XIX Rodzinny Zlot Turystyczny AWPL-ZChR – ZPL w Bieliszkach nad Oświą
W doskonałych nastrojach
Rekordowa liczba uczestników wzięła udział w XIX Rodzinnym Zlocie Turystycznym AWPL-ZChR-ZPL, który 20-21 lipca, zgodnie z tradycją, odbył się we wsi Bieliszki, nad brzegiem jeziora Oświe. Tegoroczna edycja relaksowego przedsięwzięcia miała specyficzny charakter, bo była to zarazem dziękczynna impreza powyborcza. AWPL-ZChR brała udział w trzech wyborach i z wszystkich wyszła z tarczą, wzmacniając swe pozycje na litewskiej scenie politycznej.
Wiosna bieżącego roku dla członków i sympatyków Akcji Wyborczej Polaków na Litwie - Związku Chrześcijańskich Rodzin – to okres ogromnych wyzwań i wytężonej pracy podczas prawdziwego maratonu wyborczego. Partia wzięła udział w wyborach samorządowych, prezydenckich oraz wyborach do Parlamentu Europejskiego. Z wszystkich tych prób wyszła z twarzą, zachowując swe mocne pozycje w samorządach oraz zdobywając mandat europosła. W wyborach prezydenckich przewodniczący partii Waldemar Tomaszewski na Wileńszczyźnie otrzymał duże poparcie i zachował tytuł „prezydenta regionu”.
Pierwsze miejsce zobowiązuje
– Batalia wyborcza była potrójna i, dziękować Bogu i ludziom, udało się nam ją wygrać. Dzisiaj jesteśmy tutaj w dobrych nastrojach i oprócz Zlotu mamy też imprezę powyborczą – z nieukrywanym zadowoleniem stwierdził lider AWPL-ZChR podczas ceremonii otwarcia Zlotu. Uczestników rodzinnego przedsięwzięcia przywitał tradycyjnym chrześcijańskim powitaniem: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Tomaszewski podkreślił, że w okręgu wileńskim do rad samorządowych z ramienia partii zostały wybrane 53 osoby, czyli najwięcej ze wszystkich partii. – Powiat wileński to największy powiat na Litwie – tu mieszka co trzeci obywatel naszego kraju, 850 tys. mieszkańców i tu – co bardzo ważne – wytwarzane jest 42 proc. PKB. To zaszczytne pierwsze miejsce nas zobowiązuje – kontynuował Tomaszewski, podkreślając, że miejsca w radach i stanowiska rządzące w samorządach są tylko narzędziem do realizacji programu i pomagania ludziom. – Nasza drużyna była wielonarodowościowa, wielokulturowa – taka właśnie jest nasza ojczyzna Wileńszczyzna” – zaznaczył mówca, który słowa podziękowania dla wyborców wypowiedział po polsku, litewsku, rosyjsku i białorusku.
Zaprosił na scenę 16 osób, zajmujących kierownicze stanowiska w samorządach podwileńskich i m. Wilnie, wręczając im srebrne znaczki z logo partii. Przyjemnym momentem ceremonii otwarcia było uhonorowanie Stefana Świetlikowskiego, byłego dyrektora administracji samorządu rejonu wileńskiego i autora statutu AWPL. Zasłużony działacz niedawno obchodził jubileusz 80-lecia urodzin.
Solidnie wykonana robota
– Zawsze stawcie Boga na pierwszym miejscu: czy to w pracy, czy w domu, czy podczas wycieczki – powiedział wikariusz podbrodzkiej parafii ks. Stanisław Walukiewicz, który udzielił zlotowiczom błogosławieństwa i wraz z zebranymi modlił się, aby przedsięwzięcie odbyło się sprawnie i bez ekscesów. – Bądźcie grzeczni – zażartował duszpasterz.
To, że około trzech tysięcy zlotowiczów było w doskonałych, podniosłych nastrojach nie było sprawą przypadku. Członkowie i sympatycy partii byli dumni i zadowoleni z solidnie wykonanej roboty i jej doskonałych wyników powyborczych, czego potwierdzeniem jest też umowa koalicyjna i teki dwóch ministrów, które przypadły AWPL-ZChR.
