Warszawskie Powązki – wileńskiej Rossie

Za bramami wielkiej ciszy

„Każdy stary cmentarz, im jest bogaciej opatrzoną spiżarnią śmierci, tym bliższy zostaje życiu: księga wielkiej lektury o czasie, który w mieście obok przemijając, tu zostawił ostatnie, trwałe ślady”. To słowa Jerzego Waldorffa, który przed 39 laty powołał do życia Społeczny Komitet Opieki nad Starymi Powązkami w Warszawie.

Stworzył instytucję dziś noszącą imię swego twórcy, która w ciągu minionych lat zdobyła szerokie uznanie i poparcie społeczeństwa Polski, a zwłaszcza jej stolicy. W 1990 roku, w dwóchsetlecie istnienia Powązek, zaprosił Jerzy Waldorff do Warszawy na kwestę grupę wilnian. Byli to: Jan i Nina Sienkiewiczowie, Alicja Klimaszewska, Jerzy Surwiło, Olgierd Korzeniecki i niżej podpisana. Dał im wtedy pierwszą, jakże wartościową lekcję, w jaki sposób ratować najcenniejsze ślady pamięci na najstarszej polskiej nekropolii w Wilnie. Z biegiem lat skład kwestarzy się zmieniał. Pozostał zwyczaj, że zawsze w dniu Wszystkich Świętych i Zaduszek wilnianie i ich sympatycy kwestuję przy bramie II, noszącej imię św. Honoraty i przy bramie IV. W tym roku kwesta trwała trzy dni, w tym, że w ub. niedzielę większość warszawian udała się nie na Powązki, lecz do centrum stolicy, aby pożegnać Tadeusza Mazowieckiego.

Tegoroczny wynik warszawskiego kwestowania na wileńską Rossę – to 32 tys. 340 złotych i 9 groszy. A zatem, kolejna szansa na przetrwanie jej pamiątek.

Nasi przyjaciele

Jak oni to robią? Dziwimy się za każdym razem, gdy w biurze, po skończonej kweście, liczą zebrane pieniądze. Mówimy o członkach warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Wilna i Grodna, któremu prezesuje Lesław Skinder, w przeszłości znany telewizyjny i radiowy komentator sportowy. W tym roku w ciągu dwóch dni (!) do ich puszki z napisem „Kwesta na Rossę w Wilnie”, ustawionej przy bramie IV, trafiło ponad 15 tys. zł. Jak oni to robią? Tajemnicy nie zdradzili i tym razem…

W gronie naszych pomocników jest również Oddział w Warszawie Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej, któremu prezesuje od niedawna Margarita Chilińska (wilnianko-warszawianka). Poprzedni wieloletni prezes sędzia Bogusław Nizieński nie kryje zadowolenia, że ster organizacji trafił we właściwe ręce. Tym razem, zresztą jak i w roku ubiegłym, wśród kwestarzy była prezesowa i jej warszawska rodzina w komplecie: mąż Krzysztof oraz dzieci Michał i Dominika Chilińscy. Słowa podzięki kierujemy do pań Teresy Andrzejewskiej i Czesławy Sipowicz, do pana Bogusława Nizieńskiego oraz do wszystkich pokoleń członków warszawskiego Oddziału TMWiZW, zwłaszcza do młodzieży, która albo ma tzw. korzenie wileńskie, albo studiuje w Warszawie lub po prostu kieruje nią świadomość, że mieszkają Polacy na Wschodzie.

Mamy też przyjaciół „niezrzeszonych”. W ich gronie nasi wierni zawsze kwestarze: Lidia Borucińska, Janusz Smaza, znany w wielu krajach, w tym oczywiście w Wilnie, konserwator dzieł sztuki rzeźbiarskiej, Piotr Zambrzycki, naczelny konserwator Królewskich Łazienek w Warszawie. W tym roku niestety nie przybył z powodu poważnych okoliczności Kazimierz Siebielski z Koszalina, czego bardzo żałujemy.

Umarli, znajomi, kochani

Przy każdej nadarzającej się okazji wędrując alejami Powązek kłaniamy się cieniom ludzi, którzy z Wilnem byli związani. Skomplikowane to zazwyczaj losy, ale miasto znad Wilii było ciepłym promykiem w ich życiu.

Stanisław Moniuszko spoczywający pod okazałą płytą z jedyną wykutą inskrypcją: MONIUSZKO. Dwie tabliczki na ścianie kościoła św. Karola Boromeusza upamiętniające Jana Kilińskiego i Wojciecha Bogusławskiego. Ich mogiły niestety zniszczono podczas XIX-wiecznej rozbudowy kościoła. Pierwszy – jeden z przywódców i bohaterów insurekcji warszawskiej 1794, mistrz szewski. Więziony dwukrotnie w Rosji, po ułaskawieniu zatrzymał się przez pewien czas w Wilnie, gdzie w kamienicy na rogu Trockiej i Niemieckiej założył zakład szewski. Doskonale prosperujący z uwagi na imię właściciela, który w dodatku prowadził w tymże domu znany w Wilnie salon artystyczno-kulturalny. Drugi – torował drogę romantyzmowi i jego teatrowi, jak powiedział Adam Mickiewicz: „pobudzającemu do działania umysły opieszałe”. Jego trupa teatralna występowała w Wilnie niejednokrotnie.

Hanka Ordonówna. Kiedy w 1939 roku ze sceny teatru polskiego na Pohulance dramatycznie powiedziała, że Niemcy zbombardowali urnę z sercem Chopina, znajdującą się w warszawskim kościele Krzyża Świętego, cała widownie płakała, a nazajutrz – całe Wilno. Na szczęście, wiadomość okazała się nieprawdziwa.

Kazimiera Iłłakowiczówna, urodzona w Wilnie, która powiedziała: „O Litwo, o ojczyzno,/ teraz się do mnie przyznaj!...”

Konstanty Ildefons Gałczyński, którego odwiedziliśmy tylko jeden raz, bo leży daleko, z trudno wytłumaczalnych powodów, na tzw. Powązkach wojskowych, ale zawsze pamiętamy, że „W tym Wilnie będziesz różą, w tym Wilnie matką z młodu…/Ej, woźnico, zatrzymaj swe konie!/ Znam domek, drzwi w ulicę, a okna od ogrodu,/ a w ogrodzie dwie jabłonie…”

Ludwik Sempoliński, wielki aktor i reżyser w swojej książce „Druga połowa życia” wspomina: „Poza tym nic nowego w Wilnie nie zaszło. „Ali Baba” ciągle cieszyła się powodzeniem. Niektórzy koledzy w dalszym ciągu dzielili występy z kelnerowaniem. Na przykład kiedy najbardziej ekskluzywny hotel „George‘a” wraz z restauracją, „Nur fur Deutsche”, objął Szczawiński, wciągnął do kelnerowania młodych kolegów. Pracowali tam między innymi Jurek Duszyński, Igor Śmiałowski, Władysław Łukasz-Łukaszewicz, Bolesław Kielski (popularny po wojnie spiker Polskiego Radia), Kazio Brusikiewicz, Witek Borkowski…”.

Wielu innych, których w różnych latach Wilno przygarnęło, mamy nadzieję odwiedzić w przyszłym roku, gdy Społeczny Komitet Opieki nad Starymi Powązkami w Warszawie im. Jerzego Waldorffa będzie obchodzić 40-lecie. Na szacowny Jubileusz zostaliśmy również zaproszeni.

Halina Jotkiałło

Na zdjęciach: po raz pierwszy na Powązkach kwestowali przedstawiciele Bractwa Kurkowegoprzy grobie Jerzego Waldorffa – założyciela i wieloletniego prezesa Społecznego Komitetu Opieki nad Starymi Powązkami w Warszawie – był największym kwestarzem za życia, pozostał nim po odejściu...
Fot.
Piotr Zambrzycki


Poznaniacy – Rossie

Ponad 33 tys. zł zebrali w piątek w Poznaniu politycy, sportowcy, dziennikarze i artyści w trakcie kwesty na renowację nagrobków na wileńskim cmentarzu na Rossie. Zbiórka na ten cel organizowana jest w Poznaniu od kilkunastu lat.

W tym roku zebrana kwota przeznaczona będzie na prace restauracyjne dachu kaplicy rodziny Jasieńskich.

„Jesteśmy zadowoleni z kwesty, poznaniacy chętnie wrzucali pieniądze do puszek. Zebraliśmy tyle środków, że wystarczy na remont dachu kaplicy Jasieńskich” – powiedział Michał Łukomski jeden z organizatorów kwesty ze Społecznego Komitetu „Poznaniacy Rossie i...”.

W tym roku na dwóch poznańskich cmentarzach pieniądze zbierało ok. 60 osób: posłowie, samorządowcy, dziennikarze, sportowcy i artyści.

W sumie od 2000 roku, w trakcie kwest, zebrano ponad 400 tys. złotych. Za zebrane w poprzednich kwestach pieniądze na wileńskiej nekropolii udało się uchronić od zniszczenia kilkanaście kaplic i grobowców, m.in. kaplice Mączyńskich, Malinowskich, Gimbuttów, Strumiłłów, Hermanowiczów, braci bonifratrów oraz kwaterę rodziny Kondratowiczów, w której pochowany jest także poeta Władysław Syrokomla.

Na Rossie pochowanych jest około 20 tys. osób. Złożone jest tam serce marszałka Józefa Piłsudskiego, jego matka, są groby brata, siostry i pierwszej żony. (PAP)

<<<Wstecz