Halka/Haiti: z powrotem w Wilnie

Opera pośrodku drogi w buszu

Czarnoskórzy, tańczący poloneza, szlachcice w kontuszach i chłopi w góralskich strojach, wykonujący arie operowe na wiejskiej drodze – to obrazek z dzieła filmowego „Halka/Haiti: z powrotem w Wilnie”, prezentowanego w Centrum Sztuki Współczesnej w Wilnie.

Nie jest to premiera – panoramiczny zapis filmowy pokazu „Halki”, którego dokonano w lutym 2015 roku w haitańskiej wiosce Casale, zamieszkałej przez potomków Polaków – żołnierzy wojsk napoleońskich, był już eksponowany podczas zeszłorocznego Biennale Sztuki w Wenecji. W Polsce będzie on prezentowany w maju.

Autorami są twórcy, mieszkający w Nowym Jorku: Joanna Malinowska, C.T. Jasper oraz kurator projektu, Magdalena Moskalewicz.

– Artyści podzielili się ze mną swoim pomysłem, żeby wystawić operę w dżungli, zainspirował ich do tego bohater filmu Vernera Herzoga „Fitzcarraldo” – opowiedziała „Tygodnikowi” Magdalena Moskalewicz. – Pomysł realizowania projektu w Casale był mój, wydawało mi się ważnym, by pokazać tę operę komuś, kto byłby związany z Polską, nie jakimś Peruwiańczykom czy innym mieszkańcom Amazonii. Pamiętałam historię czarnoskórych potomków polskich żołnierzy na Haiti, którzy nazywają siebie Polakami. Zaczęliśmy się zastanawiać, jaką operę zawieźć, wkrótce wiedzieliśmy, że to ma być Moniuszko, a z jego utworów opera o nieszczęśliwej miłości góralki wydała się nam szczególnie odpowiednia.

Mazur po haitańsku

W klasycznej „Halce” są trzy tańce, w haitańskiej – dwa, jeden z nich to trochę zabawny polonez, wykonany przez młodych ludzi z Casale na rozpoczęcie widowiska. Drugi wywołał zdziwienie wileńskich widzów „Halki/Haiti”, gdyż był to pląs na melodię mazura, w niczym nieprzypominający tańca polskiego. Jak wytłumaczyła kurator projektu, jest to połączenie dwóch tańców haitańskich, wykonanych przez solistów operowych w ramach swoistej wymiany kulturowej.

Wystawiona w Casale sztuka różni się od klasycznej „Halki” również tym, że jest skrócona (nie wystawiono 3. aktu), posiada też swoistą oprawę muzyczną (dwa utwory zagrała orkiestra ze stolicy Haiti, inne wykonał polski muzyk na syntezatorze). Specyficzna jest też scenografia – aktorzy śpiewają pośrodku drogi, po której co jakiś czas przejeżdżają motocykle, obok uwiązano kozę, podskakującą przy głośniejszych dźwiękach arii, a publiczność znajduje się tuż obok artystów.

Należy dodać, że widzowie z Casale nigdy nie mieli styczności z operą. Podczas przygotowania pokazu, jak twierdzi kurator, miejscowi mieszkańcy byli bardzo podekscytowani, ale też trochę nieufni.

– Natomiast samo przedstawienie już zostało potraktowane bardzo poważnie, wszyscy bardzo ładnie się ubrali. Ludzie obejrzeli przedstawienie od początku do końca, czego raczej nie spodziewaliśmy się. Było bardzo dużo reakcji na konkretne elementy, np. na haitański taniec, podobne silne reakcje były w momentach napięć historii.

Dużo chcieliśmy powiedzieć

Jak zaznacza Magdalena Moskalewicz, trudno mówić o jednej idei, przyświecającej realizacji projektu, gdyż jest on złożony.

– Myślę, że idei jest kilka, w zależności od odbioru. Chcieliśmy pokazać Haitańczykom polską tożsamość narodową, przedstawioną w tradycyjnym dziele polskim. Nie taką, jaka ona jest dzisiaj, ale jak wyglądała w XIX wieku, kiedy ich pradziadowie przyjechali na Haiti. Chcieliśmy też spytać, co to w ogóle znaczy: reprezentować tożsamość poprzez sztukę. I tym samym zapytać nas, Polaków w Polsce, czy taka tożsamość narodowa, pokazana w takim właśnie XIX-wiecznym wielkim dziele, które cały czas uznajemy za wielkie dzieło, coś mówi o nas dzisiaj. Trzecim elementem była chęć pokazania międzynarodowej społeczności Casale, zwrócenie uwagi na całe Haiti, które jest krajem niesamowicie biednym i naprawdę potrzebuje pomocy.

Propozycje

Na pytanie, czy prezentowanie polskiej kultury Haitańczykom poprzez operę Moniuszki było, według niej, pomysłem trafionym, kurator projektu powiedziała, że pomysł ten miał konkretny powód.

– Chodzi o to, jak my cały czas pokazujemy siebie za granicą, jak Polska siebie promuje. Pytanie, co to znaczy: promować kulturę narodową, jest teraz bardziej aktualne niż rok temu, kiedy robiliśmy projekt. Dosłownie kilka dni temu obecny minister kultury ogłosił swój program i poinformował, że nie interesuje go promocja ideologii gender, czyli nowych tendencji myślenia o płci i o płci kulturowej, promocja feminizmu czy innego typu rzeczy, tylko zależy mu na promowaniu właśnie kultury narodowej. Nie wymienił Moniuszki, ale zabrzmiało nazwisko Chopina, innych wybitnych postaci, Jana Pawła II. Pomysł pokazania Hai­tańczykom XIX-wiecznej opery jest właśnie po tej linii, to jest pokazanie, jak my siebie promujemy.

Współorganizatorem prezentowania filmu „Halka/Haiti: z powrotem w Wilnie” w Centrum Sztuki Współczesnej w Wilnie jest Instytut Polski w Wilnie.

Alina Stacewicz

<<<Wstecz