Orban Zwycięzca

Po ostatnich wyborach parlamentarnych na Węgrzech kraj ten może pretendować do nowego rekordu Guinnessa w kategorii najbardziej druzgocącego zwycięstwa. Rządząca tam bowiem centroprawicowa partia Fidesz Viktora Orbana po raz drugi z rzędu wygrała wybory parlamentarne, samodzielnie zdobywając konstytucyjną większość. Jeszcze nigdy nikomu taka sztuka w powojennej Europie nie udała się.

Partia premiera Orbana tym razem zdobyła 44,5 proc. głosów, co wprawdzie jest nieco gorszym wynikiem w porównaniu z wyborami z poprzedniej kadencji (wówczas zdobyła 52,7 proc.), ale ta wygrana i tak daje dla Fidesz konstytucyjną większość w parlamencie. Co jest ciekawe, po raz pierwszy w wyborach sejmowych na Węgrzech udział mogła wziąć również bardzo liczna diaspora węgierska mieszkająca w krajach ościennych, która zresztą w 95 proc. poparła Orbana.

Taki wynik rządzącego na Węgrzech Fideszu i jego lidera bez wątpienia może przyprawić o czarną zawiść wielu europejskich przywódców, którzy nawet w najśmielszych wyobraźniach nie mogą marzyć o podobnej wiktorii. Warto przy tym zauważyć, że charyzmatyczny Orban zwyciężył niejako na przekór wszystkim. Bo nie tylko wewnątrzkrajowej socjalistycznej opozycji (zebrała zaledwie 25 proc. głosów), której nieporadne i podszyte korupcją rządy obalił cztery lata wcześniej, ale i wielu przywódcom i politykom Unii Europejskiej, krzywo patrzącym na węgierskiego premiera z powodu jego niekonwencjonalnych i odważnych poczynań.

Orban bowiem, robiąc porządki w bankrutującym po rządach socjalistów państwie, musiał przyjąć wiele arbitralnych decyzji, które rozsierdziły lewicowo-liberalny europejski establishment. W trudnych gospodarczo czasach zmusił wielkie międzynarodowe korporacje, banki, sieci handlowe podzielić się zyskami z zubożałym w skutek kryzysu gospodarczego społeczeństwem, nakładając na nie większe podatki. Wprowadził też do niektórych sektorów gospodarki monopol państwowy, przeprowadził reformy wyborcze i ustrojowe. Nie w smak to było europejskim możnym tego świata. Najbardziej jednak bielmem złości zaciągnął oczy wszelkim „miłośnikom postępu” w sprawach światopoglądowych. Węgierski premier bowiem nie tylko że nie kryje swoich chrześcijańskich poglądów, ale ma odwagę je realnie wdrażać w życie. Za jego rządów przywrócono na Węgrzech prawną ochronę dzieci nienarodzonych, ustawowo ugruntowano instytucję małżeństwa, przyjęto akty prawne realnie wspierające rodziny.

Węgrzy masowo głosowali na partię Orbana, któremu śmiało można dodać przydomek zwycięzcy, bo podniósł ich kraj z kolan. Swymi odważnymi decyzjami już w ciągu jednej kadencji zmniejszył ogromne zadłużenie państwa, deficyt budżetowy, inflację, doprowadził do spadku bezrobocia poniżej 10 proc. Zwykłe rodziny węgierskie wymiernie poczuły skutki rządzenia zwycięskiej partii, gdyż Orban arbitralną decyzją obniżył ceny energii, gazu, ogrzewania mieszkań.

Madziary, naród dumny i ambitny, kochają swego premiera również za to, że nie ugiął się przed unijnymi klerkami, którzy próbowali przywołać go do porządku, wzywając na brukselski czerwony dywanik, strasząc sankcjami, a nawet polityczną izolacją. Dzisiaj przycichli, schowali dudy w miech, bo jest zwycięzcą. Zwycięzcą jakiego jeszcze nie miała Europa.

Orban zaś wierny sobie zapowiedział już, że jak i przed czteroma laty z pierwszą wizytą zagraniczną wybierze się do Warszawy. Bo „Lengyel Magyar két jóbarát, Magyar Lengyel barátság” (Polak Węgier dwa bratanki i do szabli i do szklanki).

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz