Wilnianka Joanna Moro w roli piosenkarki Anny German

Odtworzyła duszę Białego Anioła

W ciągu jednego wrześniowego tygodnia widzowie Pierwszego Bałtyckiego Kanału późnym wieczorem czekali na film, który nie zostawił nikogo obojętnym. Ożyły pieśni niezapomnianej Anny German, a anielski głos wzruszał do głębi...

Życie krótkie, szlachetne i tragiczne, które dane jej było przeżyć, nie mogło nie wywołać łez. Płakały nie tylko wrażliwe kobiety, mężczyźni też nie ukrywali swego wzruszenia.

Rolę Anny German w filmie „Tajemnica Białego Anioła” wykonała Joanna Moro, znana w Polsce z wielu seriali telewizyjnych – „Barwy Szczęścia”, „Plebania”, „M jak Miłość”, „Na dobre i na złe” i innych. Po filmie o słynnej piosenkarce Joannę nazwali objawieniem. Ludzie podziwiali wrażliwość, piękno i duchowość aktorki.

A dla nas, wilnian, bez wątpienia jest to wydarzenie daleko nietuzinkowe również z innego powodu. Duma nas rozpiera, że nasza Joasia, dziewczyna z wileńskiej Starówki, z rodziny patriotycznej, gdzie polska pieśń była obecna, gdzie mama, ciocia Renata (redaktor Radia „Znad Wilii” Renata Widtmann), młodsza siostra Kamila przeszły szkołę tańca u Zofii Gulewicz w Zespole Pieśni i Tańca „Wilia”, zdobyła takie szczyty. Jest gwiazdą dwóch krajów – Polski i dzięki serialowi – Rosji. Tak, jak to było w życiu Anny German.

W Wileńskim Gimnazjum im. Adama Mickiewicza było kółko teatralne pod kierunkiem Ireny Litwinowicz, gdzie Joasia stawiała pierwsze kroki na scenie. Potem był Teatr Polski w Wilnie, również pod kierunkiem Litwinowicz, gdzie Joasia była wiodącą aktorką i gdzie wrażliwość artystyczna coraz bardziej się ugruntowywała.

W Wilnie zdobyła tytuł „Dziewczyny „Kuriera”, Miss Polka Litwy 2001”. Ujęła wtedy wszystkich swoją skromnością. Była znana już jako aktorka. W szkole muzycznej uczyła się gry na fortepianie, lekcje tańca i śpiewu również nie były jej obce, ale na scenę wyszła w skromnym ubraniu i z... akordeonem. Powiedziała wtedy, że dopiero niedawno zaczęła się uczyć gry na tym instrumencie i dlatego rzuciła sama sobie wyzwanie – wystąpi z tym, co mniej popularne, ale piękne i nietuzinkowe.

Dała radę. Zdobyła nie tylko tytuł Miss, ale też została „Dziewczyną Publiczności“ i „Dziewczyną Obiektywu”.

Rozmowa o filmie i Wilnie

Obecnie Joanna Moro mieszka w Warszawie. Rozmawiamy o najnowszej wymagającej roli Joasi – roli Anny German

– To, że otrzymałam tę rolę uważam za wielki dar, jaki przypadł mi w pracy aktorskiej. To niesamowite szczęście przeżyć na nowo życie tak wielkiej piosenkarki i wspaniałego człowieka jaką była Anna German. Właśnie przeżyć, a nie tylko odtworzyć jej trudny, ale w rzeczy samej szczęśliwy los. Szczęśliwy, bo przynosiła ludziom wiele radości, a ludzie ją uwielbiali. Określenie Biały Anioł, jakim była nazywana piosenkarka, zmuszało mnie do potraktowania tej roli nie afiszowo, ale bardzo wewnętrznie. To trudna rola. Trzeba było uważać aby nie przesłodzić, aby nie roztkliwiać się za bardzo nad trudnościami, które spotykają moją bohaterkę. Starałam się tę postać grać bardzo powściągliwie, raczej ukrywając emocje niż je eksponując.

Zanim otrzymałaś tę rolę, co wiedziałaś o Annie German?

Niewiele. Nazwisko było mi znane, ale nic poza tym. Moja mama gościła u mnie w Warszawie, akurat dzień przed castingiem i to ona opowiedziała mi o piosenkarce bardzo popularnej w Związku Radzieckim, pomogła mi również przygotować się do castingu w języku rosyjskim. Najbardziej mnie rozczuliła tym, że ulubioną piosenką, mojego – nieżyjącego już dziadka – była piosenka „Człowieczy los” autorstwa właśnie Anny German. Jak się okazało później, babcia do dzisiaj świetnie pamięta słowa niektórych jej piosenek. Gdzieś głęboko w sercu czułam, że ta bohaterka jest mi bardzo bliska i muszę zagrać tę rolę. Tak się też stało, dostałam szansę.

