Światowy Dzień Chorego w Rzeszy

Solidaryzując się z cierpiącymi

Tegoroczna zima skąpi nam jasnych promyków słońca i chociaż czas nieubłagalnie pędzi do przodu, każdy kolejny dzień wydaje się taki sam. Lecz piątkowe przedpołudnie było naprawdę wyjątkowe i to nie tylko dlatego, że tego dnia zza chmur nieśmiało wyjrzało słoneczko. Zresztą, jak powiedział ks. Vytautas Rudis, proboszcz parafii rzeszańskiej pw. św. Stanisława biskupa, który w tym dniu z okazji Światowego Dnia Chorego odwiedził pacjentów szpitala opiekuńczo-pielęgnacyjnego w Rzeszy, to wystraczający powód, aby się uśmiechnąć i spojrzeć na swe życie z większą radością…

Stało się już dobrą tradycją, że w Światowym Dniu Chorego pacjentów szpitala opiekuńczo-pielęgnacyjnego w Rzeszy odwiedzają i duszpasterz, i przedstawiciele Centralnej Przychodni Rejonu Wileńskiego, ale przede wszystkim uczniowie i nauczyciele Szkoły Podstawowej im. św. Faustyny Kowalskiej w Rzeszy. To właśnie ci, najmłodsi goście schorowanych i jakże często, stojących u progu wieczności chorych podopiecznych szpitala, wnoszą w ich szarą i raczej smutną codzienność trochę ożywienia i nadziei.

Lekcja miłosierdzia

– Dla naszych uczniów wizyty w szpitalu czy hospicjum nie są czymś nowym. Rokrocznie odwiedzamy chorych szpitala w Kalinie przed Świętami Bożego Narodzenia oraz w Światowym Dniu Chorego. Poniekąd jest to działalność wpisana w wychowanie społeczno-obywatelskie, do którego uczniowie przygotowują się zawczasu: robią upominki, uczą się piosenek – powiedziała Lilia Ogint, wicedyrektor szkoły, która towarzyszyła uczniom klas V-X w ich wyprawie.

Według nauczycielki, odwiedziny chorych to dla dzieci i młodzieży swoista szkoła życia, gdzie z bliska poznają wartość miłosierdzia, uświadamiają sobie potrzebę pomocy starym i słabym.

W znak solidarności z chorymi uczniowie sprezentowali im własnoręcznie wykonane serduszka, przedstawili koncert. Pani Ogint złożyła życzenia chorym i podziękowała za ciężki trud lekarzy i całego personelu szpitala.

… i ofiarności

Zwłaszcza w sezonie zimowym szpital w Rzeszy, gdzie chorzy mogą spędzać do 4 miesięcy w roku, jest wypełniony po brzegi. Wszystkie 30 łóżek jest zajętych, a nawet jest sporządzona kolejka oczekujących na miejsce. Według ordynatorki szpitala, lekarz Bronė Danutė Beržinskienė, 80-90 proc. pacjentów jest leżących obłożnie, sporo cierpi na demencję.

– Chorym trzeba kilka razy na dobę wymieniać pieluchy, karmić, sadzić. Do leżących chorych przychodzi kinezyterapeuta, aby z nimi trochę poćwiczyć. Problem, z którym raz po raz się stykamy polega na tym, iż wielu naszych pacjentów potrzebuje stałej opieki, mają przyznane świadczenia z tytułu potrzeb specjalnych. Gdy taka osoba trafia do szpitala, wówczas środki te są wstrzymywane, a my wysłuchujemy zarzuty ich domowników, że zabieramy pieniądze przeznaczone na opiekę. Trzeba uświadomić sobie, że te pieniądze wracają z powrotem do budżetu. Próbowaliśmy wpłynąć na to, żeby przynajmniej jakiś procent tych środków był przydzielany na pieluchy. Niestety, nadal nic nie otrzymujemy, a potrzeby są ogromne. Ale cieszymy się, że nasza placówka jest bardzo dobrze wyposażona. Mamy wiele łóżek funkcyjnych z materacami przeciwodleżynowymi, które są bardzo potrzebne zwłaszcza ciężko chorym. Są wygodne dla osób z ograniczoną możliwością ruchu – opowiada lekarz Beržinskienė.

Z dobrych warunków w szpitalu jest zadowolona także Zita Tripolina, starsza administrator opieki w Centralnej Przychodni Rejonu Wileńskiego, która nie skąpiła ciepłych słów dla chorych oraz słów uznania dla kierownictwa i pracowników szpitala. To dzięki ich bezgranicznej ofiarności, cierpliwości, pokorze – bo ich wysiłek jest niewspółmierny do wynagrodzenia – i wyrozumiałości wobec ludzkiej niemocy i ułomności, w rzeszańskim szpitalu chorzy mogą czuć się jak u Pana Boga za piecem.

Praca z powołania

Wśród pacjentów szpitala w Rzeszy znalazł się także znany lekarz Juozas Labutis. Przez ponad 50 lat pracował w szpitalach rejonu wileńskiego, lecząc i ratując życie jego mieszkańców, a dzisiaj, jak żartuje, znalazł się po drugiej stronie barykady – sam potrzebuje opieki kolegów lekarzy. Gawędząc o starych dobrych czasach, kiedy zdobywał szlify jako młody pediatra – pierwszy dyplomowany lekarz dziecięcy w rejonie wileńskim – wiele wody upłynęło. Ale, jak powiada, jedno pozostało bez zmian, człowiek może czuć się szczęśliwym i spełnionym, jeśli dane jest mu pracować w zawodzie wybranym z powołania.

– Człowiek żyje, pracuje i nie spodziewa się, że choroba tak szybko może ułożyć go w pieleszach. W ciągu ostatnich miesięcy byłem pacjentem kilku wileńskich szpitali, ale nigdzie nie ma takiego porządku jak tutaj. W poprzednim szpitalu spędziłem sporo czasu, ale lekarka ani razu nie zbadała mi pracy serca, co, moim zdaniem, jest co najmniej dziwne – zwierzał się niespełna 82-letni pan Labutis.

Już trzeci miesiąc w rzeszańskim szpitalu spędza 80-letnia Halina Grybauskienė z Wesołówki. Pani Halina z wdzięcznością mówi o pani ordynator szpitala oraz personelu, który robi wszystko, aby pacjenci czuli się tu swojsko i bezpiecznie.

– 3 września skończyłam 90 lat. Przyjaciele zorganizowali mi wspaniały wieczór, było dobrze, ale potem głowa mi się zakręciła, upadłam i złamałam nogę – opowiada Sofia Fiedułowa. Złamanie nogi na kilka miesięcy przykuło seniorkę do łóżka. – Po raz pierwszy w ciągu moich 90 lat leżę w szpitalu, gdzie jest taka wspaniała troska o pacjenta. Jest tu czysto i ładnie. Sympatyczny personel, uwaga dla chorych mimo chorób i bólu sprawia, że nastrój się poprawia.

Każde spotkanie z człowiekiem jest darem Bożym, podkreśla ks. Vytautas Rudis. Dlatego trzeba jak najczęściej z tego daru korzystać i czerpać jak najwięcej radości z rozmów, które dodają otuchy i wzmacniają ducha. Nieraz są jedynym ukojeniem w bólu i cierpieniu.

Irena Mikulewicz

Na zdjęciach: uczniowie przedstawili koncert i przygotowali serduszka; na koncert złożyły się śpiewy i inscenizacje jasełkowe.
Fot.
autorka

<<<Wstecz