Niepodległość 1918-2018

Kartka z dziejów Polskiej Organizacji Wojskowej w Wilnie

Przystoi walczyć w obronie praw, wolności, ojczyzny (Cyceron).

Niepodległość – niezawisłość, suwerenność, wolność. Pierwszy nowoczesny słownik polski wydany po II wojnie światowej pod redakcją Witolda Doroszewskiego, potocznie zwany „słownikiem poprawnej polszczyzny Doroszewskiego”, uczył, że niepodległość to niezależność jednego państwa (czy narodu) od innych – w sprawach wewnętrznych i stosunkach zewnętrznych. Jak wiadomo, niepodległość jest nie tylko darem cennym, ale i kosztownym. Nie bywa też dana raz na zawsze.

Mówiąc o niepodległości Polski czy Litwy zwykle skłonni jesteśmy wymawiać głośne nazwiska, ważne bitwy, znane daty. Tymczasem niepodległość to nie tylko walka z bronią w ręku. To również, a może przede wszystkim, niedoceniana praca na zapleczu bohaterów trzeciego planu, wielu szeregowych mieszkańców miast, miasteczek i wsi. Ich niełatwy, pełen zagrożeń dzień codzienny, by inni mieli chleb i kryjówkę, a ich rodziny – opiekę. Niewdzięczne, bo dziś zapomniane – ofiarność i poświęcenie się. Nazwisk wielu ludzi – cichych bohaterów niepodległości – dziś nawet nie znamy. Zgodnie z myślą przewodnią przedwojennej książeczki „Walka o Wilno” (1938) walka o wolność i polskie Wilno odbywała się na różnych frontach i na różne sposoby.

Niepodległość Litwy po zrzuceniu jarzma zaboru Rosji carskiej i w wyniku zakończenia I wojny światowej, a więc i okupacji niemieckiej Wilna, to bynajmniej nie oficjalny dzień podpisania Aktu Niepodległości (16 II 1918) monarchii konstytucyjnej Królestwa Litewskiego (Lietuvos Karalystė). Ani nawet ogłoszenie Litwy republiką 2 XI tegoż roku. Litwa zaczęła budować swoją etnolingwistyczną, a z czasem i polityczną tożsamość narodową już w połowie XIX w. Niepodległość Polski zaś nie zaczęła się od kapitulacji Niemiec i objęcia z ramienia Rady Regencyjnej w Warszawie zwierzchniej władzy nad wojskiem polskim przez brygadiera Józefa Piłsudskiego. Ani też 29 XI tegoż 1918 r., kiedy Piłsudski oficjalnie objął urząd Tymczasowego Naczelnika Państwa Polskiego. Te wszystkie wydarzenia poprzedzały m. in. insurekcja kościuszkowska (1794), powstania lat 1831 i 1863 i inne zrywy narodowowyzwoleńcze.

Na Wileńszczyźnie powszechnie znany jest fakt o akcji pod Bezdanami (26 IX 1908), w której Józef Piłsudski, wówczas zagorzały socjalista (nie utożsamiać z komunistą!), działał w ramach Organizacji Bojowej Polskiej Partii Socjalistycznej, założonej w 1905 r. Nie tylko zresztą przyszły Marszałek Polski brał udział w działalności wywrotowej skierowanej wówczas przeciwko Rosji, ale i na przykład trzech przyszłych premierów Polski, w tym Aleksander Prystor, rodem z Wilna. Bomby zaś konstruował młodociany Ignacy Mościcki, chemik z zawodu, w latach 1926-1939 prezydent RP. Dzisiaj nazwano by tych młodzieńców bandytami lub terrorystami. Sam Piłsudski znany z ciętych ripost, już jako Marszałek, kiedy ktoś zarzucał mu socjalistyczną przeszłość, mówił: „Kto nie był socjalistą za młodu, na starość będzie skurwysynem”.

