Zawsze wierni „Piątce” (II)

Dom, w którym nie brakowało miejsca i miłości

O wielu pedagogach „Piątki” były publikowane wspomnienia jej absolwentów w książce „Zawsze wierni „Piątce” i nadal są ostatnio drukowane w „Tygodniku Wileńszczyzny”. Wzruszające, uczące dobroci i patriotyzmu, czasem zabawne, oddające charakter tamtych dawnych czasów, przesiąkniętych trudnymi okolicznościami a jednocześnie bogactwem duchowym.

Niewiele jednak jak dotąd było wspomnień o niezwykłej kobiecie Aleksandrze Wiłunas, pani inspektor w latach 1952-1958. Niezwykłej nie tylko dlatego, że była wspaniałym pedagogiem i wyrozumiałym kierownikiem „Piątki”, ale też dlatego, że to ona wychowywała od małego swoich siostrzeńców: legendę szkoły, jakim był Zbigniew Rymarczyk, jak też jego starszego brata Eugeniusza, który dla prasy polskiej na Litwie i dla szkolnictwa polskiego odegrał niebagatelną rolę, jako zastępca redaktora naczelnego redakcji „Czerwony Sztandar” oraz kierownik polskiej redakcji podręczników szkolnych. Wychowała też ich siostrę Krystynę, absolwentkę „Piątki” roku 1954, która dalszy swój los związała z Polską. Matka ich, Waleria Rymarczyk, z domu Wiłunas, zmarła w roku 1941, gdy dzieci były małe, najmłodsza Krysia miała cztery lata.

W tym gościnnym wileńskim domu przy ul. Nowogródzkiej przed samą wojną, w roku 1939, przyszła na świat też córka Aleksandry – Olga. Gdy po latach Gienek się ożenił i urodziła się im córeczka Halinka, a jej rodzice – Gienek i Jadwiga z domu Nowicka (absolwentka „Piątki”) – już studiowali w innym mieście, maleństwo to też znalazło tu opiekę i miłość. Pani Aleksandra nie pozwoliła im rzucić studiów, wraz ze swoją Mamą Walerią Wiłunas wychowywały również to dziecko. Z czasem, gdy się ożenił Zbyszek, ten dom, choć na krótko, stał się przystanią również dla rodziny Zbyszka, Tatiany i Leny (córeczki Tatiany).

Córka o Mamie – lakonicznie i z miłością

Olga Zadrożna, z d. Wasilewska, córka pani Aleksandry, mieszka obecnie w Łodzi. Jest znanym onkologiem, chemio¬terapeutą. Będąc jeszcze w Wilnie w roku 1957 ukończyła polską szkołę nr 11 (dziś Gimnazjum im. Adama Mickiewicza) ze złotym medalem, wstąpiła na medycynę w Wilnie, gdzie zaliczyła pierwszy semestr. Po przyjeździe do Polski wstąpiła na Akademię Medyczną w Łodzi, gdzie rozpoczęła studia już na drugim semestrze roku akademickiego. We wspomnieniach o swojej Mamie pisze:

„Moja Mama Aleksandra Wasilewska-Wiłunas urodziła się w Rosji, w Czelabińsku (na Uralu). Po I wojnie światowej w 1921 roku wróciła wraz z rodziną do Niepodległej Polski, skąd niegdyś rodzina wyjechała. Zatrzymała się w Wilnie.

Tutaj Mama ukończyła Gimnazjum im. Adama Czartoryskiego, a następnie studiowała na Uniwersytecie Stefana Batorego, na Wydziale Matematyczno-Przyrodniczym, który ukończyła w 1937 roku uzyskując tytuł magistra filozofii w zakresie geografii.

Pracę rozpoczęła w 1938 roku w szkole prywatnej, w której pracowała do 1940 roku. W czasie wojny również pracowała w Szkole Średniej nr XI i w Szkole Dyrekcji Kolejowej.

