Z dziejów szpitala wojskowego w Kolonii Wileńskiej (2)

Walka o każde życie

Badacz dziejów Kolonii Wileńskiej a w szczególności szpitala wojskowego w tej dzielnicy podwileńskiej doc. dr Aleksander Dawidowicz zebrał bezcenny materiał o bohaterstwie i ofiarności mieszkańców Kolonii Wileńskiej i okolicznych miejscowości.

„Szpital był całkowitą improwizacją. W ciągu kwadransów opróżniono z domu Stanisława i Marii Szczepańskich przy ulicy Wędrownej pięć pokoi na parterze – pisze Aleksander Dawidowicz. – Właściciele domu przenieśli się na strych. Sąsiedzi z własnej inicjatywy zaczęli znosić łóżka, materace, bieliznę pościelową, materiały opatrunkowe, lekarstwa. Do pracy przystąpiły miejscowe dziewczęta przeszkolone do służby sanitarnej. Jako pierwsze nadbiegły, ubrane już w białe fartuchy, z czepkami na głowie, Halina Kużysówna i Bogumiła Usajewiczówna (Batorowiczówna). Ojciec Bogumiły został aresztowany i deportowany do łagru w ZSRR jeszcze przed wybuchem wojny radziecko-niemieckiej w roku 1941. Chroniąc się przed deportacją Bogumiła uzyskała wówczas dzięki pomocy podziemnej ZWZ dokumenty osobiste na nazwisko rodowe swojej matki – Usajewiczówny. Przy tym nazwisku pozostała” – odnotowuje Dawidowicz.

Długa lista nazwisk

Do pracy w szpitalu przystąpiły też Walentyna Jaremiczówna, studentka III roku medycyny USB, Wera Jeremienko, Lusia Mackiewiczówna, Hanka Halutówna, Lusia Wasiutowiczówna oraz Marysia Kalinowska. Dołączyły do nich. Renia Adamska, Antonina Bednarczyk z czołówki sanitarnej Inspektoratu „F”, Henia Bakaszyńska („Koza”), Bogumiła Baranowska („Boba”), Regina Błociszewska, Stefa Borowska, Nula Chakiel-Illukowiczowa, Ludmiła Doroszewiczówna, Janka Dużniakówna, Marysia Dzięgielewska, siostry Hanka i Myszka Felanki, Marysia Fieldorfówna, „Halina” z czołówki sanitarnej oddziałów leśnych, Jadwiga Jabłońska, Maria Jełczewska, Jagoda Hołubówna, Marysia Krakowska, siostry Janka i Maria Kopertowiczówne, Krysia Kozłowska, Łapinówna z Kowna, Jadwiga i Maria Łukaszewicz (matka i córka), Krysia Mackiewiczówna, bracia Tadeusz i Stanisław Malawkowie, Regina Mażanowiczówna, Irka Nomejkówna, Danuta Pieńkowska, Irka Rakowska, Regina (siostra nauczycielki Eleonory Andrzejewskiej), Grzegorz Romańczyk, Julcia Sorokówna, siostry Irena i Krystyna Sosnowskie, Danuta Szczepańska, rodzeństwo Irena i Tolek Wardeccy, rodzeństwo Halina i Mieczysław Wiśniewscy, Regina Winconówna, siostry Halina i Bronisława Zabłockie, Żemojtel („siostra Zosia”, żona lekarza), Janek Żukowski („Janula”).

Spośród starszego pokolenia pracowali w szpitalu: mgr filozofii Eugeniusz Aniszczenko, Anna Chaklowa, Gluzowa, kapitanowa Jankowska, małżeństwo Michał i Henrietta Jużysowie, „Mancia”, Stanisław Pietrolewicz, Janina Putowska, Janina Rynkiewiczowa, Maria Szczepańska, Anna Stawryłło i Kazimierz Wnuk.