Punkt widzenia jednego narodu nie musi być tożsamy z punktem widzenia drugiego. Niekiedy bohater jednych jest uważany za zdrajcę i okupanta w oczach innych. Także w 1918 r. każdy ciemiężony dotąd naród inaczej rozumiał swoją niepodległość, gdyż chciał pełnej niezależności wyłącznie dla siebie, a do tego jak największej przestrzeni geograficznej. W wielonarodowych tyglach nie mogło nie dojść do zatargów, w tym zbrojnych. O Bezdanach, gdzie został obrabowany z gotówki rosyjski pociąg pocztowy jadący do Sankt-Petersburga, wspomniałam nieprzypadkowo. Zdobyte wówczas fundusze (200 813 rubli) poszły na zasilenie kasy wojskowej nielegalnie założonego przez Piłsudskiego Związku Walki Czynnej (ZWC), wsparciu siedzących w więzieniu byłych współtowarzyszy i ich rodzin pozbawionych żywiciela. ZWC działająca w podziemiu, była patriotyczną bojową organizacją wojskową. Na jej bazie, również z inicjatywy Piłsudskiego, w celu walki z okupantem niemieckim w sierpniu 1914 r. została założona Polska Organizacja Wojskowa (POW), którą kierował do lipca 1917 roku (po aresztowaniu komendanta przez Niemców kierownictwo objął pułkownik Edward Śmigły-Rydz). Piłsudski, w obawie, by Polacy nie stali sią zależni od woli Niemców, powołał tę komórkę w celu obrony interesów ściśle i wyłącznie polskich.

Szacuje się, że przez szeregi Polskiej Organizacji Wojskowej do czasu odzyskania przez Polskę niepodległości przewinęło się ok. 30 000 osób, w tym 1000 kobiet. POW miała własny wydawany w podziemiu od 1916 r. organ prasowy – tygodnik „Rząd i Wojsko”. Członkiem POW był m. in. Bronisław Wieniawa-Długoszowski, późniejszy adiutant Marszałka, uczestnik wyprawy wileńskiej 1919 r. Według danych oficjalnych np. w 1917 r. organizacja liczyła 11 292 członków, w tym 36 oficerów i 440 podoficerów. W podziemiu działały szkoły rekrutów, żołnierskie, podchorążych, podoficerskie i jedna oficerska (w Warszawie). Dobrze zorganizowane i odpowiednio wyszkolone kadry stanowiły zalążek Legionów Polskich i tworzącego się Wojska Polskiego. Organizacja, oficjalnie rozwiązana 11 XI 1918, w rzeczywistości nie pozbyła się wszystkich struktur, działających nie tylko w byłych granicach Królestwa Polskiego i Wielkopolski, ale też Galicji, Rosji, na terenie obecnej Ukrainy i na Litwie. Zaświadcza o tym chociażby raport z kwietnia dla Zarządu Cywilnego Ziem Wschodnich (polskich oddziałów cywilnych działających na terenach dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego w l. 1919-1920):

„W Wilnie życie polityczne litewskie i polskie zamarło. Jawnie odbywają się zebrania dyskusyjne, agitacyjne tylko bolszewickie. Życie polityczne polskie z natury swojej musiało przybrać formy konspiracyjne. Bolszewicy szczególnie w stosunku do ludności polskiej stosują represje. Aresztowali szereg obywateli polskich (…). Najwyższą pracę rozwija miejscowa POW, która ma na celu: 1) wyćwiczenie kadrów ochotniczych, które z chwilą zbliżania się wojsk polskich mają rozbrajać bolszewików, 2) wysyłać ochotników do wojska polskiego, udzielanie im zapomóg itp. Pomimo aresztowań (areszt 6 członków org.) według raportu z dnia 23 III 1919 organizacja w dalszym ciągu działa, sprawnie komunikuje się pomimo szalonych trudności z Warszawą, odbywa normalne ćwiczenia wojskowe itp.”

Przypomnijmy, że to właśnie POW przeprowadziła antylitewskie powstanie sejneńskie 23-28 VIII 1919 r. i w tym samym czasie nieudany zamach na rząd litewski. W wyniku zakończenia I wojny światowej i zaistnienia możliwości ubiegania się o sporne terytoria, zarówno Litwini jak i Polacy rościli pretensje do Suwalszczyzny. Oficjalnie urzędujący w Kownie ówczesny premier litewski Mykolas Sleževičius (1882-1939) osobiście złożył wizytę w Sejnach, zachęcając Litwinów do opowiedzenia się po stronie litewskiej. Polacy dążyli do obalenia rządu Sleževičiusa i utworzenia gabinetu sprzyjającego sprawie polskiej, w tym ponownego utworzenia unii Litwy z Polską na wzór dawnej, za Jagiellonów. Litwini obawiając się zwierzchnictwa państwa liczebnie i terytorialnie dużo większego, a do tego bardziej rozwiniętego gospodarczo i kulturowo, dążyli do samodzielności. Sukcesem zakończone, ale przedwcześnie zorganizowane powstanie w Sejnach wzmocniło czujność władz litewskich w Kownie. Ze strony polskich organizatorów zawiodła też łączność, słaba organizacja i brak charyzmatycznych przywódców. Litwini dokonali szeregu aresztowań. W wyniku dostania się w ręce zwycięzców listy organizatorów spisku, spośród osadzonych w więzieniu 117 zostało skazanych, w tym osoby z Wilna.

Mieszkańcy byłej ulicy Portowej, dziś Pamėnkalnio, w Wilnie często widywali tu członków rodziny Józefa Piłsudskiego i jego samego też. Nic dziwnego, wszak przy tej ulicy mieszkał Jan Piłsudski, brat Marszałka i jego wierny bojowy towarzysz. Także ich siostra Zula, czyli Zofia z Piłsudskich Bolesławowa Kadenacowa. Ale tylko nieliczni wiedzieli, że pod numerem 4 (obecnie Pamėnkalnio 2) mieścił się pierwszy lokal sztabu wileńskiego POW. Lokalizacja nie była przypadkowa. Właścicielką tego mieszkania była Salomea Zofia z Trzeciaków Aleksandrowa Woyniczowa, żona znanego wileńskiego lekarza. Razem z siostrą Marią brały w swoim czasie udział w sławnym napadzie na pociąg i wagon pancerny pod Bezdanami, z którego grupa Józefa Piłsudskiego zrabowała przewożone pieniądze. Zadaniem bojowym dziewcząt było przygotowanie dynamitu i dostarczenie go na miejsce.

W przedwojennym opracowaniu z lat 30. napisano, że POW w Wilnie powstał dopiero w roku 1919, a użyczył mieszkania przy Portowej i założył tam drukarnię Stanisław Trzeciak. On sam jednak, nie tylko jako naoczny świadek ale i bezpośredni uczestnik wydarzeń, do tego rodzony brat Salomei i Marii, członek POW i jeden z komendantów organizacji, w pozostawionych wspomnieniach o 1915 r. napisał: Okręg P.O.W. Wilno II utworzył delegat z Warszawy – Starża, zakładając (…) swoją kwaterę i drukarnię komunikatów oraz punkt odbiorczo-nadawczy. Do współpracy powołał moją siostrę Marię (pseudonim „Loczek”), Januszkę, Dzierżyńskiego i Mieczkowskiego. Ja wszedłem do kierownictwa Okręgu jako komendant oddziału P.O.W. pow. Święciańskiego (pseudonim „Granat”). Siostra Maria z największym oddaniem i ofiarnością pełniła funkcję opieki nad kwaterą Okręgu.

Ta kwatera mieściła się przy ul. Portowej 4 i była, jak już wspominałam, własnością Salomei Trzeciak po mężu Woynicz, a opiekunką ulokowanej tu komendy POW – jej rodzona siostra Maria, nazywana w rodzinie Marylką. Ona prowadziła też biuro komendy. Mieściła się tam także potajemna drukarnia. Częsta bywalczyni tego domu, Wiktoria Trzeciak (bratanica Marii) wspomina: Korytarz kończył się pomieszczeniem, w którym była tajna drukarnia. Sam Józef Piłsudski z żoną i córkami oglądał ten pokój. W drukarni stał stolik z maszynami, blat, kaseta z literami do drukowania, pod oknem maszyna drukarska.

Okręg Wileński POW, jak i wszystkie inne, dzielił się na obwody i podobwody. A te – na oddziały, sekcje, plutony i kompanie. Pomimo znacznej odległości od Warszawy w nadwilejskim mieście praca POW była prowadzona pełną parą. Werbowano do niej wypróbowanych znajomych i członków rodzin, których zaprzysięgano po wyznaczonym stażu, nadając kryptonim. Gromadzono broń i amunicję do niej, sporządzano granaty, wydawano drukiem komunikaty i kolportowano je w Wilnie i na prowincji; fałszowaniem przepustek i dokumentów, działalnością wywiadowczą i kurierską na różne sposoby szkodząc Niemcom. Za wykrycie siedziby komendy i drukarni tej organizacji, czyli Portowej 4, niemieckie władze wyznaczyły w 1916 r. nagrodę w wysokości 10 000 marek. Za udział w nielegalnej pracy podziemnej groziła śmierć, co zostało oficjalnie ogłoszone na łamach ówczesnej gazety „Vilnae Zeitung”. W okresie panującego podówczas straszliwego głodu w Wilnie, kiedy to ludzie z głodu marli na ulicy, tak wysoka nagroda była nie lada przynętą. Latem tegoż roku widywano na chodnikach ulic wileńskich i w podwórkach setki ludzi oczekujących na śmierć, a jednak nikt na swoich nie doniósł. Praca Komendy Okręgu Wileńskiego POW była trudna i niebezpieczna. Od członków organizacji i ich rodzin, ale także zwykłych obywateli, wymagała największej czujności i zachowania najsurowszych rygorów konspiracyjnych.

Naoczny świadek wspomina:

Zajmowane przez nią [Marię Trzeciak] mieszkanie przy ulicy Portowej 4 było położone na parterze. Od frontu miało 5 okien, które wychodziły na ogródek oddzielający dom od ulicy a porośnięty krzakami bzu i jaśminu. Ponieważ dom stał na skarpie, z drugiej strony, od wewnętrznego ogródka oddzielającego go od sąsiedniego zaułka dwa pokoje, łazienka a od tyłu kuchnia i składzik, miały okna usytuowane jako półsutereny. Mieszkanie miało dwa wejścia. Jedno od frontu, od ulicy i drugie, od tyłu od podwórka. Właśnie w jednym z pokojów pół suterenowych w wysoko usytuowanym parapecie okiennym wykuta była w murze duża skrytka służąca jako skład tajnych dokumentów, broni, czcionek, a w razie potrzeby mogła ona nawet pomieścić dorosłego człowieka. Wnętrze skrytki było wysłane dźwiękochłonnymi wykładzinami a dostawało się do niej poprzez górny parapet posiadający tajne sprężyny. Druga skrytka umieszczona była w tym samym pokoju pod piecem z otworem pokrywającym się swym obrusem z obrysem blachy pokrywającej odcinek podłogi przy piecu. Była ona przeznaczona jako schowek dla drukarni (Amerykanki). Obie skrytki były wykonane przez samych peowiaków przy udziale zaprzysiężonych majstrów.

W działalność konspiracyjną Komendy Okręgu i drukarni przy ulicy Portowej było zaangażowanych wielu za¬przysiężonych członków rodziny Trzeciaków. Oprócz Salomei, Marii i Stanisława do organizacji należał także ich brat Tadeusz. Personel tutejszej komendy oprócz Marii Trzeciak tworzyli Dzierżyński i Starża (również mieszkańcy tej ulicy) oraz Januszko i Mieczkowski. Józef Januszko był komendantem z ramienia POW na Wilno. W działalność przy Portowej byli silnie zaangażowani także: Dzieryski, Dembowski, Dobaczewski, siostry Ciecierskie, Chomiski, Goławski, Gołębiowski, Gru¬żewski, Klimaszewska, Klimaszewski, Kulesiska, Kurczyn, Kwinto, Manon, Markunas (pół Polak, pół Litwin), Myszkowski, Olejniczakowski, Oszurko, Paszkiewicz, Rukszta, Szelking, Wogn, Woyniczowa, czyli Salomea z Trzeciaków.

Oczywiście, nie obyło się na Portowej 4 bez alarmów i rewizji. Dozorca domu Stanisław Tatul był także zaprzysiężony, a więc człowiek pewny. W przypadkach bardzo zdecydowanego dzwonienia do jego mieszkania, by otworzył bramę domu (a tak dzwonili, jak twierdzą naoczni świadkowie, zazwyczaj Niemcy), zadaniem jego było alarmowanie potajemnej komendy-drukarni stukaniem w okno kuchenne przed udaniem się do otworzenia bramy. Niektóre, wręcz komiczne sytuacje krążyły z czasem po Wilnie jako kawały. Przykładowo pewnej nocy w drukarni pracowali Starża, Myszkowski, Dzierżyński i „Loczek”, czyli Maria Trzeciak (nad czołem nosiła zakręcony lok) znana wśród współpracowników z odwagi, błyskawicznej orientacji i natychmiastowej decyzji w sytuacjach krytycznych czy wręcz groźnych. Jeden z braci Marii wspomina:

W pewnym momencie zapukał do okna dozorca, co oznaczało alarm. Cała czwórka błyskawicznie przystąpiła do chowania drukarni i gotowych już ulotek oraz czcionek i innych kompromitujących przedmiotów. Nawiasem trzeba zaznaczyć, że tego właśnie wieczora odbijano nowy numer komunikatu P.O.W. W momencie, gdy zdołano już schować całe urządzenie, rozległ się gwałtowny dzwonek do drzwi frontowych, a równocześnie dobijanie się do drzwi kuchennych. Ponieważ chodziło jeszcze o zatarcie śladów pracy w drukarni, „Loczek” pobiegła do drzwi frontowych i głośno oznajmiła, że już otwiera, jednak musi wrócić do swego pokoju po klucz. Wpadła więc szybko do drukarni i kazała Myszkowskiemu niezwłocznie rozebrać się i położyć do łóżka, sama zaś momentalnie zrzuciła z siebie ubranie i na plecy zarzuciła lekki szlafrok. Starża i Dzierżyński szybko rozebrali się w sąsiednim pokoju, położyli się do łóżek i udawali śpiących. Po czym, udając bardzo zawstydzoną, wpuszcza Niemców i prowadzi do swego pokoju, w którym stało jej łóżko, toaleta i leżało ubranie. Ponieważ jednak oświetlony był pokój – „drukarnia”, Niemcy od razu skierowali się tam. Tu znaleźli śpiącego w łóżku młodego człowieka. Kiedy wachmistrz niemiecki podszedł do łóżka, by go wylegitymować, siostra moja zbliżyła się do wachmistrza i, udając szept słyszalny przez pozostałych Niemców, powiedziała: „niech pan wybaczy, ale to jest mój kochanek, który dziś ze mną nocuje”. To wyznanie rozśmieszyło Niemców; dali więc spokój i poklepawszy „Loczka” po plecach wyszli z tego pokoju i w pozostałych pokojach tego mieszkania przeprowadzili szczegółową rewizję (...)”.

Rodzeństwo Maria i Stanisław Trzeciakowie mówili po niemiecku, co bardzo ułatwiało zadanie. Niemcy potrzebowali kontaktów towarzyskich, a mówiących w języku ojczystym Goethego szanowali. Podobno kiedyś przyłapanych z bronią młodych konspirantów, pośród których był i przedstawiciel Trzeciaków, mieli pouczać, że to powinno być „letzte mal” (ostatni raz), inaczej „kaput”.

Po odzyskaniu w listopadzie 1918 r. niepodległości przez Polskę i Litwę, granice których jeszcze nie były potwierdzone międzynarodowymi traktatami, zajęta swoimi sprawami Warszawa nie wykazywała należnego zainteresowania polskimi Kresami na Wschodzie. Pozostawieni w niewiedzy kresowiacy w obawie ponownego agresywnego napadu ze strony najbliższego sąsiada – Rosji spontanicznie zorganizowali Samoobronę. W grudniu tegoż roku na czele Samoobrony jednostek bojowych Litwy i Białorusi stanął generał Władysław Wejtko. Samoobrona ściśle współpracowała z wileńskim POW. Ponieważ w tym czasie największym problemem walczących był poważny brak uzbrojenia i amunicji, z pomocą członków POW uzupełniano je na różne sposoby. Na przykład drogą kupna od żołnierzy niemieckich pojedynczych karabinów, rewolwerów i amunicji. Transakcje z Niemcami były wtedy możliwe, gdyż po ich oficjalnej kapitulacji (9 XI 1918) w armii zapanował chaos i stan rozkładu. Zakupioną broń skrzętnie przechowywano w zakonspirowanych miejscach. Wiedzę tę posiadali z organizacji tylko nieliczni. Ze źródeł pisanych wiadomo, że taka tajemna składnica broni była w 1918 r. także na Portowej 4. Było w niej „kilkadziesiąt karabinów, parę karabinów ręcznych, granaty ręczne, szable i rewolwery i trochę amunicji”.

Jeszcze w dniu kapitulacji Niemiec miało miejsce w Wilnie wielkie zebranie szerokich warstw społeczeństwa miasta i Ziemi Wileńskiej w sprawie sprawnej obrony kraju przed najazdem bolszewickim. Zebraniu temu przewodniczył Aleksander Chomiński. Sekretarzował Stanisław Trzeciak. Uchwalono wówczas bronić wszelkimi siłami Wileńszczyzny i Nowo¬gród¬czyz¬ny. Wyznaczono wojskowych komendantów i starostów na wszystkie powiaty. Starostą powiatu Święciańskiego został wyznaczony Chomiński, a na komendanta Trzeciak. Członkowie POW rozbrajali Niemców na ulicy i w urzędach, ale też pilnowali w miastach porządku. Okazało się, że w dotychczasowym arsenale niemieckiego wojska nad Wilią broni było za mało, by wyposażyć w nią wszystkich zgłaszających się ochotników. Zapał i gotowość do walki w tym czasie Polaków i osób innych narodowości sympatyzujących Polsce były ogromne.

Niestety, w ślad za cofającymi się wojskami niemieckimi posuwała się armia bolszewików, zajmując opuszczane tereny. Dla miejscowych Polaków sytuacja stawała się krytyczna. Samoobrona Mińska Litewskiego nie zdołała zatrzymać marszu Armii Czerwonej w stronę Wilna. Po zaciętych walkach, ulegając znacznie przewyższającym siłom wojsk sowieckich Samoobrona Wileńska opuściła (5 I 1919) Wilno i wycofała się na zachód. Piechota przeważnie koleją została przez Grodno i Białystok przewieziona do Ostrów-Komorowa, gdzie weszła w skład tworzącej się właśnie Litewsko-Białoruskiej dywizji piechoty. Natomiast kawaleria pod dowództwem majora Władysława Dąbrowskiego (Dombrowskiego) wycofała się na południe.

Przygnębienie w Wilnie było wówczas duże. Nadchodzące z Warszawy wiadomości też nie napawały optymizmem i nie rokowały szybkiej odsieczy. Główne siły armii polskiej wiodły zaciekłe boje z Ukraińcami o Lwów i nie mogły pośpieszyć z odsieczą. W tym czasie komunikaty i ulotki POW podnosiły na duchu społeczeństwo Wileńszczyzny, zapewniając, że armia polska potrafi obronić Wilno i Ziemię Wileńską przed przemocą wroga, a czas wyzwolenia już jest bliski. W tym okresie drukowano także ulotki ostrzegawcze dla tych, którzy współdziałali w prześladowaniu ludności polskiej. Drukarnia POW i komenda okręgu nadal mieściła się przy ul. Portowej 4. Nadal stąd kolportowano rozkazy nadchodzące z Warszawy, drukowano rozkazy, rozpowszechniano patriotyczne ulotki, werbowano ochotników, uzbrajano ich i wysyłano do Wojska Polskiego.

Ten okres wspomina Stanisław Trzeciak następująco: W szalejącym terrorze w Wilnie praca POW polegała przede wszystkim na kolportażu i drukowaniu biuletynów informujących społeczeństwo o sytuacji. Na szczęście Naczelnik Piłsudski już wkrótce wydał rozkaz formowania nowej armii uderzeniowej celem rozpoczęcia ofensywy na froncie północno-wschodnim. W tej sytuacji powróciłem do Rudoszan (majątku rodzinnego w powiecie postawskim), by wrócić do Wilna i pomagać w pracach POW, bądź próbować przez front przedostać się na zachód i wstąpić do wojska polskiego.

Stanisław Trzeciak wraz z bratem Tadeuszem (obaj byli doświadczonymi jeźdźcami) z miejsca zostali przyjęci do 11 Pułku Ułanów, dowodzonego przez pułkownika Władysława Belinę-Prażmowskiego. Brali czynny udział w wojnie polsko-bolszewickiej i wyzwoleniu Wilna w kwietniu 1919 r. W 15. rocznicę wyzwolenia miasta w artykule „Wielkanoc 1919 roku”, na łamach gazety wileńskiej „Słowo” (1934, nr 104) Stanisław, już jako komendant-kombatant Obwodu Święciańskiego POW, opisze te wydarzenia jako naoczny świadek i ich bezpośredni uczestnik podkreślając, że ich akcję, pomimo sporów o Wilno z Litwinami, popierała wtedy zdecydowana większość mieszkańców, że ludzie na widok wkraczającego wojska polskiego „płakali ze szczęścia i pod gradem kul błogosławili żołnierzy na zwycięstwo”. Pisał, że w kilka dni później przybyły do Wilna pociągiem Józef Piłsudski na każdym kroku był „witany przez ludność i władze miasta, duchowieństwo i wojsko z całym entuzjazmem jako wybawiciel Wilna”.

W tymże numerze gazety Janina Paszkiewicz (jej brat Aleksander był porucznikiem 16 kolejowej kampanii) ze łzą w oku, ale i dumą wspomina o tym, jak jej mały synek uzbrojony w dziecięcy karabinek i szabelkę ogłosił: „Idę zapisać się do polskiego wojska na ochotnika, jak wujek Olek”. We wspomnieniach „Z wielkich dni Wilna” pisze o rezurekcji (20 IV 1919) w kościele św. Kazimierza wypełnionym po brzegi żołnierzami Samoobrony Wileńskiej i członkami POW mimo 5-ej rano. Porównuje grób Jezusowy przywalony ciężkim głazem i kresowiaków jeszcze przed paru dniami przytłoczonych kamieniem „niewoli cielesnej i duchowej”. Jak zaświadcza, radość tego dnia, czyli dzień po odbiciu przez Polaków Wilna z rąk bolszewickich, była wielka, gdyż wraz ze Zmartwychwstaniem Pańskim nastąpiło Zmartwychwstanie Wilna. Ale jak wiem, to nie był jeszcze ostateczny bój o polskie Wilno. W kilka dni później bolszewicy ponownie natarli. Tym razem z dwóch stron, nie mówiąc o przewadze w ludziach i uzbrojeniu. Jak i w poprzednich wiekach już bywało, Wilno znów przechodziło z rąk do rąk. Każdy kolejny zdobywca zatykał swoją flagę na szczycie górującej ponad miastem Góry Zamkowej…

Reasumując – w noc sylwestrową z 31 XII 1918 na 1 I 1919 Samoobrona Wileńska przejęła kontrolę nad Wilnem, stawiając opór wycofującym się i popierającym Litwinów wojskom niemieckim, Litwinom roszczącym pretensje do miasta jako stolicy litewskiej, i miejscowym komunistom. Jednak już 5-ego tegoż miesiąca miasto zostało zajęte przez bolszewików, a Samoobrona zmuszona do wycofania się. Kto z oficerów nie zdążył uciec w nocy z 5 na 6 stycznia, miał pewne schronienie na Portowej 4. Polacy odbili miasto ponownie 19 IV, lecz w kilka dni później (23 IV) bolszewicy na krótko przyszli ponownie. Wówczas to miały miejsce na Portowej 4 dwie rewizje bolszewickie, ale skrytki na papiery, broń i ludzi (pod piecem i parapetami okien) nie zawiodły. Dopiero akcja generała Żeligowskiego 9 X 1920, w której wzięło udział 15 000 wojska, oraz oficjalne opowiedzenie się mieszkańców po stronie Polski w ramach wolnych wyborów – 9 I 1922 – w dużej mierze zbojkotowanych przez ludność innych nacji, zadecydowały o włączeniu Wilna i Wileńszczyzny w granice II Rzeczypospolitej. Według danych statystycznych z 1920 r. Polacy stanowili w Wilnie 57 proc. ogółu mieszańców. Po nich, jako najliczniejsze narodowości uplasowali się Żydzi i Rosjanie. Na 122 000 ludności było nad Wilią tylko 2000 Litwinów.

W artykule „Ostatnie miesiące życia Józefa Piłsudskiego” („Gazeta wyborcza”, 2015) jest relacja naocznego świadka: W 1933 roku widziałem z bliska Marszałka na ul. Portowej w Wilnie. Wyszedł prawie biegiem z bramy, do której od wewnątrz schodziło się po lekkiej pochyłości. Był w długim wojskowym szynelu i w czapce na głowie. Coś mówił do siebie (…). Marszałek mógł być wówczas na Portowej pod numerem 32, u swojej siostry Zofii (Zuli), albo na Portowej 4. Za tym drugim adresem przemawia fakt, że to kamienica nr 4 znajduje się na wzniesieniu. Oznacza to, że nawet pod koniec życia tam bywał.

W międzywojniu POW została przekształcona w organizację kombatancką (1928) z siedzibą w Warszawie. Oficjalnie nosiła nazwę Związek Peowiaków. Peowiacy z Wilna za trud i ofiarność włożoną w niepodległość Polski także zostali wyróżnieni. Niejeden został nagrodzony krzyżem lub medalem Niepodległości. Stanisław Tatul, były dozorca i stróż kamienicy przy ul. Portowej 4, doczekał się nagrody w postaci Krzyża Walecznych. Maria Trzeciak, najbardziej zasłużona dla sprawy peowianka wileńska i opiekunka mieszkania, w którym w latach 1915-1920 mieściła się konspiracyjna wileńska komenda POW i tajna drukarnia, za całokształt pracy w POW została odznaczona Krzyżem Niepodległości i trzykrotnie Krzyżem Walecznych.

Oprócz pracy w POW w czasie wojny polsko-bolszewickiej Maria służyła w wojsku, w sekcji Opieki i Propagandy Nad Żołnierzami. W 1920 roku pracowała także w 3. pułku lotniczym, a w międzywojniu w kancelarii adwokackiej. Po 1939 roku, kiedy Niemcy wkraczali od zachodu na tereny Polski, a Rosjanie od wschodu, Maria wróciła do rodzinnego majątku do Rudoszan, do matki i została aresztowana za usiłowanie zorganizowania na tym terenie grup podziemnych przeciw Rosjanom. Osadzono ją w więzieniu w Starej Wilejce. Dzięki staraniom przyjaciół, po upływie kilku miesięcy została zwolniona. W 1942 roku wyszła za mąż za pułkownika Matkowskiego. Po śmierci siostry Salomei Zofii Woynicz w 1943 roku Maria przyjęła jej nazwisko i dokumenty i jako Salomea Zofia Woyniczowa po wojnie przyjechała do Warszawy. Została pochowana na cmentarzu Powązkowskim jako Maria Matkowska-Woyniczowa.

Liliana Narkowicz

Na zdjęciach: Józef Piłsudski w Wilnie przyjmuje defiladę, 1919 r.;
mało kto wiedział, że w domu numer 4 na ulicy Portowej mieścił się lokal sztabu POW
Fot.
Kirił Szczerbak

PS. Za udostępnienie materiałów z archiwum rodzinnego składam serdeczne podziękowanie panu Krzysztofowi Trzeciakowi z Warszawy

<<<Wstecz