W latach 1938-1942 po zamążpójściu nosiła nazwisko Wasilewska, natomiast od roku 1942 Mama była znana pod nazwiskiem rodowym Wiłunas.

Po II wojnie światowej w ciągu 5 lat, od lipca 1944 do września 1949 roku, pracowała w Ministerstwie Oświaty Litwy jako inspektor szkół średnich. Wykonując te obowiązki często wyjeżdżała do różnych miast na Litwie. Po reorganizacji struktury Ministerstwa Oświaty była delegowana do Republikańskiego Ośrodka Metodyczno-Organizacyjnego Szkół Wileńskich. Przepracowała tu jako metodyk kilka lat, a następnie została zastępcą dyrektora Szkoły Średniej im. Salomei Neris, gdzie przepracowała 1 rok, później objęła stanowisko wicedyrektora do spraw nauczania w Szkole Średniej nr 5 na Antokolu, najstarszej polskiej szkole polskiej w Wilnie. W tamtym czasie były w Wilnie już trzy polskie szkoły średnie – nr 11 na Krupniczej i nr 19 na Wiłkomierskiej.

W „Piątce” pracowała z dyrektorem Bolesławem Purwinisem oraz z jego następcami, aż do końca stycznia 1958 roku, kiedy otrzymaliśmy zgodę z Moskwy na repatriację do Polski.

Przez cały powojenny okres życia w Wilnie utrzymywała bliskie kontakty z przyjaciółmi z lat młodości i starała się, abym ja poznawała tych wspaniałych ludzi z czasu, kiedy pracowała w „Piątce”: panią Marię Czekotowską, panią Eleonorę Tomaszewską, panią Haliną Tomaszewską, panią Helenę Tarasiewicz i jej córkę Teresę.

Moja Mama była wielką patriotką polską, kochała młodzież polską i często Jej broniła, o czym na pewno sami uczniowie nie wiedzieli.

Oprócz mnie wychowała wspólnie z moją Babcią trójkę dzieci swojej przedwcześnie zmarłej siostry Walerii – dwóch siostrzeńców i siostrzenicę.

Siostrzeńcy Zbigniew i Eugeniusz Rymarczyk do swoich ostatnich dni pozostali w Wilnie, gdzie byli cenionymi i znanymi obywatelami tego miasta, Krystyna zaś wyjechała razem z nami do Polski”.

„Ciocia”

Lakonicznie podany życiorys tej wspaniałej kobiety mówi wiele a jednocześnie zbyt mało, by opowiedzieć o szczodrym sercu Aleksandry Wiłunas.

Alicja Klimaszewska, prezes Społecznego Komitetu Opieki nad Starą Rossą, która uczyła się w jednej klasie z Krystyną Rymarczyk, wspomina, że Krysia nigdy nie opowiadała o swojej rodzinie, o szlachetnej Cioci. Zapamiętała tylko, że nazywali Ją uczniowie „Ciocia”, ale mało kto wiedział, co za tym się kryje. Barbara Znajdziłowska zaś, również ucząca się z Krysią w jednej klasie, pamięta, jak w dniu śmierci Stalina klasa ich w odróżnieniu od klas rosyjskich, wcale nie ubolewała z powodu odejścia „wodza”, a wręcz odwrotnie wisielczy humor jej dopisywał. Na progu klasy stanęła pani inspektor, krzyknęła „przestańcie” i dyskretnie zamknęła drzwi, rozumiejąc, że młodzież wcale nie przestanie.

Córka pani Aleksandry, Olga Zadrożna, taką dyskrecję spraw rodzinnych tłumaczy tym, że Mama jej wychowywana w Polsce międzywojennej, jak wielu ludzi z tamtych czasów, żyła nie na pokaz, a dla sprawy ducha, żyła w patriotyzmie i tolerancji w stosunku do ludzi, do swych bliskich. „Niestety, przyszły inne czasy i wielu rzeczy Mama się obawiała, choć tego po sobie nie pokazywała” – wspomina pani Olga.