Z narażeniem życia

„Krwawa bitwa z niemiecką załogą Wilna trwała. Padali zabici i ranni. Transportem tych żołnierzy zajął się proboszcz parafii ks. Lucjan Pereświat-Sołtan. Rannych i zabitych przenoszono na prowizorycznych noszach sporządzonych z drągów wyciętych w lesie i owiniętych kocami. Legendarnego partyzanta AK plutonowego Henryka Iwaszkiewicza („Ojciec”), dowódcę plutonu 3 kompanii Wileńskiej Brygady „Szczerbca” przyniesiono na cmentarz na „bokówce”, tzn. na zbitej z desek bocznej ścianie furmanki chłopskiej” – snuje swe wspomnienia Aleksander Dawidowicz.

Jeden z zespołów transportujących stanowiły dziewczęta – Wala Jaremiczówna, Renia Adamska i Janka Dużniakówna. W innym zespole również pracowały dziewczęta i niejednokrotnie były ostrzeliwane z karabinów maszynowych nadlatujących samolotów. Halince Kużysównie kule przedziurawiły żakiet, a Władysława Pawłowska została ranna, gdy z pola bitwy wyciągała ciężko rannego Francuza, żołnierza AK Jeana Charles’a Maffre. Niebawem ks. Pereświet-Sołtan skierował do pracy transportowania również młodszych chłopców, a wśród nich Tadeusza Malawkę oraz Janka Żukowskiego (Janulę), późniejszego proboszcza, kanonika, dziekana w Jackowie k. Warszawy.

Ginęły również dzieci

Ranni napływali do szpitala nieustannie. Przed południem 7 lipca było ich około 40. Straty poniosła również ludność cywilna. Cała Kolonia była w zasięgu artylerii niemieckiej. Ugodzony pociskiem na podwórzu swego domu zginął Szałomski, który mieszkał na rogu Krańcowej i Kłosowej. Dnia 9 lipca zginął przysypany ziemią w prowizorycznym schronie 9-letni Krzyś Malawko, miejscowy ministrant. Pochowano go tuż przy prezbiterium kościoła. Ranny w biodro został 7-letni syn ppor. Włodzimierza Kochanowskiego, dowódcy placówki Kedywu AK w Kolonii Wileńskiej.

Brakowało chirurga

Początkowo w szpitalu pracowali lekarze ogólni, jak Adolf Grosberg, Halina Łobozowa, Maria Dec, neurolog Antoni Borowski, ginekolog Alina Erdmanowa, stomatolog Anna Andrzejowiczowa. Nie było jednak w pierwszych dniach pracy żadnego chirurga, a zabiegi chirurgiczne z postrzałem brzucha, klatki piersiowej, czy kończyn decydowały o przeżyciu. Mowy nie było o sprowadzeniu chirurga z centrum miasta. W tej sytuacji męską decyzję podjęła osiemnastoletnia Regina Adamska. Wiadomo było, że w odległości 4 kilometrów, w Nowej Wilejce, mieszkał młody 30-letni chirurg Mieczysław Starkiewicz, pracujący wtedy w szpitalu niemieckim w Nowej Wilejce. Regina postanowiła sprowadzić go do Kolonii. Bała się jednak pójść tam sama. Pobiegła więc Regina do swej koleżanki w Dolnej Kolonii Lodzi Michniewiczówny, która z dr. Starkiewiczem razem pracowała.

Dziewczęta szczęśliwie przedostały się do Nowej Wilejki i zastały doktora w domu. Zgodnie z otrzymanym od swych przełożonych z AK rozkazem dr Starkiewicz przygotowywał się właśnie do wymarszu do Puszczy Rudnickiej.

Operował bez wytchnienia

Gdy dziewczęta wytłumaczyły sytuację, chirurg nie wahał się ani przez chwilę. Do dwóch toreb załadował wszystko czym rozporządzał w domu – instrumenty chirurgiczne, materiały operacyjne i opatrunkowe, szyny Dessaulta, środki znieczulające. Ze względu na bezpieczeństwo doktor udał się do Kolonii rowerem bez żadnego bagażu. Dziewczęta zaś poszły pieszo z materiałami chirurgicznymi. Szczęśliwie spotkały żołnierzy AK, którzy zabezpieczyli im powrót do szpitala.

