„Partnerstwo ma przyszłość, ale…”
Bez konkretnych ustaleń zakończył się w Warszawie szczyt Partnerstwa Wschodniego z udziałem ponad trzydziestu polityków najwyższego szczebla. W ostatniej chwili z udziału w szczycie definitywnie wycofała się Białoruś.
Polskie MSZ zaprosiło ze strony Białorusi ministra spraw zagranicznych Siarhieja Martynaua, jednak Mińsk dwa dni przed szczytem obniżył rangę swojej delegacji do ambasadora. Wszystkie kraje UE oraz pozostali członkowie PW, czyli Ukraina, Mołdawia, Armenia, Azerbejdżan i Gruzja, byli reprezentowani przez prezydentów lub premierów, a jedynie Cypr i Włochy przysłały polityków o randze ministra.
Dla białoruskiego reżimu zaproszenie miało stanowić dowód jego pełnoprawnego udziału w polityce europejskiej, zaś dla Donalda Tuska byłoby to potwierdzenie skuteczności polityki wschodniej jego rządu. Jednak ostatecznie to ambasador Białorusi w Polsce Wiktor Gajsioniak został uznany za szefa mińskiej delegacji, ale nie zaproszono go na czwartkową uroczystą kolację, tłumacząc to względami protokolarnymi - zbyt niską rangą przedstawiciela Alaksandra Łukaszenki. W odpowiedzi nazajutrz, przed rozpoczęciem rozmów plenarnych, przedstawicielstwo Białorusi wydało komunikat o rezygnacji z udziału w szczycie. Jako powód podano niezaproszenie prezydenta Łukaszenki (jest on objęty unijnymi restrykcjami) i lekceważenie białoruskiej delegacji.
Białoruś oficjalnie zadeklarowała, że nie uznaje dotyczących jej dokumentów przyjętych w Warszawie. Rzeczywiście przyjęto deklarację potępiającą władze w Mińsku za łamanie praw człowieka, więzienie opozycjonistów oraz naruszanie wolności słowa i innych swobód demokratycznych. Jak mówią białoruscy komentatorzy, zatarg zostanie wykorzystany przez ich rząd do oskarżenia Europy Zachodniej o antybiałoruską postawę. Tego rodzaju retoryka jest stale obecna w propagandzie reżimu Łukaszenki, który wrogą polityką Zachodu (a nawet Rosji) tłumaczy problemy gospodarcze swojego kraju, niezwykle dotkliwe dla społeczeństwa ostatnio. Odpowiedzią Europy ma być pakiet modernizacyjny dla Białorusi, który zakłada wyasygnowanie na pomoc sumy nawet 9 mld dolarów oraz inną pomoc gospodarczą, a także ułatwienia wizowe pod warunkiem zmian politycznych: wypuszczenia więźniów, podjęcia rozmów z opozycją i przeprowadzenia wolnych wyborów.
Jednak poza tą deklaracją sam szczyt zakończył się bez przełomowych ustaleń. Z pewnością rozczarowani wyjechali predstawiciele Ukrainy, Gruzji i Mołdawii. Kraje te liczyły na bardziej znaczący gest na drodze ich unijnych aspiracji. Tymczasem mowa była jedynie o układzie stowarzyszeniowym UE z Ukrainą.
Pierwsze spotkanie w ramach Partnerstwa Wschodniego odbyło się w 2009 roku w Pradze, a obecne było drugim w historii.
Szef MSZ Białorusi powiedział, że jego kraj nie zamierza rezygnować z udziału w unijnej inicjatywie Partnerstwa Wschodniego, ale Białoruś jest przeciwna “dyktatowi jednej strony” w tym programie - podała państwowa agencja BiełTA.
- Jeśli chodzi o sam program PW, to ma on przyszłość. (...) zapewnia Białorusi szereg możliwości współpracy z UE, która pozostaje dla naszego kraju dużym strategicznym sąsiadem - powiedział Martynau. W ramach PW trwa codzienna praca i podał za przykład współpracę służb celnych i granicznych, współpracę w sferze walki z przestępczością i korupcją. Zarazem Białoruś uważa, że w PW brak poważnej konkretnej treści i nie raz wyrażała krytykę z tego powodu.