Kim jest tak zwana „litewska młodzież narodowa”

„Pitbullery” Panki i Čekutisa

Wiele tytułów medialnych na Litwie w okresie ogórkowym nakręca temat obraźliwego wobec Litwy i Litwinów plakatu kiboli „Lecha”, który rozwinęli na stadionie w Poznaniu podczas meczu z „Žalgirisem”. Mimo, że treść prymitywnego hasła zgodnie potępili polscy politycy i dyplomaci, przepraszając oficjanie nasz kraj za incydent, to i tak komuś zależy na Litwie, by temat szybko nie zniknął z eteru.

Tymczasem w naszym kraju tzw. „młodzież patriotyczna” albo „narodowa”, jak woli prezydent Grybauskaite, popisuje się często jeszcze bardziej odrażającymi akcjami, przeciwko którym jednak nikt nad Wilią nie protestuje.

Prowokacji ciąg dalszy

Poznański incydent jest godny pożałowania. Został jednak natychmiast i zdecydowanie potępiony przez polskie MSZ, a organa praworządności nad Wisłą, jak też władze piłkarskie wszczęły śledztwo w tej sprawie. Cóż, wydawałoby się, jeszcze więcej możnaby zrobić w tej głupiej prowokacji. W przypadku, gdy się ma do czynienia z prowokacją, najlepiej jest przestać ją nagłaśniać, całkowicie pozostawiając sprawę powołanym do tego organom.

Tymczasem na Litwie wyraźnie komuś zależy, by temat istniał, jątrzył, podburzał. Obrazuje to chociażby sejmowa przestawicieli AWPL, kiedy dziennikarze z różnych stacji telewizyjnych po wielokroć zwracali się do Waldemara Tomaszewskiego z tymi samymi pytaniami dotyczącymi prowakacyjnego incydentu. Mimo wyczerpujących odpowiedzi i prośby zamknięcia niczemu nie służącego tematu, wątek był ciągle podgrzewany. Pytaniem retorycznym raczej zostaje: Po co to wszystko?

Prezent - „serce Polaka”

Wróćmy jednak do tematu „młodzieży patriotycznej”, która sobie coraz odważniej poczyna na Litwie. Gdy po ostatnich wyborach sejmowych w naszym kraju powstał nowy centrolewicowy rząd, który zadeklarował naprawę popsutych przez konserwatystów stosunków z Polską, od razu wywołało to pomruk niezadowolenia w szeregach radykałów po prawej stronie sceny politycznej. Na prawdziwą jednak wściekłość „tautininkasów” (narodowców) naraził się minister spraw zagranicznych Linas Linkevičius po tym, gdy przeprosił w Warszawie naród polski za niespełnione od lat obietnice litewskich polityków wobec polskiej mniejszości narodowej. Minister został okrzyknięty przez nich zdrajcą, a Litewski Związek Młodzieży Narodowej zorganizował akcję wręczenia Linkevičiusowi „prawdziwego serca Polaka”. Nie chcąc gorszyć naszych czytelników, nie drukujemy w gazecie obleśnego obrazka z gołymi, owłosionymi męskimi pośladkami u dołu ledwo przykrytymi spodenkami z emblematem PL, do którego to obrazka niedwuznacznie została dołączona głowa ministra. W tekście komentującym ohydny rysunek czytamy, że „organ ten pan Linkevičius będzie mógł każdego dnia rzęsiście oblewać łzami”.

Szef litewskiej dyplomacji został znieważony w niewybredny sposób tylko dlatego, że ważył się „haniebnie przeprosić (bez upoważnienia) naród polski za to, iż w 2010 roku Sejm RL nie poddał się naciskom polskich szowinistów i imperialistów, by uprawomocnić wpisy w języku polskim w dokumentach obywateli Litwy...”, czytamy w wywodach „młodzieży patriotycznej”, która w dalszym tekście pozwala sobie na kolejne drwiny. Zachęca mianowicie Linkevičiusa do kolejnych przeprosin, bo - jak sobie młodzież pokpiwa – „nasz naród jeszcze nie wystarczająco przeprosił tych, których powinien” i wymienia w jednym ciągu m. in. naród żydowski za holokausty, muzułmanów za to, że jemy świnie, Hindusów za to, że doimy krowy.

