Połońscy: skąd ich ród…

Wywiad z CZESŁAWEM POŁOŃSKIM, konserwatorem dzieł sztuki, artystą malarzem

Krótka notka biograficzna: urodzony w 1946 r. Podobnie, jak wielu innych z tamtego pokolenia znalazł się w Wilnie. Jego dwaj starsi bracia Henryk i Stanisław oraz siostra Krystyna – również. Wynieśli z domu rodzinnego na Wileńszczyźnie zamiłowanie do pracy, szacunek do ludzi. Cała czwórka zdobyła dyplomy wyższych uczelni. Starsi wybrali kierunki związane z naukami ścisłymi. Natomiast nasz rozmówca równocześnie z nauką w szkole średniej uczęszczał do szkoły sztuk pięknych. Następstwem stały się studia w tym kierunku na Uniwersytecie w Szawlach. Po ich ukończeniu pracował jako nauczyciel plastyki w Szkole Średniej nr 29 (obecnie Szymona Konarskiego). Wkrótce jednak całkowicie poświęcił się działalności konserwatorskiej i własnej twórczości malarskiej. O tym – poniżej. Najpierw jednak…

O Bujwidzach

Bujwidze – kolejno Brzostowskich (z nadania króla Jana Kazimierza), potem księży augustianów, wreszcie – Radziszewskich, bez wątpienia rzutowały na życie osiadłej okolicznej szlachty. Pałac Radziszewskich, wybudowany prawdopodobnie przez samego Wawrzyńca Gucewicza, wspaniale wyposażony, jak pisał hr. Konstanty Tyszkiewicz, archeolog i geograf, autor m. in. książki „Wilia i jej brzegi pod względem hydrograficznym, archeologicznym i etnograficznym”, był „składem rzadkich i bogatych sprzętów” oraz „skarbnicą dla przedmiotów sztuki i nauki”. Pokoje pałacu mieściły „ogromne i kosztowne gobeliny… prześliczne stare saskie porcelany… obrazy wielkiej wartości, zbiór minerałów…”

W 1857 r., gdy Konstanty Tyszkiewicz, jak pisze Roman Aftanazy w tomie IV „Dziejów rezydencji na dawnych kresach Rzeczypospolitej Województwo Wileńskie”, zapewne po raz ostatni odwiedził Bujwidze, zastał pałac „niegdyś ludny, wielkim pocztem dworzan napełniony i wystawnym życiem…”, już jako „odarty ze swych ozdób, bez okien, drzwi i dachu”. Ten stan rzeczy niewątpliwie był konsekwencją powstania listopadowego, w którym udział wzięli właściciele Bujwidz i licznie okoliczna szlachta. U schyłku XIX wieku nie było już nawet ruin pałacu… Prawdopodobnie wtedy też zniknęły lub zaczęły podupadać okoliczne zaścianki, w których od dawna siedziała polska szlachta herbowa.

Zna pan, oczywiście, przytoczony fragment wielowiekowych dziejów ziemi, z której wywodzi się pana ród?

Dodam jedynie, że Połońscy herbu Leliwa zamieszkiwali na tym terenie od XVII wieku. Mam sporządzone drzewo genealogiczne. Podejrzewam, że byli to ludzie waleczni. Wśród swoich przodków doszukałem się wielu wojskowych. Przyznam, że nie przywiązuję do pochodzenia większej wagi, ale przyjemnie jest wiedzieć, skąd twój ród i że byli to ludzie pracowici i kochali swoją ojczyznę.

„Drzewo” powstało też pewnie z myślą o synach?

Mam dwóch: Rafał i Bartosz. Starszy jest ojcem moich wnuczek – Laury i Emilii. To nadzwyczajne dziewczynki, tak mi się wydaje. Owszem, chcę, aby moi synowie coś niecoś wiedzieli o swoich przodkach. Sądzę, że taka wiedza nie zaszkodzi. Odczytywanie własnej genealogii jest pasjonujące…

Obaj są po wyższych studiach?

Tak. Rafał uczył się najpierw w wileńskim gimnazjum im. Adama Mickiewicza. Potem naukę kontynuował w liceum im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Łomży. Po maturze – studia wyższe. Pracował w Gdańsku. Jego żona jest gdańszczanką. Teraz mieszka z rodziną we Frankfurcie nad Menem. Niedawno gościłem u nich. Syn pracuje w największym w kraju porcie lotniczym. Jest specjalistą w dziedzinie infrastruktury. Dużo jeździ po świecie. Moja synowa jest nauczycielką języka francuskiego, wnuczki chodzą do francuskiej szkoły. Mówią po polsku, francusku i niemiecku.

Natomiast młodszy syn – Bartosz jest w Wilnie, prowadzi obecnie własną firmę, związaną ze sztuką wideo. Ukończył gimnazjum im. Adama Mickiewicza, szkołę sztuk pięknych, studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu, ukończył ASP w Wilnie – wydział sztuki wizualnej i stosowanej. Ma stopień magistra w zakresie fotografiki i sztuki medialnej. Doprawdy trudno wymienić wszystkie jego zainteresowania. Są to projekty związane ze sztuką multimedialną, montaż i reżyserowanie filmów, przez pewien czas był wykładowcą Kolegium Projektowania Designu. Uczestniczy w wystawach, dużo podróżuje, współpracuje z licznymi placówkami krajów zagranicznych.

