Zwrot ziemi albo grabież w biały dzień

Winni bez winy

Najbardziej haniebnym procesem na Litwie w najnowszej historii państwa jest proces restytucji ziemi. Tak wielkiego nadużycia prawnego nie zaznali obywatele żadnego z sąsiednich krajów, a najbardziej poszkodowani okazali się mieszkańcy Wileńszczyzny, przeważnie Polacy. Większości z nich nie tylko nie zwrócono ziemi, ale w biały dzień i w majestacie prawa zostali oni ograbieni ze swej ojcowizny.

Zwrot znacjonalizowanego przez władze komunistyczne mienia odbywa się na Litwie od początku odzyskania niepodległości i nie wiadomo ile jeszcze potrwa. Po 20 latach restytucja ciągle trwa, w szczególności dla pretendentów polskiego pochodzenia zamieszkałych na terenie Wileńszczyzny oraz w mieście Wilnie.

Zwrot ziemi na Litwie zainicjowała Ustawa o reformie rolnej z 25 lipca 1991 roku (Žin., Nr. 24-635), która od początku ukazania się zmieniała się ponad 100 razy. Zdarzały się przypadki, gdy jeden mieszkaniec wsi odzyskiwał ziemię na podstawie jednej regulacji prawnej, a sąsiad na podstawie innej, zmienionej najczęściej na niekorzyść pretendenta.

Każdy nowy rząd przyjmuje plany zakończenia zwrotu ziemi na Litwie. Obecna rządząca koalicja liberalno-konserwatywna nie jest gorsza i takowy plan też ma. Realizuje go z wielkim „zaangażowaniem”, co potwierdziło się na spotkaniu, zaaranżowanym przed kilkoma tygodniami z inicjatywy szefa kancelarii rządu Deividasa Matulionisa. Zaproszono na nie tylko przedstawicieli samorządów rejonu solecznickiego i wileńskiego.

Jak wiemy, samorządy zostały wyeliminowane z procesu zwrotu ziemi w 1995 r. i sprawy te przekazano w gestię powiatów. Władze samorządowe zabiegały, by funkcje zwrotu ziemi przekazać samorządowi, ponieważ jest on bliżej ludzi i byłby bardziej skuteczny przy zwrocie ziemi, ale zabiegi były bezskuteczne.

W trakcie spotkania wyszło na jaw, że prawdziwą intencją Matulionisa nie był konstruktywny dialog z samorządowcami. Chodziło o propagandową zagrywkę o rzekomo prowadzonych konsultacjach z samorządowcami w rządzie. O faktycznym celu spotkania dowiedzieliśmy się, gdy do Wilna – pod koniec marca – przybył wysoki komisarz OBWE ds. mniejszości narodowych Knut Vollebaek. Rządzący zapewniali gościa, że właśnie prowadzone są konsultacje w zakresie zwrotu ziemi. A wszystko po to, aby wywrzeć wpływ na treść raportu komisarza w sprawie sytuacji mniejszości narodowych na Litwie, który ma się ukazać w maju br.

Rzekomy brak dokumentów

Większość podań na zwrot ziemi mieszkańcy Litwy złożyli jeszcze na początku lat 90. Podstawowym warunkiem restytucji ziemi było przedstawienie dokumentów potwierdzających własność. Początkowo – w niektórych wypadkach do 1994 roku – nie uznawano dokumentów przedwojennych wydanych przez ówczesne władze Rzeczypospolitej Polskiej. Archiwa państwowe działały na zwłokę przeciągając poszukiwania, bądź wydawały odpowiedź, że dokumenty nie zachowały się. Mieszkańcy nie dawali za wygraną i na własną rękę, narażając się na dodatkowe koszta, odnajdywali dokumenty, potwierdzające posiadaną, przed 1940 rokiem, własność.

Nieruchomość stała się ruchoma

Największe nadużycia prawne wobec ludności polskiej na Litwie w płaszczyźnie zwrotu ziemi były zainicjowane wprowadzeniem poprawki do Ustawy o reformie ziemi w 1997 roku, która umożliwiała przeniesienie ziemi w dowolnie wybrane miejsce. Ewenement na skalę światową: na Litwie z nieruchomości uczyniono ruchomość. Przyjęcie ustawy o przenoszeniu ziemi, było krokiem uderzającym przede wszystkim w miejscową ludność polską, mieszkającą w Wilnie i jego okolicach.

Była to zamierzona i jawna możliwość nieuczciwego wzbogacenia się ludzi będących u władzy, ponieważ można było zakupić prawo do ziemi w rejonie (np. na Żmudzi) gdzie ziemia kosztowała 1000 Lt za ha i przenieść ją na obszar, gdzie ten sam hektar miał czasami wartość 1 000 000 Lt (np. pod Wilnem). Podczas gdy prawowity właściciel bezskutecznie obijał progi urzędów, jego ziemia została zajęta przez przybysza. Oczywiście, nie ma możliwości zwrotu wszystkich dawnych gruntów, gdyż zostały one sprzedane lub oddane jako tereny zamienne. Polakom także proponuje się tereny zamienne, najczęściej nieatrakcyjne i na odległej prowincji.

Establishment się wzbogacił

Stało się faktem oczywistym, że w naszym skorumpowanym kraju, zwykły człowiek nie może odzyskać swojej własności. Wprowadzając zmiany ustawowe, władza mogła w szybki sposób wzbogacić się i zmienić skład narodowościowy w podwileńskich miejscowościach. Wśród tych, którzy uzyskali ziemię na Wileńszczyźnie i w Wilnie kosztem polskich właścicieli i spadkobierców najwięcej jest przedstawicieli tzw. litewskiego establishmentu.

Przykładowo, w rejonie wileńskim, zgodnie z danymi statystycznymi, zwrócono ziemię 88 proc. ubiegających się, ale prawie połowa z nich – to właściciele „ziemi przeniesionej” z innych regionów Litwy. Tymczasem ziemi brakuje dla 50-60 proc. miejscowych, niemal wyłącznie polskich właścicieli i spadkobierców. Zaś wskaźnik zwrotu ziemi w innych regionach państwa wyniósł 98-99 proc.

„Wygrana” Czajkowskiego

Obywatel Stanisław Czajkowski z Waki Trockiej k. Wilna, od 19 lat wciąż próbuje odzyskać ziemię rodziców. Na początku wydział regulacji rolnej nie uznał przedwojennych dokumentów w języku polskim. Kapłan – Litwin, nie wypisał mu z księgi metrykalnej daty jego urodzenia, a podał tylko rok. Wyciąg został odrzucony. Trzeba było sądownie udowadniać, że Stanisław jest synem swego ojca. Następnie w przeciągu 17 lat, wymyślano różne powody, aby tylko nie przyznać prawa do ziemi. Chory, bez środków do życia, prawie 80-letni staruszek, po ośmiu latach chodzenia po sądach dowiódł, iż jest pełnoprawnym spadkobiercą własności swego ojca. Jednakże zanim dochodził swoich praw w sądzie, pod jego okna przenieśli swoją własność ,,przybysze” z Oran. Natomiast Czajkowskiemu zaproponowano szukanie gruntów w innych zakątkach. Przydzielono mu ostatecznie ziemię w gminie Podbrzezie, ale są to przeważnie krzewy, bagna i piaski. Wartość majątkowa zagrabionej ziemi w Wace Trockiej przekracza stokrotnie wartość tej, w Podbrzeziu.

Działanie na zwłokę

Proces zwrotu ziemi na Litwie jest sztucznie zwlekany. Urzędnicy regulacji rolnej nadużywają stanowiska. Przekazanie procesu planowania i projektowania dla sektora prywatnego było również krokiem nieprzemyślanym. Zabrakło koordynacji oraz kontroli, ponieważ w większości przypadków prywatne spółki działały z naruszeniem sztuki geodezyjnej i pomiarowej. Za popełnione błędy i nadużycia nie poniosą odpowiedzialności, a nasi mieszkańcy będą zmuszeni znowu dochodzić swoich racji na drodze długich procesów sądowych.