Prowodyrzy

Przyjrzyjmy się zatem prowodyrom „młodzieży patriotycznej” słynącej z podobnych jak wyżej opisana akcji. Na czele Lietuviu tautinio jaunimo sajungos (Litewski Związek Młodzieży Narodowej/LZMN) od lat stoi znany z prowokacyjnych i obskuranckich zachowań Julius Panka. Z jego oficjalnego życiorysu można się dowiedzieć, że z wykształcenia jest historykiem. Wykładał swego czasu historię w Żyrmuńskim Gimnazjum w Wilnie oraz szkole podstawowej „Vilnies”. Później fach zmienił przechodząc do branży prywatnej. Jako się rzekło, jest przewodniczącym LZMN, jak też współzałożycielem Lietuvos tautinio centro (Litewskiego Centrum Narodowego /LCN), na którego czele z kolei stoi inna nie mniej barwna postać Ričardas Čekutis. Obydwaj panowie ściśle ze sobą współpracują, są członkami partii politycznej „Tautininku Sajunga” (Związek Narodowców/ZN), kierowanej przez sławetnego Gintarasa Songailę (Panka po linii partyjnej jest zastępcą Songaily).

O Pance i Čekutisie stało się głośno, gdy wzięli na siebie rolę głównych organizatorów tzw. marszów nacjonalistów, którzy w święta narodowe przemierzają ulicami Wilna (bądź na zmianę Kowna) z hasłami na ustach „Litwa dla Litwinów“ (czasami wymiennie wykrzykują „Litwini dla Litwy“).

Panka od kilku lat jest też organizatorem obozów dla młodzieży bałtyckiej (Litwinów i Łotyszy) w solecznickich Dziewieniszkach. O obozach stało się głośno, kiedy media doniosły, iż zabrania się na nich kategorycznie używać języków słowiańskich. Kara za te „przestępstwo“ – to wyszorowanie gęby winowajcy szarym mydłem.

Čekutis, mimo że bliźniaczo podobny światopoglądowo do Panki, to w życiorysie wychwala się czym innym. Pisze o swej kibolskiej przeszłości. „Brałem udział w jednej z ulicznych walk z fanami futbolu z Rosji i miejscowymi chuliganami“, chełpi się w oficjanym życiorysie kandydata do Sejmu (o politycznych „wyczynach“ naszych bohaterów napiszemy nieco poniżej). Zawodowo Čekutis zaliczył pracę w „Atgimimasie“, był też urzędnikiem państwowej instytucji Centrum Rezystencji i Ludobójstwa, gdzie, zanim nie wyszedł na urlop ojcowski, pełnił funkcję rzecznika. Aktualnie jest zastępcą redaktora naczelnego zaślepionej w antypolonizmie „Respubliki“.

„Odbędzie się w każdą pogodę”

Jak już wspomniano Panka i Čekutis są głównymi organizatorami nacjonalistycznych marszów, które odbywają się z okazji świąt narodowych na Litwie - 16 lutego i 11 marca. Marsze nacjonalistów początkowo były bardzo nieliczne i marginalne. Udział w nich brały nieliczne grupki „tautininkasów“, skrajnie nacjonalistycznych neopogan, neofaszyści oraz przedstawiciele subkultur (skinheadzi, wielbiciele hard rocka i inni). W czołówce przemarszów obok wspomnianych liderów młodzieżowych organizacji nacjonalistycznych zawsze chętnie paradowali politycy o ultranarodowych i antypolskich poglądach pokroju Gintarasa Songaily, Romualdasa Ozolasa czy Kazimierasa Uoki.

Brak zdecydowanej reakcji wobec prowokacyjnych marszów ze strony szerszej opinii publicznej, a zwłaszcza litewskich opiniotwórczych polityków (początkowo protestowali tylko ambasadorzy krajów UE akredytowani w Wilnie), skutkował tym, że manifestacje nacjonalistów stopniowo zaczęły się uprawomocniać i, co gorsza, zyskiwać poklask części społeczeństwa. Zwłaszcza, że po początkowych wpadkach maszerowicze stali się bardziej ostrożni i zrezygnowali z najbardziej szowinistycznych haseł w rodzaju „Juden raus“, kontentując się pokrzykiwaniem „Litwa dla Litwinów”. Po pewnym czasie z tym ostatnim hasłem opinia publiczna oswoiła się i w zasadzie pogodziła, marsze więc zaczęły stopniowo cieszyć się coraz większą popularnością.

Jednak śmiało można powiedzieć, że przełomowym w dziejach marszów okazał się dopiero ostatni rok. Tego roku bowiem Panka i Čekutis zmusili do kapitulacji zarówno lakalne władze stolicy, jak i cały system praworządności w naszym kraju. Wbrew zakazom stołecznego magistratu, podtrzymanego przez sądy wszystkich instancji, nacjonaliści uparli się, że przemaszerują główną arterią Wilna i swego dopięli. Wyraźnie kpiąc sobie z prawa wspomniani prowodyrzy orzekli, że i tak naród przemaszeruje aleją Giedymina, a oni nie biorą odpowiedzialności za możliwe incydenty „chaotycznego przemarszu”. Gdy wydawało się, że nacjonaliści wyraźnie przeholowali w lekceważeniu prawa i kara ich nie minie, niespodziewanie w ich obronie stanęła sama głowa państwa prezydent Dalia Grybauskaite. Wypaliła zdumionym dziennikarzom, że wcale marszerowiczów nie uważa za nacjonalistów tylko za „młodzież narodową“. Pytana o ich hasło w rodzaju „Litwa dla Litwinów“ specjalnie nimi się nie zgorszyła, wypominając jedynie, że ma ono złe konotacje z nazizmem. Nobilitowani przez samą prezydent prowodyrzy poczuli się więc zwycięzcami. Nie tylko okpili prawo i uniknęli kary, ale i uzurpowali sobie poniekąd prawo do organizowania centralnych przemarszów w dniach świąt narodowych. Nawet prawicowi politycy na Litwie przyznają, że marsze spod znaku Panki i Čekutisa stały się jedynymi masowymi imprezami w całym kraju podczas najważniejszych dat w litewskim kalendarzu narodowym.

Krawat ze swastyką

Warto odnotować, że nobilitacja organizatorów marszów przez Grybauskaite nastąpiła świeżo po ich przedwyborczych – powiedzmy oględnie – wybrykach. Zarówno Panka, jak Čekutis (jako narodowcy) startowali w wyborach sejmowych ze wspólnej listy czterech partii pod nazwą „Za Litwę na Litwie“. W kampanii wyborczej obydwaj zdążyli się skompromitować. Jak słoma z kłumpia wylazł im ich prymitywny nacjonalizm, ksenofobia i ciągotki nazistowskie.

Čekutis na liście otrzymał miejsce z numerem 88. Jak wyjaśniał jego ideowy kamrat Aušrys Kriščiunas – nie przez przypadek. Liczba 88 odzwierciedla bowiem zakodowaną symbolikę neonazistów. O tym pisały litewskie media powołując się na książkę „Das Versteckspiel”. Z fachowej literatury wynika, że ósemka oznacza 8-ą literę w alfabecie, którą jest „H”. Podwójna ósemka oznacza podwójne „HH” , co w skrócie nazistów odczytuje się jako „Heil Hitler”. Wspomniany Kriščiunas przechwalał się wtedy przed mediami, że „numer 88 gwarantuje (Čekutisowi) drogę do sukcesu i powodzenie wśród tych, którzy rozumieją. A rozumiejących jest niemało i to cieszy“, nie krył satysfakcji wyznawca brunatnej ideologii, obiecując pomoc koledze w przygotowaniu właściwych atrybutów „dla tak honorowego miejsca“.

O odpowiednią symbolikę zadbał też inny kolega partyjny naszych bohaterów niejaki Marius Galinis, który na ulotkach przedwyborczych zaprezentował się ubrany w elegancki garnitur, czarną koszulę i krawat ze... swastyką (dla niepoznaki odchyloną w inną stronę). Na bibule wyborczej znalazła się też karykatura ortodoksyjnego Żyda z kapeluszem i pejsami z podpisem: „Mnie Babilius dał 130 mln i jeszcze da“ (nawiązanie do wypłacenia przez rząd Kubiliusa odszkodowania dla wspólnoty żydowskiej na Litwie za utracone podczas holokaustu mienie). Panka przyciśnięty przez prawo i VRK do muru partyjnego kolegę tłumaczył w swoim stylu – pokrętnie i obłudnie. „Myślę, że ludzie, którzy rozumieją humor, nie dopatrzą się tam żadnego podszczuwania do niezgody narodowej“, bronił się. Na rysunku bowiem, według Panki, wcale nie był Żyd, a swastyka była nie niemiecka, tylko litewska. Galinis jest etnografem i ma zamiłowanie do takowych, brnął w zaparte. „A rysunek – to tylko rycina (šaržas). Każdy może dopatrzyć się w nim innej narodowości. No, chyba że jakiś naród siebie odnalazł na tym rysunku(...)“, kręcił już na całego szef „młodzieży patriotycznej“, który zresztą sam chętnie korzystał na swych ulotkach z tegoż „šaržasu“.

Cóż, prowodyrom młodych litewskich narodowców nie tylko zasklepił się rozum, ale i poczucie humoru jawnie nie dopisało.

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz