Długo, bardzo długo wspominano rok 1812
…Myśl o sławie i wolności ustąpiła staraniu o chleb powszedni. Długo, bardzo długo wspominano rok 1812-ty. On był treścią rozmów i tłem życia każdej rodziny. Anegdotami z 1812-go roku kołysano młode pokolenie, bo rok ów, jakby bogini o dwóch przeciwnych licach, miał początek uroczy jak nadzieja, a koniec mroźny jak rozczarowanie. W każdej niemal rodzinie ktoś nosił tę datę wypisaną w sercu krwawymi literami, lub nakreśloną na czole pałaszem. Tkwiła ona w ramieniu z kulą, budzącą się na każdą zmianę powietrza; stukała drewnianą nogą; świeciła na piersiach w kształcie krzyża jako nagroda za waleczność!... – pisała znana w połowie XIX w. literatka polska Gabrjela z Gunterów Puzynina. Cytata pochodzi z jej książki „W Wilnie i w dworach litewskich”.
Koniec był mroźny jak rozczarowanie. Można na ten temat pisać wiele. Ileż to śladów napoleońskich przetrwało w Wilnie! W litewskich zbiorach muzealnych jest obraz zatytułowany „Odwrót wojsk napoleońskich spod Moskwy” autorstwa Jana Krzysztofa Damela, utalentowanego malarza a równocześnie postaci barwnej, wręcz awanturniczej. Na płótnie – plac przed Ratuszem Wileńskim i wstrząsający obraz porażki Wielkiej Armii. Niedaleko stąd jest dom Józefa Franka, lekarza i profesora, który w swych wspomnieniach pisze m. in. o tym, jak wygłodzeni żołnierze francuscy łapczywie zjedli gromadzone przez niego eksponaty anatomopatologiczne i wypili spirytus, w którym były przechowywane. Zaznaczmy, że Józef Frank, przybysz z Niemiec, wielbił Aleksandra I, nienawidził natomiast Napoleona. Pewnie to ironia losu, ale w domu Franka przy ul. Wielkiej 1 (Didžioji) mieści się obecnie ambasada francuska. Z kolei na kartach „Pustelni parmeńskiej” pisarza francuskiego Stendhala – podczas bytności w Wilnie nazywał się jeszcze Henri Marie Beyle – znaleźć możemy w opisach tragedii wojska francuskiego (w nim było bardzo dużo Polaków) obserwacje wyniesione z Wilna. Na Zamkowej nr. 10 (Pilies) podczas marszu Napoleona zamieszkał generał Józef Poniatowski, bliski krewny króla Stanisława Augusta. A może warto wspomnieć nazwisko księdza Adriana Hołowni, sufragana wileńskiego i ostatniego biskupa unickiego w Wilnie (pochowany w podziemiach kaplicy Cmentarza Bernardyńskiego), który popierał Napoleona, za co poniósł konsekwencje w postaci poważnych oskarżeń ze strony władz carskich. Albo książę Gabriel Józef Ogiński, uczestnik wojen napoleońskich, pochowany na cmentarzu św. Piotra i Pawła na Antokolu. Śladów podobnych jest w Wilnie wiele. O jednym z nich – poniżej.
Córka Gucewicza poślubiła Francuza
Oficer Antuan - Antoni Cui (Kiui) w składzie armii Napoleona I uczestniczył w kampanii przeciwko Rosji i pod Smoleńskiem omal nie zamarzł. Nie udało mu się dogonić swego oddziału. W jego poszukiwaniu trafił do Wilna. Wkrótce został nauczycielem języka francuskiego i organistą w jednym z kościołów wileńskich. W Wilnie poznał swoją przyszłą żonę. Nazywała się Julia Justyna Gucewiczówna i była córką słynnego architekta Wawrzyńca Gucewicza, któremu zawdzięczamy obecny kształt katedry wileńskiej, ratusza, pałacu w Werkach i in. budowli.
