Już po raz 28. w centrum Niemenczyna odbył się tradycyjny „Kaziuczek”

Jarmark coraz popularniejszy

– Tegoroczna edycja „Kaziuczka Niemenczyńskiego” była rekordowa zarówno pod względem ilości zgłoszeń z prośbą o zezwolenie na handel, jak i liczby straganów z przeróżnymi wyrobami, które zajęły niemalże całą centralną ulicę i to po obu jej stronach – z satysfakcją mówił Mieczysław Borusewicz, starosta jedynego w rejonie wileńskim miasta.

Poinformował on „Tygodnik”, że wydano ponad 60 oficjalnych zezwoleń na handel, a ludzie zgłaszali się z różnych zakątków Litwy, czasami dość odległych. Do Niemenczyna w sobotę, 11 marca, przybyli twórcy i „złotoręczni” majsterkowicze z Kowna i rejonu kowieńskiego, z Pren, Onikszt, Nowych Święcian, Podbrodzia, Rusnė, rejonu poniewieskiego, wiłkomierskiego i uciańskiego. Nie zabrakło również rodzimych miłośników i kontynuatorów tradycji tak potrzebnych w gospodarstwie domowym wyrobów z drewna jak: toporzyska, rączki do młotków, szpakówki, taborety, zydle, zydelki i ławki, kosze i kosowiska, które ostatnio stały się deficytem, ale właśnie w Niemenczynie był ich bogaty wybór i poszły jak z płatka.

Simonas Cemnickas przybył do miasta nad Wilią z rejonu wiłkomierskiego. Oferował bogaty asortyment kuchennych wyrobów drewnianych – łyżki, widelce, różnej wielkości łopatki, deski do krojenia itd. Jak przyznał, jego trzej bracia też się tym „parają”, a dłubania w drewnie nauczył ich ojciec.

– Najczęściej do produkcji wyrobów z drewna majsterkowicze jako surowiec wykorzystują lipę, bo jest to drewno miękkie. Ja z braćmi korzystam z różnych gatunków drzew i do produkcji wykorzystujemy dąb, buk, brzozę, olchę, wiśnię, czereśnię i jabłoń – wyliczał Simonas. Przyznał, że utrudnieniem jest to, że nie mają własnej suszarni do drewna. Dodał jednak, że to sprawa najbliższej przyszłości. Podkreślił również, że stale trzeba doskonalić swój warsztat, szukać nowych pomysłów, bo zrobić to jedno, ale trzeba też potrafić dogodzić potencjalnym nabywcom i swoje wyroby sprzedać.

Grzegorz Butkiewicz z Bujwidz oferował kupującym szpakówki oraz tzw. „wieniczki” do łaźni. Największym wzięciem cieszyły się tradycyjne miotełki brzozowe, ale byli też chętni do kupna rzadziej spotykanych miotełek lipowych. – „Wieniczki” poszły jak świeże bułeczki i sprzedałem ich ponad 100, a to jeszcze nie koniec – z nieukrywaną radością mówił bujwidzianin.

Rzeźbiarz Vytautas Trilikas z Kowalczuk sprzedawał ciekawe rzeźby i rozmaite szyldy drewniane z dowcipnymi napisami. Niejeden zatrzymywał się przed jego straganem i jeśli nawet czegoś nie kupił, to wychodził uśmiechnięty, bo żartobliwe napisy na szyldach mimowolnie wywoływały uśmiech na twarzy.

Jolanta Aleksienė na „Kaziuczka” przybyła aż z Puńska. Przywiozła różne sery domowego wyrobu – topione i twarogowe. Były naprawdę smaczne i cieszyły się popytem. Pani z Polski mówiła, że na Sejneńszczyźnie przeważają duże gospodarstwa. – Kto ma 10 krów to nie może nawet marzyć, żeby oddawać mleko do punktów skupu. Wymagana minimalna liczba dojnych krów – to 17 sztuk – opowiadała z dobrotliwym uśmieszkiem na twarzy. Przyznała, że do Niemenczyna przybyła po raz pierwszy. Spodobało się to niewielkie miasto, podobne zresztą do Puńska i zapowiedziała kolejne przyjazdy, bo „towar idzie dobrze, ludzie są życzliwi, gra muzyczka, a więc wszystko jak na prawdziwym kiermaszu”.

Władysława i Kazimierz Zapolscy z Suderwy sprzedawali taborety, krzesełka i składane ławki, deski do krojenia i szpakówki. Pan Kazimierz jest wziętym stolarzem, a jego specjalnością są drewniane schody, które robi na zamówienie i sam montuje w domach. Są one dobrej jakości i dlatego ma sporo klientów, a na brak pracy nie narzeka. W wolnych zaś chwilach, żeby nie marnować materiału robi z zamiłowaniem mniejszy, acz też ludziom potrzebny, sprzęt.

Mimo że pogoda w tym dniu nie była wymarzona, to nastroju ludziom dodawała „Kapela Świętojańska”, która swymi skocznymi melodiami podgrzewała atmosferę, a widzowie nie szczędzili wykonawcom oklasków.

Na ceremonię otwarcia 28. „Kaziuczka Niemenczyńskiego” przybył Stanisław Cygnarowski, konsul generalny, kierownik wydziału konsularnego Ambasady RP w Wilnie. Mieczysław Borusewicz zauważył, że pierwszy jarmark kaziukowy odbył się w Niemenczynie 4 marca 1990 roku, czyli tydzień przed ogłoszeniem Aktu Przywrócenia Państwa Litewskiego.

Zygmunt Żdanowicz

Na zdjęciach: jest co przynieść z „Kaziuczka” do domu...
Fot.
Marian Dźwinel, Margarita Krikun

<<<Wstecz