Brak dobrej woli i chęci ze strony urzędników widoczny jest również w tym, że nie zwracają oni ziemi w mieście Wilnie, zasłaniając się jej brakiem, podczas gdy w rzeczywistości jest ona „chowana” w sztuczny sposób. Jako przykład, np. filia Litewskiego Instytutu Rolniczego w Wace Trockiej (dzielnica Wilna) dysponuje aż 336,13 ha państwowej wolnej ziemi. Na tą ziemię pretendują prawowici właściciele i nie mogą jej odzyskać od 20 lat.

Niewytłumaczalna jest swobodna interpretacja Naczelnego Sądu Administracyjnego Ustawy o zwrocie mienia właścicielom, który wydał takie orzeczenie, że nawet plan ogólny może być podstawą do niezwracania ziemi przez państwo, a przecież na Litwie według Konstytucji prawo stanowi Sejm, a nie sądy.

Nacjonalizacja po litewsku

Litewska nacjonalizacja polega na anulowaniu aktów własności mieszkańców „wielkiego Wilna”, czyli miejscowości, które zostały przyłączone w 1996 roku do stolicy.

Sprawy dotyczą anulowania aktów własności, w których były jakiekolwiek zasoby leśne. Przykładowo tak to wygląda: jeżeli działka wynosi 1 ha ziemi, a zasób leśny zaledwie 1 ar – to akt własności, który został wydany np. w 2003 roku – zostaje anulowany, a to ze względu na przyjętą później Ustawę o lasach państwowych, sens której polega na tym, iż miejskie zasoby leśne należą do lasów państwowych, które nie podlegają zwrotowi.

Prokuratura wystąpiła o anulowanie aktów własności zarzucając, iż wcześniejsze akty własności zostały wydane z pogwałceniem art. 6 ust.1 Ustawy o zwróceniu prawa własności dla obywateli, w którym jest mowa, że własność można odzyskać w naturze, (...) z wyjątkiem lasów o znaczeniu państwowym. Jednocześnie prokuratura zarzuca naruszenie Ustawy RL o lasach art. 4 ust. 4 oraz Ustawę o ziemi art. 6. W myśl wyżej wymienionych ustaw, wszystkie zasoby leśne wciągnięte do „wielkiego Wilna” po 1996 roku, są uznawane za lasy o znaczeniu państwowym i rzekomo nie podlegają zwrotowi. W ten sposób ponownie odbiera się własność mieszkańcom i robi to „demokratyczny” rząd „demokratycznej” RL, czyli mamy do czynienia z powtórną nacjonalizacją.

Przypomnijmy, że w miastach można zwrócić tylko tę ziemię, która była w posiadaniu przed wojną. Ludzie otrzymali ją w słusznej wierze na podstawie aktu własnościowego. Jak można po latach zagrabiać to, co przedtem w imię prawa oddano? Okazuje się, że można. Sprawę przekazano do sądów, które anulowały prawo własności. W trakcie rozpraw wszelkie czynności prawne są cofane, np. jeżeli właściciel sprzedał działkę – to cofa się akt sprzedaży, jeżeli ktoś zastawił w banku – to zastaw również jest anulowany itd. Nasi rodacy po otrzymaniu aktu własności dysponowali we własnym zakresie swoją własnością, a teraz sąd nakazał anulować wszelkie czynności cywilno-prawne i oczywiście kosztami obciążył właściciela parceli. Jest to kolejna krzycząca niesprawiedliwość. Oszukany człowiek został dodatkowo zmuszony do poniesienia kosztów za błędy popełnione przez urzędników państwowych. Opłaty sądowe to ogromne koszty, a ludzie ponoszą odpowiedzialność za to, czego nie uczynili.

W sądach z lupą nie znajdzie się przykładów anulowania aktów własności u wielkich dygnitarzy, którzy przenieśli parcele z głębi kraju do rezerwatów, parków i lasów m. Wilna. Kolejny raz okazało się, że nowelizacja ustawy została skierowana przeciwko miejscowym mieszkańcom.