Antoni i Julia mieli pięcioro dzieci. Najstarszy syn - Aleksander, następny - Napoleon i najmłodszy - Cezar oraz dwie córki. Wiadomo, że starsza miała na imię Flora. Rodzina wyróżniała się licznymi zainteresowaniami artystycznymi. Ojciec świetnie grał na pianinie, komponował niewielkie utwory, wydał podręcznik „Historia literatury francuskiej”, zgromadził bibliotekę, posiadał zbiory numizmatyczne.
Cezar – uczeń Moniuszki
Pierwszą nauczycielką muzyki najmłodszego syna państwa Cui, Cezara była jego starsza siostra Flora. W wieku 14 lat skomponował debiutancki utwór muzyczny. Natomiast pierwszą większą kompozycję zadedykował swemu zmarłemu nauczycielowi gimnazjum. Wtedy to Stanisław Moniuszko zwrócił uwagę na nieprzeciętne zdolności młodego muzyka i zaczął mu bezpłatnie udzielać lekcji. W 1850 roku 15-letni Cezar pobierał u niego lekcje harmonii i kontrapunktu. Później pod niewątpliwym wpływem Stanisława Moniuszki zaczął pisać swoje kompozycje wokalne: około 50 pieśni do tekstów polskich i francuskich. M. in. do strof Kazimierza Brodzińskiego, Jana Czeczota, Stefana Witwickiego. Natchnieniem dla niego stała się twórczość Adama Mickiewicza. Skomponował muzykę do „Rozmowy”, „Polały się łzy me”, „Moja pieszczotka”, „Trzech Budrysów”” i wielu innych. Napisał też muzykę do pieśni z I, IV i III części „Dziadów”. Dodajmy przy okazji, że Cezar Cui twórczość fortepianową rozpoczął od naśladownictwa Fryderyka Chopina.
Popuśćmy wodze fantazji i wyobraźmy sobie młodzieńca wychowanego w środowisku polskim, związanego swym pochodzeniem z Francją, podążającego ulicami rodzinnego Wilna do domu Mullerów przy ulicy Niemieckiej (o tym, że mieszkał w nim ojciec polskiej opery narodowej przypomina litewsko-polska tablica pamiątkowa). Musiała robić wrażenie na początkującym muzyku atmosfera tu panująca. Z przekazów wiadomo, że otwarty dom państwa Moniuszków, tak dzięki gościnności gospodarzy jak i wyposażeniu w salę koncertową, przyciągał miłośników literatury i sztuki. Mamy też okazję przypomnieć, że w sali tej przed 165-laty, na Nowy Rok, odbyło się skromne przedstawienie fragmentów „Halki”. Stanisław Moniuszko: „Poczciwi nasi muzycy orkiestry, śpiewacy kościelni, kilku amatorów, połączywszy się w liczbę czterdziestu kilku osób, do rozrzewnienia, z wzrastającym w miarę ilości prób poznaniem rzeczy, gorliwie i chlubiąc się, że się według sił swoich przyczyniają do wykonania tego dziełka, pomagali mnie do końca.” W dziesięć lat później, w 1858 r., rozbudowana przez kompozytora opera ujrzała światła rampy w Warszawie. Premiera stała się wielkim sukcesem twórcy i manifestacją narodową.
Wracając do domu Moniuszków, Aleksander Walicki, przyjaciel i pierwszy biograf kompozytora pisał o tej siedzibie tak: „Spotykali się tam: księża, hrabiowie, urzędnicy, oficerowie, poeci, rzemieślnicy, artyści, hreczkosieje, młodzież ucząca się i Bóg wie kto. Cementem zaś wiążącym te tak sprzeczne ze sobą pierwiastki i pojęcia był umysł wzniosły gospodarza, umiejący każdą rozmowę napiętnować cechą prawdy, piękna i miłości”.
