Wystawa prac malarskich w DKP
„Malarstwo – milcząca poezja”
W Domu Kultury Polskiej w Wilnie eksponowana jest wystawa prac malarskich Ireny Fiedorowicz-Wasilewskiej. Wernisaż, który miał miejsce 6 grudnia br., zgromadził nie tylko rodzinę, przyjaciół artystki, ale i kolegów „po fachu”, miłośników malarstwa.
Obejrzenie obrazów zajmuje wiele czasu, bo nie sposób przejść obok nich obojętnie. Każdy zawiera głębokie przesłanie i mnóstwo tajemnic, które pozwalają się pomalutku odsłaniać – za każdym razem, kiedy kontempluje się dzieło ujawniają się nowe szczegóły.
Otwarta na życie
I taka jest Irena Fiedorowicz-Wasilewska. Spokojna, zrównoważona, otwarta na wszystko, co piękne i niepowtarzalne. Dlatego zatrzymuje na obrazach przeżyte chwile, zapamiętane pejzaże, czy urok barwnej jesieni. Bliski jest jej tutaj nurt impresjonistyczny – utrwalenie tego, co za chwilę pozostanie tylko wspomnieniem, ocalenie ulotnego momentu zachwytu nad przyrodą. – Bardzo lubię jesień, z wszystkimi jej barwami i kolorami, to moja ulubiona pora roku, bo kojarzy się z dojrzałością. Pokazuje, że mimo iż minęło już lato, to nadchodzący czas wcale nie musi wywoływać żalu, ma po prostu swój urok – mówi malarka. Rzeczywiście coś w tym jest, bo jesienne pejzaże są wypełnione słońcem i taką radosną aurą.
Jak ciche anioły...
Najczęstszym motywem na obrazach są anioły. Ale nie takie wyraziste, realne. Są delikatne, zwiewne, niekiedy ledwo zauważalne. Pojawiają się w różnych miejscach obrazu i toczą nieustanną walkę o duszę człowieka. Czasem samotnie, innym razem grupką, w zależności od intensywności barwy zła. Dają jednak nadzieję i taki spokój, bo one nam rozjaśniają zwątpienia głos, i wezmą nas pod skrzydła w opiekę swą, Anioły, zawsze są obok nas...
Dla Ireny Fiedorowicz-Wasilewskiej anioły stanowią pośrednictwo między światem duchowym a materialnym, są dążeniem do światła, doskonałości. To oaza piękna i dobra.
Wydeptane ścieżki
Natchnieniem dla malarki są też miejsca odwiedzane często albo zapamiętane z wyjątkowych wyjazdów. Wileńskie kościoły, Ostra Brama, ulubione zakątki Wileńszczyzny, ale i pustynia, i góry – te stanowią prawdziwą pasję. – Staramy się często, z mężem i z synem, wyjeżdżać w Tatry. Jestem zafascynowana ich potęgą, wielkością. Człowiek jest przy nich taki mały, a jednak jest w stanie zdobyć ich szczyt. To niesamowite wyzwanie i walka ze swoją słabością. Wspinanie się na Rysy było dla naszej rodziny prawdziwym doświadczeniem, to taka analogia do życia, chwila na ciszę i kontemplację... - wspomina.
Czas na marzenia
Irena Fiedorowicz-Wasilewska uważa, że nie wolno marnować własnych marzeń i pragnień, które drzemią ukryte głęboko w zakamarkach duszy. Od czasu do czasu wypływają na powierzchnię, szybko jednak spychane na margines potrzeb, bo życie ciągle stawia nowe wyzwania. Mimo piętrzących się prac i obowiązków nie możemy pozwolić na to, by marzenia umarły pokryte warstwą kurzu zapomnienia i zwątpienia. Sama jest najlepszym przykładem, że warto zrobić w życiu coś dla siebie.– Kiedy skończyłam czterdzieści lat pomyślałam, że właściwie już nic w życiu mnie nie zaskoczy. Syn zaczyna iść swoją własną drogą, mąż ma swoje pasje, a ja... postanowiłam odgrzebać drzemiące pragnienia o malowaniu. I rozpoczęłam studia w Szkole Sztuk Pięknych im. J. Wienożyńskiego w Wilnie – wspomina początek kariery artystycznej.
Niedawno skończyła 50 lat. Dyplomem ukończyła Szkołę Sztuk Pięknych (2008 r.). Ma na swoim koncie dwie wystawy zbiorowe i i cztery indywidualne (obecna jest piąta), z czego jedna - „Więź poza zasięgiem” (w Bibliotece im. Adama Mickiewicza w Wilnie) cieszyła się szczególnie wielkim zainteresowaniem. Jest kobieta spełnioną. I w pełni zasługuje na uznanie.
Podróż w głąb siebie
W myśl powiedzenia, że „Drzwi muz są otwarte, każdy może wejść do krainy sztuki”, malarka zachęca, by każdy, a zwłaszcza kobiety zdominowane przez codzienny domowy kierat, znalazły w sobie trochę wiary i otworzyły drzwi do krainy wewnętrznych potrzeb. Bo za tymi drzwiami kryją się nieocenione możliwości, a przede wszystkim satysfakcja i poczucie własnej wartości.
„Tygodnik” zachęca do obejrzenia wystawy, bo to prawdziwa podróż w głąb samego siebie.
Monika Urbanowicz
Na zdjęciu: pędzle i farby dla Ireny Fiedorowicz-Wasilewskiej – to sposób na odtworzenie świata wewnętrznych przeżyć
Fot. Elżbieta Wojtiulewicz