało mu się doprowadzić, aby Litwa w roku 1939 zaatakowała Polskę u boku niemieckich nazistów czy sowieckich komunistów (do czego zresztą Škirpa jako ambasador namawiał Smetonę).

Šimašius, jako mer europejskiej stolicy, zasługuje w pełni na pochwałę za to, że wbrew części litewskiego środowiska politycznego i intelektualnego odważnie „wyzwala” Wilno od patronów niegodnych tego wspaniałego i wielokulturowego miasta. Nie ugina się przy tym pod presją współczesnych naśladowców upadłych bohaterów, bo chce, by Wilno czciło prawdziwych bohaterów, których w dziejach miała więcej niż dostatek. Nie może tak być, by w grodzie Giedymina przecinały się ulice Kościuszki i Škirpy. Byłoby to obrazą dla dumnego miasta i jego prawdziwych bohaterów.

Ponadto gloryfikowanie antybohaterów, jak to ma miejsce, niestety, na przykład na pomajdanowej Ukrainie może doprowadzić naród do powrotu do zbrodni. Dlatego dobrze, że Šimašius nie idzie tropem ukraińskich banderowców...

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz