Kwiaty przy krzyżu w Koniuchach

Nie możemy zapomnieć…

29 stycznia 1944 roku sowieccy partyzanci dokonali bestialskiego mordu na mieszkańcach wsi Koniuchy. W ciągu jednej nocy życie straciło 36 osób, a 14 zostało ciężko rannych. Uroczystość upamiętnienia niewinnych ofiar wojny odbyła się w Koniuchach 29 stycznia.

W kościele w Butrymańcach odprawiono Mszę św. w intencji pomordowanych mieszkańców wsi Koniuchy. Następnie przy pomniku przedstawiciele samorządu rejonu solecznickiego z merem Zdzisławem Palewiczem na czele, społeczność Gimnazjum im. Anny Krepsztul w Butrymańcach, harcerze z Solecznik, mieszkańcy Koniuch złożyli wieńce i zapalili znicze. Po południu miejsce pamięci odwiedziła też delegacja Zgromadzenia Parlamentarnego Sejmu i Senatu Rzeczypospolitej Polskiej, w skład której weszli posłowie: Małgorzata Gosiewska, Tadeusz Aziewicz, Wojciech Zubowski, Andrzej Czerwiński.

Przez prawie pół wieku ci, którzy stracili rodziny, znajomych, nie mogli głośno o tym nie mówić. Do Koniuch nie przyjeżdżały wycieczki, jak do nieodległych Pirciupi, wsi spalonej przez faszystów. Na ich przykładzie nie uczono młodego pokolenia historii. Nielicznymi świadkami tragicznych wydarzeń pozostał jedynie stary las, cztery ocalałe domy i stary spróchniały krzyż na cmentarzu. Nowy krzyż z wypisanymi na nim nazwiskami ofiar pojawił się w Koniuchach na początku XXI wieku, w 60. rocznicę tego wydarzenia, w 2004 roku.

Na przeciągu długich dziesięcioleci temat masakry w Koniuchach był zakazany. Historycy radzieccy przedstawiali bowiem czerwonych partyzantów jedynie w roli szlachetnych bohaterów, walczących z okupantem niemieckim, broniących ludność cywilną od hitlerowskiej machiny represyjnej. Świadkowie zbrodni, którym udało się przeżyć, w obawie o życie własne i swoich rodzin musieli zapomnieć o strasznych wydarzeniach z lat wojennych.

Dla mieszkańców położonej na skraju Puszczy Rudnickiej wsi sowiecka partyzantka okazała się wrogiem, nie znającym litości nawet nad dziećmi, kobietami i starcami. W czasie wojny wieś była często nawiedzana przez partyzantów, domagających się odzieży i żywności. Urodzaju z piaszczystych gleb wieśniakom ledwo starczało na własne potrzeby. Toteż ciągłe najścia nieproszonych gości, często z bronią w ręku, zmusiły mieszkańców do podjęcia kroków w celu obrony swego mienia i bezpieczeństwa.

Tak jak i w wielu innych wsiach w latach wojny powstał tu oddział samoobrony. Uzbrojeni wieśniacy kilkakrotnie stanowczo odmówili składania prowiantu partyzantom radzieckim. Nie czując się obywatelami ZSRR, nie traktowali ich bowiem jako swoich obrońców. Dla partyzantów każdy oddział samoobrony wiejskiej, w których powstawanie byli zainteresowani też Niemcy, był takim samym wrogiem jak garnizon niemiecki, tyle że łatwiejszy do pokonania. Posiadająca oddział samoobrony wieś była piętnowana mianem zdrajców i kolaborantów. Zgodnie z prawem wojny, zdrajcom i kolaborantom kara się należała, dlatego 29 stycznia 1944 roku oddział partyzancki „Śmierć faszystom” pod dowództwem Jacoba Prennera ruszył w stronę Koniuch.

Według sprawozdania litewskiej policji, owego ranka w Koniuchach zginęło 36 osób, a 14 zostało ciężko rannych. Mieszkańcy, którzy przeżyli masakrę, ułożyli listę zamordowanych, złożoną z 38 nazwisk. Nikt nie może być pewny, czy jest ona pełna. Władza radziecka ze zrozumiałych powodów ukrywała sprawę mordu w Koniuchach.

Zupełnie inaczej potraktowali zbrodnię jej sprawcy, którzy po zakończeniu II wojny światowej osiedlili się na stałe w USA i Izraelu. W licznych publikacjach uczestnicy napaści mówią o liczbie 300 zabitych, szczegółowo opisując swój „bohaterski czyn”. Chaim Lazar w wydanej w roku 1985 w Nowym Jorku książce „Destruction and Resistance” pisał: „Sztab brygady zdecydował zrównać Koniuchy z ziemią, aby udzielić nauczki innym. Pewnego wieczoru 120 najlepszych partyzantów ze wszystkich obozów, uzbrojonych w najlepszą broń, wyruszyło w stronę tej wsi. Wśród nich było około 50 Żydów, którymi dowodził Jacob (Jakub) Prenner. O północy dotarli w okolice wsi i zajęli pozycje wyjściowe. Mieli rozkaz, aby nikomu nie darować życia. Nawet bydło i trzoda miały być wybite. Sygnał dano tuż przed wschodem słońca. W ciągu kilku minut okrążono wieś z trzech stron. Z czwartej strony była rzeka, a jedyny most znajdował się w rękach partyzantów. Przygotowanymi zawczasu pochodniami partyzanci palili domy, stajnie, magazyny, gęsto ostrzeliwując siedliska ludzkie. Z wielu domów słychać było huk eksplozji. Półnadzy chłopi wyskakiwali przez okna i usiłowali uciekać. Ale zewsząd czekały ich śmiertelne pociski. Wielu z nich wskoczyło do rzeki, aby przepłynąć na drugą stronę, ale tam też spotkał ich taki sam los. Zadanie wykonano w krótkim czasie. Sześćdziesiąt gospodarstw chłopskich, w których mieszkało około 300 osób, zniszczono. Nie uratował się nikt”.

Mord w Koniuchach jest także opisany w książce Richa Cohena „The Avengers” („Mściciele”), wydanej w Nowym Jorku w 2000 roku: „Koniuchy były wioską o zakurzonych drogach i zapadłych w ziemię, niepomalowanych domach. Partyzanci – Rosjanie, Litwini i Żydzi – zaatakowali Koniuchy od strony pól, a słońce świeciło im w plecy. Odezwał się ogień z wież strażniczych. Partyzanci odpowiedzieli ogniem. Chłopi uciekli do swych domów. Partyzanci obrzucili dachy granatami, a domy zajęły się płomieniem. Chłopi wybiegali drzwiami i uciekali drogą. Partyzanci ich gonili, strzelając do mężczyzn, kobiet i dzieci. Większość chłopów biegła w stronę niemieckiego garnizonu, a więc przez znajdujący się na skraju osiedla cmentarz. Dowódca partyzantów przewidział to i dlatego nakazał kilku swoim ludziom schować się przy grobach. Gdy ci partyzanci otworzyli ogień, chłopi zawrócili i wpadli w ręce żołnierzy, ścigających ich z przeciwnej strony. Setki chłopów zginęło trafiwszy w ogień krzyżowy”.

Potwierdzenie mordu w Koniuchach można znaleźć także w dzienniku partyzantów żydowskich pt. „Operations Diary of a Jewish Partisan Unit in Rudniki Forest”. Podano tam, że napad miał miejsce w styczniu 1944 r. i wzięli w nim udział partyzanci z oddziałów Jacoba Prennera („Śmierć faszystom”) i Szmuela Kaplińskiego (Kaplinskyego, „Ku zwycięstwu”) tzw. Litewskiej Brygady.

Andrzej Kołosowski

Na zdjęciach: w modlitwie o pokój dusz pomordowanych uczestniczyli też posłowie z Polski

<<<Wstecz