Postawić dzieci na nogi

Pani Aleksandra miała powody, by się obawiać. Jej młodsza siostra – Zosieńka – w okresie stalinizmu została wywieziona do łagru na Syberię. Nie wróciła stamtąd, rodzina nie wiedziała, jaki ją los spotkał i gdzie została pochowana. Ślad o niej zaginął.

Toteż pani Aleksandra nie widziała innej drogi, jak zaciskając pasa „postawić na nogi” czwórkę dzieci – troje dzieci siostry Walerii i swoją córkę Olgę. Brała się każdej pracy pedagogicznej, którą jej proponowano, by wykarmić całą rodzinę: czworo dzieci i swoją Matkę, która wszystkich otaczała ciepłem i dobrocią.

Lena Orłowa, córka Zbigniewa Rymarczyka, opowiada, że pani Aleksandra każde otrzymywane comiesięczne wynagrodzenie oddawała w ręce swej Matki, która tymi pieniędzmi zarządzała. Skromnie tego było, ale wszyscy się uczyli, w szkole i na studiach, a to dla ich Cioci i Mamy było najważniejsze.

Mieszkająca w Łodzi Krystyna Chęcińska, z domu Rymarczyk, do dziś pamięta tamte skromne życie i nie ukrywa, że gdyby nie Ciocia i Babcia, i taki porządek sposobu gospodarowania, „nie wyżylibyśmy. Nasza Ciocia i Babcia to najszlachetniejsze kobiety, jakie kiedykolwiek spotkałam”.

Krystyna razem z panią Aleksandrą, Olgą i babcią Walerią wyjechały do Polski, do Łodzi. Pracowała przez jakiś czas w redakcjach jako korektor, co tylko świadczy, że po wileńskiej „Piątce” w znajomości polskiego, ortografii i stylistyki nie ustępowano absolwentom szkół w Polsce. Przez wiele lat pracowała w Państwowym Wydawnictwie Naukowym (odział łódzki) jako redaktor techniczny. Stąd wyszła na emeryturę, dziś mieszka razem z synem Witoldem i marzy o przyjeździe do Wilna, na spotkanie z kolegami z klasy. W latach poprzednich bywała na takich spotkaniach, a teraz..? Koresponduje z Walentyną Nowikową, również absolwentką „Piątki” i obie niepokoją się, gdy któraś spóźni się z odpowiedzią na kolejny list.

Wartościowa znajomość

Prawdziwym odkryciem życia rodziny Wiłunas-Rymarczyk była dla mnie znajomość z panią Leną Orłową. Odkryciem, opowiedzianym przez zdjęcia, fragmenty listów, osobiste wspomnienia. Albumy ze zdjęciami jeden po drugim wertowałam, jako coś dla mnie bardzo drogiego. W tym domu, przy udziale też męża pani Leny, zostały zachowane nie tylko zdjęcia rodzinne, ale też zdjęcia, które były drogie dla jej ojca, Zbigniewa Rymarczyka, jako absolwenta i wieloletniego, niezapomnianego zastępcy dyrektora „Piątki”. Szkoła, klasy, koledzy szkolni, wyjazdy z nimi na przyrodę, różne żartobliwe sytuacje ze swymi dziećmi – Leną, której okazywał tyleż serca, co swemu rodzonemu synowi Witkowi – te wspomnienia wizualne są też zachowane w tematycznych plikach w komputerze.

Krystyna Adamowicz

Na zdjęciach: Waleria Wiłunas – babcia kochająca swe wnuki i prawnuki;
Aleksandra Wiłunas – matka dla swego dziecka i trojga dzieci przedwcześnie zmarłej siostry;
Krystyna, Eugeniusz i Zbigniew w latach dorosłych często spotykali się w Wilnie lub w Łodzi
Fot.
archiwum rodzinne

<<<Wstecz