Ocalenie przed niebytem

Do Wilna dotarły z Polski dwie książki. Jedna nosi tytuł „Wilno znane i nieznane. Czasy i ludzie”, druga – „Związki Lublina i Wilna”. Mamy nadzieję, że gdy do rąk Czytelników „Tygodnika Wileńszczyzny” trafią te wydania, każdy znajdzie w nich coś, co go wzruszy, pobudzi do refleksji, czy po prostu będzie swego rodzaju odkryciem.

Wygrzebane i uratowane od zapomnienia informacje, wydarzenia, fakty, notki o zasłużonych ludziach. Wszystko – posegregowane, jakby zatrzymujące upływający czas. Tak chyba w wielkim skrócie można określić kolejną pracę prof. Mieczysława Jackiewicza z Olsztyna, autora m. in. opracowań kilku tomów różnego rodzaju encyklopedii wileńskich. Ten kolejny, swego rodzaju ekstrakt wiedzy o Wilnie, nosi tytuł „Wilno znane i nieznane. Czasy i ludzie”. Książka jest 78 pozycją serii „B” Biblioteki „Wileńskich Rozmaitości” – już nieistniejącego dwumiesięcznika Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej w Bydgoszczy. Ukazała się pod redakcją wielkiego animatora spraw wileńskich Henryka Dubowika. Pisma nie ma, bardzo szkoda, ale dzieło przez nie zapoczątkowane trwa i jego wynikiem jest ta kolejna książka.

Dedykacja na stronie tytułowej brzmi: „Wilnianom rozsianym po świecie”. Natomiast motto: „Wszystko piękno w mej duszy przez Wilno pieszczone” – Józef Piłsudski. „Nigdy od ciebie, miasto, nie mogłem odjechać…” – Czesław Miłosz. Te słowa wypowiedziane przez dwóch wielkich Polaków potraktować można jako zaproszenie do wędrówki śladami minionych epok. Są piękną motywacją, aby pójść starymi ulicami, zaułkami, placami, zajrzeć do licznych świątyń różnych wyznań, udać się tropami ludzi odwiecznie osiadłych w przeuroczym miejscu, gdzie swarliwa Wilenka (tak ją nazwał wielki poeta Konstanty Ildefons Gałczyński, którego wilnianie powinni kochać za wzruszające wiersze o ich mieście) wpada do spokojnej i majestatycznej Wilii (choć czasem też potrafi pokazać pazury). W tej wędrówce w czasie, rozpoczętej od rządów wielkiego księcia Giedymina, poprzez wieki, dochodzimy do końca XIX stulecia. Tom kończy rozdział pt. „Józefa Piłsudskiego związki z Wilnem i Wileńszczyzną”. Henryk Dubowik w słowie wstępnym pisze m. in. „Przedstawiając panowanie kolejnych wielkich książąt litewskich i królów polskich, potem carów rosyjskich, Autor ukazał tak pomyślny rozwój, jak i klęski miasta, niszczonego przez pożary, zarazy, najazdy i przemarsze obcych wojsk, ponadto – powstania narodowe i represje popowstaniowe.

W książce znalazł się szeroki obraz chrześcijaństwa na Litwie. Obok pocztu biskupów katolickich i dziejów katolickich zakonów ukazana została rola prawosławia i spis metropolitów tego wyznania(…). Wiele miejsca zajmuje rozwój gospodarczy miasta i organizacja jego władz. Ukazane są stosunki narodowościowe i życie codzienne mieszkańców, przede wszystkim jednak kultura: Uniwersytet Wileński i jego przemiany, budownictwo i architektura, życie teatralne i muzyczne, dzieje drukarstwa i księgarstwa, stowarzyszenia naukowe(…)”.