Rodzice wysłali Cezara do Petersburga, gdzie już uczyli się jego dwaj starsi bracia. Wileński architekt, niestety nieżyjący już, prof. Eduardas Budreika, znawca życia i dorobku twórczego Wawrzyńca Gucewicza, opowiadał niżej podpisanej, że w archiwach petersburskich odnalazł dokumenty świadczące, że dwaj wnukowie Gucewicza ukończyli tamtejszą akademię sztuk pięknych. Aleksandrowi w 1857 roku przyznano tytuł akademika architektury, natomiast Napoleonowi – miano artysty plastyka portretu akwarelowego. Najmłodszy Cezar po studiach inżynieryjnych w akademii petersburskiej został tam profesorem topografii i fortyfikacji. Wykładał też w akademii artyleryjskiej, stając się z czasem cenionym specjalistą w dziedzinie artylerii. Otrzymał stopień generała. Jako ciekawostka, Wawrzyniec Gucewicz, podobnie jak jego wnuk, również był wykładowcą topografii i fortyfikacji w wileńskiej szkole korpusu inżynieryjnego, utworzonej przez Jakuba Jasińskiego oraz na Uniwersytecie Wileńskim. Skoro przy ciekawostkach, więc jeszcze jedna. Znalazłam ją w książce Małgorzaty Stolzman „Nigdy od ciebie miasto…” Otóż, wydawca i inicjator słynnego „Album Wileńskiego”, Jan Kazimierz Wilczyński zwracał się do Róży z Branickich Tyszkiewiczowej i Konstantego Świdzińskiego o opiekę i pomoc dla drzeworytnika Napoleona Cui. Z tego wynika, że oprócz akwareli uprawiał grafikę.
Cezar Cui nigdy nie rozstał się z muzyką. Zasłynął jako kompozytor (m. in. Potężnej Gromadki). Pozostawił po sobie bogatą i różnorodną spuściznę twórczą. Był cenionym publicystą oraz krytykiem muzycznym. Zmarł w 1918 r., w Petersburgu. Tak więc, syn Francuza i Polki, urodzony w Wilnie, został wybitnym kompozytorem rosyjskim, generałem i cenionym specjalistą od fortyfikacji i artylerii.
Wileńskie ślady rodu Cui
Przede wszystkim należy ich szukać w okolicach kościoła św. Rafała. Stanisław Moniuszko w liście do żony pisze, że rodzina Cuich mieszka tuż za Zielonym Mostem, na samym początku drogi wiłkomierskiej, nie dochodząc do dworku lekarza Wikszemskiego. Prof. Eduardas Budreika opowiadał, że w dziale starodruków biblioteki Uniwersytetu Wileńskiego natrafił na adres domu Julii Justyny i Antoniego Cui, niestety budynek nie zachował się.
Kolejny ślad też zaginął. Otóż Antoni Cui został pochowany na cmentarzu parafialnym kościoła św. Rafała na Śnipiszkach - Pióromoncie (dla orientacji – okolice starej elektrowni, teren zabudowany brzydkimi blokami). To miejsce pochówku zostało założone w XVI wieku, zamknięte dopiero w początkach XX stulecia. Ostatnim zapewne był wojenny pochówek trzech dowódców Armii Krajowej, poległych w bitwie z Niemcami pod Krawczunami-Nowosiołkami w 1944 r. Dziś jedynym dawnym śladem cmentarza jest zdewastowana kapliczka. Bodaj przed 15 laty obok niej leżał pokaźnych rozmiarów kamień nagrobny z wyrytym napisem Antuan Cui. Co się z nim stało, kto go zabrał, w jakim celu – pozostanie jedną z tajemnic wileńskich.
Halina Jotkiałło
Na zdjęciu: Litografia autorstwa Napoleona Cui. Po lewej – pałac generał-gubernatora, w głębi – kościół Bonifratrów. Przy tej świątyni stoi dziś pomnik jego dziadka - Wawrzyńca Gucewicza.
Fot. archiwum