W pana zawodzie konserwatora zabytków, a zwłaszcza malarstwa ściennego, stale trzeba się doskonalić. Wciąż się słyszy o nowych technologiach, metodach, stosowanych materiałach. Czy pana niedawna podróż do Włoch miała z tym wszystkim jakiś związek?

Nowości, co jest rzeczą naturalną, wkraczają we wszystkie dziedziny naszego życia, konserwacja zabytków nie jest wyjątkiem. Przedtem co pięć lat musiałem uzyskiwać swego rodzaju atest, w tej chwili mam już bezterminowe uprawnienie do wykonywania zawodu. Oczywiście, przydatne jest doświadczenie innych. Zostaliśmy zaproszeni przez kościół i klasztor Nereusa i Achilleusa w Rzymie – dwie osoby z Litwy i dwie – z Polski – na plener malarstwa sztalugowego. Była też okazja zapoznania się ze znajdującymi się tam unikalnymi freskami i metodami ich zachowania. Zorganizowano nam ponadto wyjazd do Asyżu, zwiedziliśmy m. in. romańską katedrę i oraz gotycki kościół i klasztor franciszkanów ze słynnymi freskami Giotta i innych znakomitych mistrzów. Prace te wywarły na mnie ogromne wrażenie.

Stykał się pan wielokrotnie na terenie Litwy z unikalnymi dziełami malarstwa ściennego. Przypomnijmy chociażby freski w wileńskim kościele św. Mikołaja.

Ich przypadkowe odkrycie pod warstwą tynku podczas prac remontowych w tej najstarszej świątyni wileńskiej stało się sensacją. Malowidła pochodzą z roku 1525. Znajdują się pod również zabytkowym XVI-wiecznym tynkiem. Przeprowadzono badania, niektóre fragmenty zostały odrestaurowane. W mojej ponad 30-letniej pracy restauratorsko-konserwatorskiej wiele było innych obiektów, o których nigdy nie potrafię zapomnieć. Pracowałem przy odnawianiu gotyckiego malarstwa ściennego z życia franciszkanów w kościele bernardyńskim, w klasztorze karmelitów przy Ostrej Bramie. Prowadziłem prace w kościołach Szumska, Pożajścia, Liszkiawy, gdzie restaurowałem malarstwo ścienne na arce (chór anielski) przed wejściem oraz na prospekcie organowym…

Własne malarstwo?

Lubię malować. Często moje prace eksponowane są na wystawach zbiorowych. Ostatnio – w siedzibie Związku Plastyków Litwy przy ul. Niemieckiej.

Można żyć z malarstwa?

Nie bardzo… Mam sponsora, który czasem kupuje moje prace. Jest on także kolekcjonerem autoportretów plastyków. Niedawno urządził wystawę w Galerii Medali na Świętojańskiej, z moim autoportretem – też.

Nigdy pan nie odmówił pomocy Społecznemu Komitetowi Opieki nad Starą Rossą. Zawsze mogliśmy liczyć na pana, jeśli chodziło o wykonanie prac restauratorsko-konserwatorskich.

Z wielką przyjemnością przyjmuję każde zlecenie. Czekam wiosny i kolejnych zamówień.

Pamięta pan jak w ekspresowym tempie, na prośbę SKOnSR, umocował pan popiersie Joachima Lelewela na Rossie?

Było to po serii kradzieży na tej nekropolii zabytkowych elementów na grobach zasłużonych Polaków. Złodzieje przymierzali się do popiersia Joachima Lelewela, już było przygotowane do zdjęcia z postumentu. Mam nadzieję, że tak solidnie je umocowałem, że potrafi się obronić przed wandalami. Przy okazji odnowiłem wtedy postument pomnika.

Mówiąc o pracach konserwatorsko-restauratorskich na wileńskich starych nekropoliach, chcę przywołać pamięć o Jerzym Surwile, wielkim znawcy Wilna i jego dziejów. To na jego prośbę na Cmentarzu Bernardyńskim, w miejscu zniszczonego popiersia na pomniku Zacharyasza Niemczewskiego, prof. matematyki Uniwersytetu Wileńskiego, wykonałem i umocowałem nową kopię. Później, gdy Jerzy Surwiło na zlecenie warszawskiej SGH patronował odnawianiu kwatery grobów słynnej rodzinny wileńskich wydawców i drukarzy Zawadzkich na cmentarzu św. Piotra i Pawła na Antokolu, zlecił mi cały szereg prac konserwatorsko-restauratorskich, a wśród nich – umocowanie strąconego krzyża, zainstalowanie nowej tablicy, rekonstrukcję skrzydeł anioła etc.

Plany?

Chciałbym bardzo uczestniczyć w wielkim projekcie – odnawiania zabytkowych malowideł zdobiących sufit kościoła franciszkańskiego na Trockiej.

Halina Jotkiałło

Na zdjęciach: Czesław Połoński z synem Bartoszem przy nowej kopii popiersia Zacharyasza Niemczewskiego na Cmentarzu Bernardyńskim; we trójkę (od lewej) Bartosz, Czesław i Rafał Połońscy restaurowali wnętrze dawnego pałacu Umiastowskich (na rogu Trockiej i Zawalnej) - na balkonie rezydencji z dorobionym komputerowo potem dla żartu napisem.
Fot.
z archiwum rodzinnego

<<<Wstecz