Ileż tu ciekawostek! Oto zaledwie dwie z nich. Niewielu z nas pewnie wie, że w dzielnicach Lipówka (Liepkalnio) i Nowy Świat (Naujamiestis) dotychczas mieszkają staroobrzędowcy, znajduje się tam ich molenna (dom modlitwy). Przodkowie Rosjan-starowierców (bezpopowców, bowiem postanowili radzić sobie bez duchowieństwa) przybyli na Litwę w połowie XVII wieku z Nowgorodu Wielkiego. Natomiast w Wilnie pierwszych osiem rodzin starowierskich zamieszkało w 1825 roku. „Po odzyskaniu niepodległości w granicach Polski znalazło się ok. 50 tys. staroobrzędowców, przede wszystkim bezpopowców zamieszkujących Wileńszczyznę. W nowych warunkach życie religijne i społeczne zaczęło się skupiać wokół gminy wileńskiej…” Byli oni lojalnymi obywatelami II RP, cieszyli się szacunkiem władz i społeczeństwa. Świadczy o tym chociażby wizyta prezydenta Ignacego Mościckiego w molennie wileńskiej w roku 1930 oraz jego wpis do księgi pamiątkowej.

Albo taka ciekawostka: na przełomie XIX i XX w. rozwinął się w Wilnie przemysł fortepianowy i organowy. Jak podaje Mieczysław Jackiewicz: w roku 1803 pracownię fortepianów (przy ulicy Rudnickiej, w domu burmistrza Pawłowskiego) prowadził Ernst Neumann. Budował on pianina na wzór wynalezionych przez wiedeńczyka M. Mullera, tzw. ditanaklasis z dwiema i jedną klawiaturą, rejestrem fletowym i bez. Były też inne pracownie produkujące doskonałej jakości fortepiany. Działał też skład fortepianów, pianin i fisharmonii przy ul. Niemieckiej, prowadzony przez K. Dąbrowską. Rozwinął się też przemysł organowy. Okres rozkwitu w tej dziedzinie przypada na lata 30-40 XVIII wieku. W tym właśnie czasie powstały organy praktycznie we wszystkich kościołach wileńskich.

Sygnowana książka jest pięknym darem dla miłośników vilnianów.

Wgląd w epokę

Książka składa się z 24 artykułów przygotowanych przez 26 autorów i nosi tytuł „Związki Lublina i Wilna, Studia i materiały pod redakcją Tomasza Rodziewicza”. Gwoli wyjaśnienia: redaktor jest byłym wilnianinem a obecnie prezesem Zarządu Oddziału w Lublinie Towarzystwa Przyjaciół Grodna i Wilna. Ta obszerna edycja jest pokłosiem sesji „Związki społeczne, kulturalne i naukowe Lublina i Wilna w dobie nowożytnej”, zorganizowanej w 2009 roku z okazji przypadającej wówczas 440. rocznicy zawarcia unii lubelskiej oraz jubileuszu 20-lecia działalności lubelskiego oddziału TPGiW.

Dzięki tej książce możemy wejrzeć w aspekcie historycznym w życie społeczne, polityczne, kulturalne, naukowe, gospodarcze Lublina i Wilna, prześledzić ich dawne związki i wzajemne oddziaływanie, zapoznać się z niektórymi przejawami obecnego życia dwóch, jakże znaczących w historii Polski, miast.

Jeśli chodzi o nasze czasy, praca zawiera obszerny materiał dotyczący wieloletniej współpracy TPGiW ze społecznością polską na Litwie. Gros publikacji dotyczy jednak przeszłości obu miast. Poruszone w nich wątki nie są powszechnie znane. Np. Dariusz Śladecki w swojej pracy pt. „Wpływ architektury środowiska lubelskiego na renesans w Wilnie” pisze m. in., że najbardziej znanym przykładem „renesansu lubelskiego” w Wilnie jest kościół pw. św. Michała Archanioła, ufundowany przez Lwa Sapiehę, kanclerza wielkiego litewskiego. Natomiast o. Arkadiusz Smagacz w obszernym artykule o wzajemnych kontaktach karmelitów bosych obu miast w XVII i XVIII w. przypomina, że historia wileńskiego klasztoru karmelitów bosych przy kościele św. Teresy rozpoczęła się tak naprawdę w Lublinie. To lubelscy zakonnicy założyli słynny klasztor ostrobramski. Pisze też o sporze o cudowny krucyfiks, pochodzący z Lublina a znajdujący się obecnie w kościele św. Teresy w Wilnie i zaznacza: „Oby krucyfiks, obecnie wileński, a niegdyś lubelski, stawał się coraz bardziej symbolem duchowej i kulturowej bliskości tych jakże ważnych miast dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów, a dziś Polski i Litwy.” My z kolei z pewnością na tych łamach wrócimy do książki, zwłaszcza do bloku tematycznego, odnoszącego się do historii XX w., a w nim – o tradycjach jagiellońskich na Lubelszczyźnie, o wkładzie kadry naukowej Uniwersytetu Stefana Batorego w rozwój wyższych uczelni Lublina po drugiej wojnie światowej, o wileńskich starodrukach, eksponatach muzealnych znajdujących się obecnie w Lublinie itd.

„Słonia jakoś nie zauważyłem”

Zasygnowaliśmy dwie książki. Wspomnienia, ciekawostki, ludzie, fakty, wydarzenia. Dawne i zupełnie świeże…Słowem: wgląd w epokę. I tu pewna refleksja po przeczytaniu tych prac. Świadczą one o sile słowa drukowanego. Otóż niedawno wileńska polska księgarnia „Elephas” (z gr. słoń) obchodziła 15-lecie. Jubileusz! Jak na nasze warunki: dość szacowny. Wiadomo przecież, że na rynku księgarskim trudno się utrzymać, czego dowodem upadek sprzed lat podobnej placówki w ekskluzywnej części Starówki.

„Elephas”zbierał jubileuszowe, i naprawdę należne mu, gratulacje. Ukazały się też artykuły w wileńskiej prasie polskojęzycznej, przybliżające sylwetki ludzi, dzięki którym polska książka i prasa dostępne są dla miłośników słowa drukowanego. Tak się złożyło, że niżej podpisana w jakimś sensie była przy narodzinach tej placówki (pewnie z zamiłowania rejestrowania wszystkiego, co polskie w Wilnie). Otóż dobrze pamiętam Wiktora Nowosielskiego – współwłaściciela księgarni od samego początku jej działalności i w ciągu kilku kolejnych lat. Zresztą jego obecność datowała się od momentu zrodzenia się idei założenia niezależnej prywatnej polskiej księgarni. Przypominam sobie pierwszy lokal (tak jak obecny – półpiwniczny, ale znacznie obszerniejszy) przy ul. Olandu (d. Holenderska) i pracującego w nim Wiktora Nowosielskiego, który w ramach oszczędności, zanim stanął za ladą i wyruszył do Polski po pierwszą partię książek i czasopism, robił za robotnika budowlano-remontowego, doprowadzając w dość szybkim tempie pomieszczenie do potrzeb placówki handlowej. Jeszcze jedno nazwisko związane z księgarnią - Alicja Klimaszewska. To ona, pracując tu, co prawda krótko, nadała jakby kształt ideowy tej placówce, m. in. zapraszając do jej odwiedzenia osoby znane w polskim (i nie tylko!) środowisku wileńskim, wtajemniczając personel w alfa i omega handlu księgarskiego. Z zawodu – pedagog, z zamiłowania – księgarz, Alicja Klimaszewska miała wielkie doświadczenie wyniesione z księgarni „Przyjaźń”, w Wilnie zwanej popularnie księgarnią Marii Rozowskiej. Ale to osobny temat, do którego postaramy się wrócić w rubryce „Wilno i wilnianie”.

Broń Boże, wcale nie myślę, że powyższe nazwiska zostały pominięte ze złej woli. Winę przypisuję naszemu zagonieniu, nadmiarowi obowiązków, pośpiechowi. A propos, w związku ze słoniem, przypomniała mi się bajka pt. „Ciekawy” Iwana Kryłowa, w której są słowa: „Słonia jakoś nie zauważyłem”. Chodzi o rzecz najbardziej oczywistą, widoczną, ważną.

Halina Jotkiałło

<<<Wstecz