Kryminalny litewski WikiLeaks

No i mamy na Litwie swój litewski WikiLeaks. Prezydent Valdas Adamkus o to się postarał. Opublikował ostatnio swe wspomnienia z czasów pełnienia przez niego funkcji głowy państwa. Książka nosi tytuł „Ostatnia kadencja. Dziennik prezydenta”. We wspomnieniach eksprezydent ujawnia wiele pikantnych, nazwijmy to tak, momentów z życia zakulisowego osób o najwyższym statusie w państwie.

Od razu po ukazaniu się książki na emerytowanego prezydenta posypały się gromy. Jak śmiał ujawnić niejawne – a być może nawet tajne – materiały?! Na dodatek, jak twierdzą osoby z otoczenia zainteresowanych bohaterów przecieków, prezydent pamięta i ujawnia tylko część faktów, innych dlaczegoś „nie pamięta” i starannie je przemilcza. Prezydent jest zatem stronniczy i chodziło mu tylko tak naprawdę o wywołanie skandalu wokół książki, co – jak wiadomo – jest najlepszą, a na dodatek darmową formą promocji, przekonują ci, którzy podpadli autorowi wspomnień.

I pewnie mają rację. W Ameryce jest czymś normalnym, że znani politycy na emeryturze piszą wspomnienia, w które celowo wkładają mniej lub bardziej skandaliczne historyjki, by tym samym wzbudzić większe zainteresowanie potencjalnych czytelników.

Nie zmienia to jednak faktu, że ujawnione przez Adamkusa niektóre utajnione przed opinią publiczną sprawki wręcz kompromitują litewską elitę polityczną. No, bo jak inaczej niż kompromitacja można nazwać fakt, że prezydent i inni najwyżsi w państwie politycy byli powiadomieni na piśmie przez służby specjalne o korupcji w Ministerstwie Gospodarki i nijak na to nie reagowali. Według ujawnionej we wspomnieniach notatce STT ówczesny sekretarz ministerstwa A. I. był regularnie opłacany przez mafijne struktury gospodarcze w wysokości 10 tysięcy litów miesięcznie. Nazywając rzecz właściwymi słowami był człowiekiem mafii w strukturach państwa, a państwo w osobach jego najwyższych przedstawicieli to tolerowało. Czy można sobie wyobrazić sytuację, że podobne pismo od służb specjalnych otrzymuje nie Adamkus tylko prezydent USA i zupełnie go ignoruje. Ja osobiście raczej wyobrażam sobie całkiem inny scenariusz. Prezydent Stanów Zjednoczonych, gdyby otrzymał takie pismo, natychmiast wezwałby szefa FBI i dałby mu krótkie osobiste polecenie: „Masz dorwać tę kanalię i ukarać zgodnie z prawem. Za przebieg operacji odpowiadasz głową”. Na Litwie o skandalicznych i zupełnie bezkarnych przypadkach korupcji na najwyższym szczeblu opinia publiczna dowiaduje się dopiero ze wspomnień emerytowanej głowy państwa.

A czy nie skandaliczny jest, ujawniony we wspomnieniach, fakt, że głowa państwa była szantażowana przez innego prominentnego polityka (guru konserwatystów) w sprawie mianowania prokuratorów. Sam Adamkus pisze o szantażu. Pozostaje tylko zadać pytanie, czy nie wiedział wtedy, kiedy był szantażowany, że czyn ten jest karalny z mocy prawa. Dlaczego więc szantażysta dotychczas nie został ukarany za popełnione przestępstwo? Jakoś ten litewski WikiLeaks jest za bardzo kryminalny. Ciekawe, czy litewska prokuratura ma w zwyczaju czytać dzienniki emerytowanych prezydentów. Może by tak wszczęła kilka spraw z urzędu...

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz