Co czynić? Puknąć się w czoło!

Otoczyć głęboką fosą, a do tego drutem kolczastym. I podłączyć do linii wysokiego napięcia. Dla pewności zaś wyciąć zarówno na terenie jak i w okolicach tego „ polskiego rezerwatu” wszystkie lasy, tak by nie zalęgła się w nich partyzantka. No i koniecznie wycelować w nią przenośny zestaw przeciwlotniczy GROM, który, jak się dowiaduję, Litwa kupuje u Polski w celu podniesienia bezpieczeństwa w regionie. To są moje propozycje na zaczepki przewijające się w audycjach Nemiry Pumprickaite (LRT) czy zawarte w artykule Viliji Andrulevičiute pt. „Co czynić, żeby Wileńszczyzna nie stała się litewskim Krymem?” (portal lrt.lt).

Mam jeszcze jedną propozycję w sprawie tego „co czynić...?” Rozsądną. Puknąć się w czoło, tak by aż zadzwoniło... w pustych głowach redaktorek, które lansują się organizując takie awanturnicze i podjudzające przeciwko mniejszościom dyskusje. W dobie, gdy Julius Panka nawołuje do „rozstrzeliwania bez sądu” już za przyniesienie na podsejmowy wiec obcej flagi, taką publicystykę porównałabym do żonglowania odbezpieczonymi granatami...

Więcej>>>


Nie mylić sprzymierzeńców z wrogami

Publicysta Rimvydas Valatka wieszczy, że gdyby polskie siły zbrojne, realizując plan obronny NATO, ruszyłyby na pomoc napadniętej (hipotetycznie) przez Putina Litwie, to między Szesztokami i Kalwarią napatoczyłyby się na pikietę litewskich narodowców.

Valatka uważa, że pikietujący śpieszących nam z odsieczą polskich żołnierzy pogoniliby transparentem: „Nie – dla następców L. Żeligowskiego!” Od siebie dodam, że w tym samym czasie honorowy przewodniczący litewskich socjaldemokratów Aloyzas Sakalas klarowałby obradującej w Wilnie Radzie Bezpieczeństwa Narodowego: „Bronić Litwy przed najeźdźcą może tylko ten obcokrajowiec, który „uprawia litewską ziemię, zna język litewski i od lat mieszka na Litwie”.

Więcej>>>


<<<Wstecz