Z wizytą u benedyktynek wileńskich

Po prostu były i są

Umawiamy się na wtorek, 21 marca. Przy furtce wita mnie s.Imelda (świeckie imię Teresa). Ma miły uśmiech, pogodną twarz, przyjazne spojrzenie dobrych oczu. Starannie dopasowany habit najwyraźniej jej pasuje. Mówi, że przypadek sprawił, iż spotykamy się w dniu szczególnym: dniu śmierci św. Benedykta, który zmarł w 547 roku w klasztorze na Monte Cassino. Dodaje, że Ojciec Święty Paweł VI 26 października 1964 r. ogłosił św. Benedykta patronem Europy.

- Teraz szykujemy się do Wielkanocy - najstarszego i najważniejszego święta w chrześcijańskim roku liturgicznym, poświęconego pamięci zmartwychwstania Chrystusa – mówi s. Imelda. W Wielki Czwartek, w Wielki Piątek i w Wielką Sobotę pójdziemy do kościoła Niepokalanego Poczęcia NMP. Wczesnym rankiem w Niedzielę Wielkanocną dwie siostry idą na Rezurekcję w języku litewskim, kolejne – na polską. To jest początek radosnego świętowania. Modlimy się następnie w naszej kaplicy. Potem uroczyste śniadanie. Składamy sobie nawzajem życzenia. Wspólnie czytamy listy, pozdrowienia, które otrzymujemy od osób zaprzyjaźnionych…

W książeczce „Medalik Świętego Benedykta”, którą otrzymuję od s. Imeldy, znajduję kartkę z tekstem napisanym z pewnością jej ręką. Pozwolę sobie jego fragment potraktować jako wielkanocne przesłanie do naszych Czytelników: „Spójrzmy więc w wielkanocny poranek w lustro i zobaczmy, ile jest w naszej twarzy oblicza Zmartwychwstałego, a ile starego Adama? Ile w niej śmierci, a ile życia? Ile posłuszeństwa, a ile roztargnienia? Ile nadziei, a ile rezygnacji? Stawiajmy dzisiaj te pytania ze świadomością obecności wśród nas Zmartwychwstałego Chrystusa! On jest wczoraj i dziś, ten sam na wieki. Życzenia świąteczne chcę wyśpiewać słowami hymnu na jutrznię:

Niech Zmartwychwstanie Bożego Syna
będzie nadzieją dla wszystkich ludzi.
Nastało bowiem królestwo łaski,
w którym Zbawiciel obdarza szczęściem.
Oto dzień, który Pan uczynił. Radujmy się i weselmy. Alleluja!”

Dobroć wymaga odwagi

Na wstępie podaliśmy daty i suche fakty, dotyczące wileńskich benedyktynek - jednego z największych zgromadzeń zakonnych Wilna. Był czas, gdy wydawały dużo książek, zwłaszcza w XVIII wieku, posiadały przebogatą bibliotekę. Prowadzone przez nie gimnazjum żeńskie im. św. Scholastyki, bliźniaczej siostry św. Benedykta, słynęło w okresie międzywojnia z wysokiego poziomu nauczania. Nic w tym dziwnego, bowiem nauczycielkami były osoby ze starannym wyższym wykształceniem, także po studiach na USB. Prowadziły internat dla stu dziewcząt. Modliły się i opiekowały przepięknym kościołem św. Katarzyny, w którym wśród innych obrazów znajdowały się portrety św. Benedykta i św. Scholastyki pędzla znakomitego malarza Szymona Czechowicza.

Znów, siłą rzeczy, ograniczamy się do skrótu telegraficznego. Dzieje nie oszczędziły benedyktynek, ani ich klasztoru. Represje popowstaniowe, m. in. zamknięcie przez władze rosyjskie polskiej szkoły prowadzonej przez siostry zakonne. Szczęśliwe lata międzywojnia. Dla wielu stały się wówczas tymi słonecznymi dniami, o których wspomnienia trwają po dziś dzień. Jesień 1939. Mniszki ukradkiem z wieży kościelnej z niepokojem obserwują żołnierzy sowieckich, którzy swoim zachowaniem robili wrażenie dziczy. Po wkroczeniu Niemców urządziły na strychu kryjówkę, w której przechowywały dwie rodziny żydowskie, w sumie dziewięć osób. Zdawały sobie sprawę, że mogą być za to wszystkie rozstrzelane. Kto potrafi zrozumieć rozpacz i upokorzenie, gdy w końcu marca 1942 roku Niemcy niespodziewanie najechali na wszystkie klasztory wileńskie. Ci, którzy znajdowali się akurat w swoich domach, trafili na Łukiszki. Zakonnice z różnych zgromadzeń stłoczone zostały do nieogrzewanych pomieszczeń. Jedna z nowicjuszek-benedyktynek umarła w celi więziennej.

Po dwóch miesiącach zakonnice zwolniono. Nakazano jednak, że mają się rozproszyć i zdjąć habity. Benedyktynki nie wróciły do swego klasztoru, ponieważ jego część zajęto na archiwum, większość pomieszczeń zasiedlono litewskimi rodzinami, gmach gimnazjum zamieniono na litewską szkołę. Dopiero w 1944 r. mogły powrócić do tych nielicznych pomieszczeń, które pozostały wolne.

Następuje tzw. repatriacja. Matka Flawia Raziukiewicz udaje się do arcybiskupa Romualda Jałbrzykowskiego. „Chciałbym, aby siostry pozostały w Wilnie” – takie jest życzenie arcybiskupa. Przełożona robi zebranie. 18 sióstr decyduje się na wyjazd do Polski. 18 benedyktynek pozostaje w Wilnie. 16 lipca 1948 roku wywieziono je do Czarnego Boru. Kościół św. Katarzyny zamknięto. Po trzech miesiącach wróciły do Wilna. Tułały się po obcych domach, podejmowały się rozmaitych zajęć. Czynne życie w miarę możliwości łączyły z charyzmatem kontemplacyjnym.

Ulica Łabędzia 4

Piękny zakątek Zwierzyńca, zadbany dom przy ul. Łabędziej (Gulbiu), krzyż nad wejściem. W pobliżu staw. Łabędzie? Siostra Imelda mówi, że ostatnio były dwa, że najwidoczniej ktoś się nimi opiekuje. Na czas mrozów pewnie zostały gdzieś przytulone. Mówi też, że kiedy sióstr było więcej i były młodsze, czasami wychodziły na spacer i obserwowały te piękne ptaki, wzruszały się zadziwiającą ich opieką nad małymi…

Dom przy Łabędziej przyciąga niczym magnes. Tu czują się bezpiecznie i mogą żyć zgodnie z zasadą: „Módl się i pracuj tak, aby we wszystkim Bóg był uwielbiany”. S. Imelda przypomina, że gdy pracowała w szpitalu Czerwonego Krzyża w charakterze pielęgniarki a później – w dziecięcym na Witoldowej (pracowały tam też m. Gabriela, s. Teresa, s. Romana) i w Santoryszkach (rentgenologia), zawsze śpieszyła do domu. Zdarzało się, że musiała dłużej pozostać w szpitalu, wiedziała jednak, że siostry czekają na nią, by się wspólnie modlić, by wspólnie spędzić czas. Przecież tworzyły jedną rodzinę. Współpracownicy często zadawali pytanie: jaki jest ten dom, który tak przyciąga… Bo z domem tym łączą się imiona wspaniałych mądrych postaci: m. Flawia – biolog, m. Andrzeja – filolog, s. Antonia – matematyczka, s. Celestyna – muzyczka, s. Bonifacja – organistka, która mawiała: „Przez całe życie przestrzegałam zasady: żeby nie mnie było dobrze, ale żeby innym ze mną było dobrze”. W tym miejscu wymienić można wiele innych imion…

Niewielki domek, jeszcze niewykończony kupiły w 1964 roku od wdowy, która z córką wyjechała do Polski. Na zakup ten ciułały grosze, organizowały kwesty, w tym na Białorusi. Powoli rozbudowywały swą nową siedzibę. Jest skromnie lecz gustownie urządzona. W kapliczce na piętrze są dwa obrazy: św. Benedykt i św. Scholastyka namalowane przez Annę Krepsztul. Tu się modlił ks. prałat Józef Obrembski, gdy odwiedzał benedyktynki. Do kapliczki tej przychodzą osoby świeckie, szukające pocieszenia i rady u sióstr.

W domu tym, gdy przestawały pracować zawodowo, szykowały komunikanty, hostie, opłatki bożonarodzeniowe. Trudnią się tym do dziś. Piorą bieliznę kościelną, głównie ze świątyń wileńskich, czyszczą i reperują szaty liturgiczne. Pomagają potrzebującym…

Po odzyskaniu przez Litwę niepodległości czyniły próby odzyskania swojej własności. 167 ha ziemi w okolicach tzw. Waki metropolitalnej i Ponar, pomieszczeń poklasztornych – ogółem ponad 5 tys. metrów kw. Był to zakon zamożny, do którego przyjmowano osoby z wyższym wykształceniem, albo z posagiem, oczywiście, zdarzały się wyjątki. Po śmierci matki Gabrieli Gajlewicz zaniechały starań. Z dawną swą siedzibą przy ul. św. Ignacego miały do roku ubiegłego kontakt (i zaopatrzenie w warzywa oraz owoce) dzięki uprawianemu tam ogródkowi. Początkowo przez siostrę Alojzę, która od roku 1923 aż do 1999 zajmowała w dawnym klasztorze skromne pomieszczenie. Po wojnie nie została wyrugowana, ponieważ pracowała jako ogrodniczka (z zawodu plastyczka) w szkole im. S. Neris. Uprawiała zadziwiający ogródek, dający niespotykane plony. Być może sprawa szczególnego klimatu tu panującego, a może daru s. Alojzy. Po jej śmierci – u schyłku życia przebywała w domu przy ul. Łabędziej - jej dzieło kontynuowała s. Jolanta. W roku 2012 kazano oddać klucze…W ten sposób, po 390 latach zamknęła się ostatnia karta obecności w klasztorze przy kościele św. Katarzyny benedyktynek wileńskich.

…W Niedzielę Wielkanocną po modlitwie zasiądą przy wspólnym stole. Zaledwie cztery. Siostra Imelda mówi, że codziennie proszą Boga o nowe powołania. Mamy nadzieję – dodaje - wielką nadzieję, że przyjdą nowe osoby, które zwiążą swe życie z naszym zakonem.

Halina Jotkiałło

Na zdjęciach: przy klasztorze na Zwierzyńcu z okazji przybycia z Aleksanderdorfu matki Urszuli (stoi pierwsza od lewej, obok – s. Imelda) - z grona wilnianek utrwalonych na fotografii pozostały przy życiu do dnia dzisiejszego – cztery; Flawia Raziukiewicz - przełożona w l. 1944-1980, posiadała wyższe wykształcenie, przed wojną wykładała biologię w gimnazjum benedyktynek - w 1976 r. przyjęła s. Imeldę do zakonu.
Fot.
z archiwum sióstr benedyktynek

<<<Wstecz