Wojsko na loubutinach

Pewien amerykański generał okresu II wojny światowej jakże słusznie zauważył, że „o wiele lepiej jest trwonić amunicję aniżeli życie ludzkie”. W odniesieniu do litewskich sił zbrojnych pasuje parafraza owej mądrej sentencji: „o wiele lepiej jest trwonić pieniądze podatnika niż... no, jak powyżej”.

W miarę rozkręcania się skandalu „złotych łyżek” i platynowych saperek, czyli ujawniania kolejnych przekrętów związanych z ustawianiem przetargów na dostawy tego i owego dla litewskiego wojska, wypada w dwójnasób dziękować Bogu, że chwilowo nie prowadzimy żadnej wojny. Z coraz liczniejszych przecieków do mediów wnioskuję bowiem, że nasze wojsko jest tak spasione i zdeprawowane luksusami, iż ani nie byłoby w stanie, ani nie miałoby ochoty się bić. Czasu na wojowanie też by nie miało. Ministerstwo Ochrony Kraju te marne trzy tysiące wziętego w kamasze chłopa zasypało taką liczbą kosztownych gadżetów, wihajstrów i różnych tam innych „ustrojstwów”, że samo ich opanowanie wyklucza to, do czego wojsko służy – ordynarną wojaczkę.

I to jeszcze pół biedy, że nasza armia kupuje najdroższy z najdroższych markowy (żal tylko, że po ośmiokrotnie zawyżonej cenie, w dodatku zaś podrabiany) sprzęt do garkuchni. Bo okazuje się, że ono nie tylko jada wykwintnie. Dessousy też nosi takie, iż Karl Lagerfeld by się z pierwszym z brzegu litewskim szwejem na majtki zamienił. Resort Juozasa Olekasa w 2015 roku tylko na zakup bielizny dla litewskiej armii sypnął 3,98 mln euro. Za taką górę szmalu nie mógł przecież nabyć banalnych kalesonów. Rok później MOK rzuciło 2,38 mln ero na onuce... sorry... skarpety i rękawice dla naszych wojaków. I to wszystko jakiejś „firmie krzak”, której za całą siedzibę wystarcza skrzynka pocztowa w mieszkalnym bloku.

Ach ta afera „złotych łyżek”! Nie możnaż jej było jakoś dyskretnie zamieść pod dywan, by obywatel nadal był dumny ze swojego wojska i ufał swoim wojskoróbcom? Toż zaledwie trzy miesiące temu prezydent Dalia Grybauskaitė żegnając odchodzącą do rezerwy pierwszą grupę poborowych zapewniała dziennikarzy: „Widzimy entuzjazm, zaufanie wobec państwa, armii...” I gdzie dziś ten entuzjazm, gdzie to zaufanie? Obywatel czyta doniesienia o tym, że „na nabycie saperek (łopatek dla piechoty) przewidywano 1,342 miliona euro, ale zaproponowana przez (osławioną spółkę) „Nota Bene” kwota 1,522 miliona dla wojskowej komisji przetargowej nie wydała się wygórowana...” i ma ochotę zdzielić zwyczajną łopatą tego, kto to wymyślił? No to, że przy liczbie 3350 poborowych głupie łopatki dla nich kosztują podatnika półtora miliona euro. To 454 euro za sztukę... czy źle liczę? No tyle mi w każdym razie wychodzi, jak dzielę wspomnianą kwotę przez liczbę żołnierzy. A przecież z saperki ani nie wystrzelisz, ani nie polecisz na niej jak na miotle zbombardować pozycję wroga. W obliczu takich sensacji aż strach pomyśleć, ile nas kosztuje poważniejsze uzbrojenie – amunicja, broń palna i rakietowa, helikoptery czy wozy bojowe, że już nie wspomnę o samolotach i okrętach, których też nie wypada sobie żałować. Bo samymi niemieckimi Boxerami, na zakup których dopiero co przeznaczyliśmy blisko 386 milionów euro, chyba nie opędzimy ani potrzeb naszej armii, ani ambicji naszych wojskoróbców? Zresztą radzę pani prezydent osobiście przyjrzeć się każdemu zakupionemu Boxerowi (zwłaszcza jeżeli przy tej transakcji kręci się jakiś rodzimy biznesik): czy to aby nie podróba ze sfałszowanym logo?

Głupio wyszło, prawda? Zamiast dumy i zaufania mamy malwersację na ogromną skalę i wstyd na pół świata. Na domiar złego USA i Rosja porozumiały się w sprawie Syrii, co oznacza, że Putin (przynajmniej w najbliższym czasie) z wojną na nas nie ruszy. Raz że chwilowo tą Syrią zajęty, dwa że nie uchodzi mu atakować sojusznika swojego sojusznika. Ale my nie damy się zwieść i nadal będziemy zwiększać swój budżet obronny. W przyszłym roku na ochronę kraju zamierzamy przeznaczyć 725 mln euro. Ciekawam, na jakie tym razem zbytki? O... mam propozycję! Skoro już tak rozpieszczamy swoich żołnierzy, kupmy im jeszcze po parze loubutinów. To takie pierońsko drogie buty pasujące jak ulał do ekskluzywnych saperek. Co prawda damskie, w dodatku szpilki, ale naprawdę luksusowe. No i skuteczniejsze od broni palnej. Dowolny wróg ujrzawszy nasze wojsko w loubutinach natychmiast padnie trupem. Ze śmiechu.

Lucyna Schiller

<<<Wstecz