Sabinie Dwilowej zwrócono ziemię w dawnej wsi Krzyżaki (obecnie m. Wilno) o powierzchni 1,50 ha w 2003 roku rozporządzeniem kierownika powiatu wileńskiego. Po tym sprzedała ją swojej sąsiadce. Jednakże na podstawie wniosku sądu z 2010 roku cofnięto jej prawo do własności oraz nałożono obowiązek zwrotu całej sumy pieniężnej sąsiadce. Biedna, schorowana kobieta, nie ma już tych pieniędzy, ponieważ nie była osobą zamożną, a wszystkie środki wydała na remont domu, by zostawić go dzieciom. Na domiar złego sąsiadka sądzi, że Dwilowa świadomie działała w złej wierze…

Polskie organizacje społeczne, samorządy w żaden sposób nie mogą uzyskać faktycznych danych statystycznych dotyczących zwrotu ziemi mieszkańcom Wileńszczyzny. Ciekawa sytuacja miała miejsce w 2011 roku, kiedy to na stronach internetowych podane zostały sprzeczne dane dotyczące m. Wilna – w jednym z nich wynosiły – 19,2 proc., natomiast w informacji ogólnej dotyczącej wykazu procesu zwrotu ziemi w poszczególnych miastach Litwy zwrot w Wilnie wynosił – 30,36 proc. Do danych statystycznych włączane są osoby, którym zwrócono jakikolwiek obszar ziemi, bądź w ogóle znalazły się na liście pretendentów do zwrotu.

Boisko na działce

Waleria Paszek, która ubiega się o zwrot ziemi w dawnej wsi Borówka (obecnie ul. Gulbińska), nie może odzyskać ziemi o powierzchni 35 ha, którą posiadał jej dziadek. Zwrócona została jej jedynie parcela pod domem – 0,1157 ha. Paszek „walczy” jeszcze o 1,52 ha ziemi, którą może odzyskać, ponieważ reszta ziemi porosła lasem. Paszek ciągle otrzymuje odpowiedzi odmowne, a tymczasem znany prezenter telewizyjny urządził na jej działce boisko…

„Wielkie Wilno”

W 1996 roku na mocy ustawy o przyłączonych terytoriach (Žin., Nr. I-1304) powstało tzw. wielkie Wilno. Do stolicy zostało dołączonych kilkadziesiąt miejscowości podwileńskich zamieszkałych w większości przez ludność polską. Decyzja była niezrozumiała, ponieważ nie było żadnych przesłanek do powiększenia miasta. Polacy protestowali przeciwko nowemu podziałowi administracyjnemu. Uzyskali zapewnienie, że zwrot ziemi będzie odbywał się tak jak na terytorium wiejskim. Obietnice zostały złamane i zwrot ziemi w przyłączonych miejscowościach praktycznie utkwił w martwym punkcie.

Tymczasem władze stolicy na tych terenach w trybie przyśpieszonym projektują parcele budowlane…

Problem w zakresie zwrotu ziemi dotyczy również dawnych wsi sznurowych. Prawowitym właścicielom zwraca się, na przykład, po 0,003 ha ziemi i w dodatku jako własność łączna. Obywatel nie może takiego obszaru oddzielić, ponieważ:

– po pierwsze, musi uzyskać aprobatę współwłaścicieli;

– po drugie, tylko na działce o powierzchni nie mniejszej niż 0,04 ha ziemi można otrzymać pozwolenie na budowę. Ktoś określił to powrotem do prawa feudalnego.

Cwany wybieg

Próbę zakończenia procesu zwrotu ziemi, polegającą na wypłaceniu ekwiwalentu za zajętą ziemię w wysokości 10 tys. Lt za hektar w Wilnie – to cwany wybieg w celu uniknięcia wypłaty miliardowych odszkodowań, w razie uznania przez Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu prawa do realnego wynagrodzenia za poniesione straty. Świadczy o tym usilne namawianie pretendentów do korzystania z tej formy rekompensaty w przekonaniu, iż zamknie ona możliwość ubiegania się o sprawiedliwe zakończenie procesu zwrotu ziemi…

Renata Cytacka

Na zdjęciu: „przybysze”, natychmiast po otrzymaniu parceli, o którą ubiegali się jej prawowici pretendenci, rozpoczynają prace budowlane - samo postawienie fundamentu uniemożliwia odebranie ziemi.
Fot.
Marian Paluszkiewicz

<<<Wstecz