No a casting? Trudno było przejść przez wszystkie etapy?

Były trzy etapy, konkurencja też niemała. Walczyły o tę rolę i znane Rosjanki, i gwiazdy z Polski. Do końca nie wierzyłam, że mi się uda. Producenci jednak postawili na nieznane nazwisko. Moimi atutami były: niemały wzrost, znajomość dwóch języków, bo, tak jak Anna, urodziłam się w byłym Związku Radzieckim, muzykalność, ale, jak przyznają producenci, ujęłam ich przede wszystkim wrażliwością. Zależało im, aby jak najbardziej oddać charakter Anny German.

Później zaczęły się przygotowania do roli. Odbyłam wiele spotkań z biografką piosenkarki, spotkałam się z mężem Anny – Zbigniewem Tucholskim, byłam w ich domu, widziałam pianino, na którym grała moja bohaterka, chodziłam na lekcje śpiewu metodą jaką śpiewała Anna, miałam korepetycje z języka włoskiego. Mnóstwo tego było, ale gdy zaczęły się zdjęcia, wtedy odstawiłam wszystko na bok. Przesiąknięta bohaterką, ale z czystym umysłem stawałam przez osiem miesięcy przed kamerą.

W filmie gra plejada wspaniałych aktorów rosyjskich. Jak Ci się z nimi pracowało?

I na tym polega też moja wielka wygrana. Jekatierina Wasiljewa, Maria Poroszyna, Marat Baszarow – to aktorzy, od których mogę się wiele nauczyć. Spędziliśmy razem dużo niezapomnianych chwil. Do dziś przyjaźnię się z Poroszyną. Jestem pod wielkim wrażeniem jej jako aktorki, matki i pięknej kobiety. Na długo zostaną mi w pamięci nasze wieczorne biesiady po ciężkim dniu zdjęciowym na tarasie w malowniczej scenerii krymskiej.

Stałaś się znakomitością w Moskwie, brałaś udział w programie porannym Pierwszego Programu, w audycji muzycznej poświęconej Annie German i sama zaśpiewałaś piosenkę z jej repertuaru. Czym jest dla ciebie jednak Wilno?

O, Wilnu zawdzięczam bardzo wiele. Cała moja postawa życiowa, moja wrazliwość ukształtowała się właśnie w tym mieście. Miałam piękne dzieciństwo na łonie natury, wśród łąk i lasów, w zakolu Wilii. To, że jestem taka jaka jestem, zawdzięczam swoim pierwszym krokom wileńskim. Czy to w sztuce, czy w życiu. Cenię sobie naturalność i prawdę, nie toleruję sztuczności, udawania, wywyższania się. Tę cechę zawdzięczam chyba duchowi w jakim zostałam wychowana, czyli swojej rodzinie. Wiem, że jest ze mnie dumna, odczuwałam podczas pracy nad filmem jej wsparcie, dodawała mi otuchy w trudnych chwilach. Mama mówiła, że już po pierwszym odcinku filmu ludzie gratulowali jej, że w Wilnie wielu oglądało ten film. Dlatego chciałam przy okazji podziękować tym, którzy mnie pamiętają i tak życzliwie potraktowali moją rolę w tym filmie. Przede wszystkim dziękuję swoim najbliższym – rodzicom, krewnym, nauczycielom, Irenie Litwinowicz. Dzięki nim jestem taka, jaka jestem.

I co dalej?

Dalej będą zajmować mnie sprawy życiowe. Już w końcu listopada czekamy na powiększenie rodziny. Co będzie później – życie pokaże.

Ktoś po obejrzeniu tego filmu życie Anny German porównał do świecy na wietrze. Anioł o imieniu Anna na krótko przyleciał na ziemię i znów odszedł w nieskończony lot do obłoków... Taką była Anna i taką ją ponownie ukazała światu wilnianka z urodzenia Joasia Moro.

Krystyna Adamowicz

Na zdjęciach: Anna German i Joanna Moro są podobne nie tylko z twarzy, ale łączy je słuszny wzrost; Joanna podczas finału konkursu „Miss Kuriera”.
Fot.
Marian Paluszkiewicz oraz archiwum

<<<Wstecz