Syndrom Rejtana?

Gdy tylko ktoś zaczyna u nas mówić o poprawie stosunków z sąsiednimi państwami, szczególnie z Rosją, wywołuje to wręcz histeryczną reakcję. I to nie tylko Vytautasa Landsbergisa i innych prawicowych doktrynerów, rozsądnych na pozór publicystów – też.

Jedna bardzo trzeźwa wypowiedź przewodniczącego Sejmu Vydasa Gedvilasa o tym, że Litwa stoi wobec „konieczności polepszania stosunków z Rosją”, ponieważ czas „zadbać o swoich obywateli”, a „do amerykańskiego gazociągu się nie podłączymy”, spowodowała w naszych mediach takie gradobicie, że... kryj się kto może!

Że takie plany doczekały ostrej nagany eksministra spraw zagranicznych Audroniusa Ažubalisa – to rozumiem. Toż on nie po to za swej kadencji tak grubo zaasfaltował te stosunki – nie pozostawiając nawet szparki na upamiętniający je krzyż dębowy – by następcy konserwatystów usiłowali ten asfalt zaorać i siać w jego miejsce ziarno zgody. Ale żeby je zaraz w czambuł potępiały niezależne – przynajmniej formalnie – media, tego się nie spodziewałam. Poprawa poprawą, ale „za jaką cenę będziemy współpracować!?” – rozdzierają w nich szaty różnej maści autorytety. Pouczają, że „na dłuższą metę przyjaznych stosunków nie można opierać na umizgach, ustępstwach, zaniechaniach i przymykaniu oczu na rzeczy, które – mieniące się demokratycznym państwo – dostrzegać powinno”. Przy okazji przeczytałam, że Litwa – „ulokowana na rozdrożu między Wschodem a Zachodem” – ma „różnorodne doświadczenia, zdolności, interesy i mechanizmy odziaływania, ale też – moralne i prawne zobowiązania”. Dowiedziałam się więc, że moje państwo zostało okrzyknięte Rejtanem Europy, a może całego świata, który ma leżeć na wspomnianym „rozdrożu” w rozdartych szatach z okrzykiem „Rassija nie prajdiot!”

Nie dziwię się nawet, że w obliczu takiej histerycznej reakcji mediów przewodniczący Sejmu usiłuje wycofywać się ze swojej wypowiedzi twierdząc, że został niewłaściwie zrozumiany, zaś szef dyplomacji Linas Linkevičius uspokaja, iż „zmiana władzy nie wywoła dramatycznych zmian w polityce zagranicznej”. Ale na Boga, oczekuję, że znajdzie się wreszcie śmiałek, który uświadomi apostołom karania sąsiadów metodą odwracania się do nich... delikatnie mówiąc – plecami, iż „zresetowanie” stosunków z Rosją, Polską czy Białorusią nie jest równoznaczne z formułą: „my mamy się upodlić, a oni będą nas poniewierać!” Co to za niewolniczy sposób myślenia? Poprawa wzajemnych relacji wymaga dialogu, a dialog może prowadzić wyłącznie równy z równym. I nie uważajmy się wobec Rosji za Chrystusa Europy. Nikt nie oczekuje od nas takiego mesjanizmu. Tym bardziej, że nie uprawiają go o wiele od nas więksi, zamożniejsi i wpływowi. Niemcy, Francuzi, a już szczególnie Amerykanie, w stosunkach z tym państwem dbają przede wszystkim o swój własny interes. I aż się boję pomyśleć, co by się działo, gdyby kazali swoim obywatelom dopłacać do okazywanej Rosji pogardy. W postaci rachunków za nośniki energii, co u nas jest normą.

Lucyna Schiller

<<<Wstecz