Wishful thinking
To, że znaczenie i wpływ AWPL-ZChR na krajowej scenie politycznej ciągle rośnie zauważają i przyznają również komentatorzy polityczni. Bernardas Gailius na portalu delfi.lt napisał: „Wpływy AWPL na Litwie nadal rosną – o takim ważnym fakcie świadczy „nowa” umowa koalicyjna. Wszelkie rozmowy o „przeżyciu” AWPL, marginalizacji partii oraz jej przewodniczącego są wnioskami opartymi na niespełnionych nadziejach – zwanymi wishful thinking” [pobożne życzenie – przyp. redakcji]. Ta konstatacja faktu przez litewskiego politologa jest wielce wymowna i przekonująca.
Dużo dzieci i zagród
Oderwijmy się jednak od polityki i wróćmy na pole namiotowe w Bieliszkach, gdzie rozbrzmiewała muzyka, w wielu dyscyplinach toczyła się zacięta rywalizacja sportowa, odbywały się sztafety sprawnościowe i rodzinne, a w zagrodzie dziecięcej trwały zajęcia z ceramiki, rysunków, wykonywania różnych figur z balonów itd. Chciałoby się zaznaczyć, że w tym roku dzieci było szczególnie dużo i organizatorzy przeżywali, czy wystarczy prezentów dla wszystkich. Dobrą tradycją zlotu jest bowiem to, że każde dziecko, które wzięło udział w zajęciach bądź zawodach zostaje wyróżnione. Tak było też i tym razem. Nikt nie został pokrzywdzony…
Zagród w tym roku było szczególnie dużo i komisja mająca wyłonić najładniejszą musiała się sporo nachodzić, by nie pominąć żadnej z nich. Wszystkie zagrody i namioty tętniły życiem i były licznie „zaludnione”. Jak mówili starostowie gmin, z każdego starostwa przyjechało 60-70 osób. Było więc gwarno, wesoło i suto, bo gosposie w każdej zagrodzie starały się zadowolić najbardziej wybredne podniebienia.
Przeżyć jeszcze raz
Na zlocie nie zabrakło niespodzianek. Otóż solczanie zapraszali na wesele. I rzeczywiście na honorowym miejscu, w samym środku chaty z obrazem Matki Boskiej siedziała młoda para. Jak na podwileńskie wesele przystało, nie zabrakło swatów, marszałków i asystentów, czyli drużbantów. Jak wyjaśnił w trakcie uciążliwego dochodzenia „Tygodnik Wileńszczyzny”, młodzi – Sylwia i Rolandas Łukaszewiczowie – pobrali się przed dwoma miesiącami. Widocznie zabawa weselna im się spodobała i postanowili „przeżyć to jeszcze raz”. Gwoli ścisłości na Wileńszczyźnie tradycja „podwesełek” była dość silna i solczanie ją odkurzyli, a żeby dodać splendoru wydarzeniu nazwali weselem.
Na obiad do babci
Prawie z każdej też zagrody dobiegały dźwięki nastrojowej muzyki i śpiewu: pod akompaniament akordeonu, harmonii bądź gitary. Prawdziwy koncert dały Szaterniki: panie śpiewały w różnych językach i można było ich słuchać i słuchać…
Bezdany powitały członków komisji podniosłym marszyczkiem, a program kontynuowały panie z zespołu „Melodia”, wesoło było w gminie miednickiej, a zresztą nie mogło być inaczej, bo zagroda przybrała nazwę „Miedniki na wesoło”. Głośno było także w „Karczmie pod brzózką”, czyli gminie podbrzeskiej. Ta zagroda była szczególna, bo posiadała własną telewizję, której reporterzy robili wywiady na żywo oraz filmowali przebieg zlotu. Pogiry natomiast cieszyły się, że w ich gminie nie ma problemów z demografią i w ich zagrodzie bawiła się spora gromadka najmłodszych sympatyków wypoczynku na świeżym powietrzu.
„Na obiad do babci” zaprosili zlotowicze ze gminy rzeszańskiej. Co prawda, nie obeszło się bez kłopotów, bo wnuczka co i rusz pytała babcię jak obrus zasłać, jak talerze rozstawić i jakie danie najpierw podać. Babcia cierpliwie tłumaczyła i udzielała krótkich, ale konkretnych wskazówek, a pojętna wnuczka w okamgnieniu wcielała je w życie. Trzeba dodać, że zastawa i dania były prawdziwie „babcine”: szklanki z grubego szkła z podstawkami, aluminiowe widelce, gliniane garnki, a serwowana była jajecznica ze skwarkami, bliny wprost z patelni i inne domowe przysmaki.
Etymologia nazwy „Podbrodzie”
Jak zwykle na wysokości zadania stanęli turyści z rejonu święciańskiego. Tym razem zaprosili do „Jaskini Podbrodzie”. Ubrani w skóry i uzbrojeni w dzidy, łuki oraz topory pierwotni ludzie wyglądali niezwykle groźnie, ale zapewniali, że nie są kanibalami i wolą mięso mamuta. Polowanie na te zwierzęta nie jest igraszką. Przekonał się o tym wódz podbrodzkiego plemienia, któremu mamut nastąpił na stopę i ją zdruzgotał. Przy okazji dowiedzieliśmy się, skąd się wzięła nazwa „Podbrodzie”. Otóż wódz z takim apetytem pałaszował mamucią szynkę, że tłuszcz pociekł mu po brodzie. Zauważyła to jedna z jego żon i zaczęła pokrzykiwać: ciecze po brodzie, po brodzie! I podobno od tego czasu osada nad Żejmianą zaczęła nazywać się Podbrodzie.
Podróż do Meksyku
W podróż do egzotycznego Meksyku zaprosili gospodarze zagrody samorządu rejonu wileńskiego. Gorące meksykańskie rytmy, ostre meksykańskie dania, tequila, strefa relaksu z basenem dla zmęczonych nóżek, bar „La Cucaracha” z wymyślnymi kompozycjami koktajlowymi, test wiedzy o Meksyku, karmienie kur (obok kłody z siekierą), zlotowa piosenka na melodię „Teraz jest wojna” – słowem bogaty i ciekawy program zrobiły wrażenie na członkach komisji, która jednogłośnie później przyznała „meksykańskiej’ zagrodzie pierwsze miejsce. Tym samym samorządowcy przerwali zwycięską passę podbrodzian, którzy przez kilka lat z rzędu odnosili triumfy w konkursie. Na trzecim miejscu uplasowała się Rzesza wraz ze swą kapitalną babcią i pojętną wnuczką. Wyróżnienie komisja przyznała rozśpiewanemu i głośnemu, a jednocześnie niebezpiecznemu (trzeba było uważać na kieszenie) taborowi cygańskiemu z rejonu szyrwinckiego oraz ułanom z Garnizonu Nowa Wilejka, którzy wykazali się prawdziwą żołnierską fantazją, oryginalnością oraz pomysłowością, jak z wydawałoby się prostych rzeczy zrobić coś wielkiego.
Działo się…
Słowem, na zlocie się działo, a oprócz zawodów sportowych, różnorodnych konkursów, rywalizacji wędkarzy organizatorzy przygotowali bogaty program artystyczny, dyskotekę, zlotowe ognisko, fajerwerki, no i zapewnili świetną pogodę na całe dwa dni, która dodatkowo podgrzewała i bez tego świąteczny nastrój.
Zygmunt Żdanowicz
Na zdjęciach: tegoroczna edycja zlotu rodzinnego została połączona z imprezą powyborczą, co wpłynęło na wyjątkową frekwencję uczestników;
w egzotycznym Meksyku;
w zagrodzie dziecięcej przygotowano wiele atrakcyjnych zajęć;
wieczorem zapalono zlotowe ognisko, a jedną z atrakcji był pokaz fajerwerków
Fot. autor, Marian Dźwinel, Marlena Paszkowska, Wiktor Jusiel