W ciągu kwadransa zorganizowano salę operacyjną. Doktor Mieczysław Starkiewicz operował przez kilka kolejnych dni i nocy bez wytchnienia, aż do 11 lipca. Asystowali mu Jan Szczęsny, student medycyny USB oraz pielęgniarki. Wszyscy pracowali z ogromnym oddaniem po 24 godziny na dobę.

Zmuszony do ukrywania się

Podczas pobytu w Olsztynie poznałam osobiście syna bohaterskiego chirurga – Andrzeja Starkiewicza. Jest znanym mecenasem wielu inicjatyw, które związane są z Wilnem, Wileńszczyzną. W rozmowie wspominał, że owszem, ojciec jego był w AK i pracował przy szpitalu w Nowej Wilejce. Szczegółów nie wiedział, bo ojciec prawdopodobnie tym się nie chwalił. Ten mały fragment pracy szpitala wojskowego w Kolonii Wileńskiej niech będzie panu Andrzejowi przypomnieniem o jego ojcu i babci – Alinie Erdmanowej, która jako ginekolog również pracowała w tym szpitalu.

Gdy Sowieci rozpoczęli rozprawę nad akowcami, dosięgła ona również chirurga Mieczysława Starkiewicza, który wniósł największy, jak uważa Dawidowicz, wkład w ratowanie życia żolnierzy AK. Zagrożony aresztowaniem zmuszony był do ukrywania się. Po zakończeniu działań wojennych spotkała go Regina Adamska, gdy wychodził z lasu. Rozmowa była krótka. Zapamiętała z niej jedno zdanie wypowiedziane przez doktora: „Pracowałem dla Polski i nadal będę pracował”. Gdy rozpoczęła się tzw. repatriacja, wyemigrował do Polski. W Olsztyńskiem był inicjatorem wielu ważnych spraw związanych z lecznictwem na ziemiach odzyskanych.

Inni też oddali swe domy

Dom Stanisława i Marii Szczepańskich nie mógł pomieścić wszystkich rannych i chorych. Utworzono więc dwie duże filie – w Szkole Powszechnej nr 23 im. Wł. Syrokomli oraz w dużym murowanym jednopiętrowym budynku Towarzystwa Spółdzielczego. Obie filie znajdowały się w odległości 250 metrów od głównego szpitala. Pomieszczeń jednak nie starczało. Do dyspozycji szpitala swój dom oddała Wera Jeremienko, jak też pani Lechowska, kobieta w podeszłym wieku, matka pułkownika z 85 pp w Nowej Wilejce. Dom ten znajdował się pod lasem w pobliżu posesji mjr. Bietkowskiego oraz Dawidowiczów. Trzech chorych na tyfus umieszczono w domu Platas- Plepowiczów, kilku rannych, jeden z nich miał pseudonim „Ta joj” (Andrzej Wiśniewski pochodził ze Lwowa) przebywało kilka dni w domu Ignacego Krakowskiego w Rokanciszkach. Żołnierza AK Witolda Nowodworskiego, syna prof. USB, w stanie szoku psychicznego umieszczono na plebanii u ks. Lucjana Pereświet-Sołtana, a następnie w domu Malawków. Po kilku dniach zaopiekował się nim osobiście Leon Beynar (Paweł Jasienica) i przekazał do majątku żony w okolicach pod Oszmianą.

Opiekę w szpitalu polowym otrzymywali nie tylko żołnierze AK, ale też ludność miejscowa oraz żołnierze Armii Czerwonej. 8 lipca do szpitala dostarczono dwóch Kałmuków, czołgistów z rozległymi oparzeniami, których doznali podczas walk o Wilno w palącym się wozie pancernym.

Odważni studenci

Przy stale rosnącej liczbie rannych ogromnym problemem było zdobywanie zaopatrzenia w meble szpitalne, bieliznę, leki, środki przeciwbólowe, narzędzia chirurgiczne, środki opatrunkowe. W Kolonii nie było rodziny, która by czegoś nie podarowała dla potrzeb szpitala. Polski personel pracujący w szpitalu niemieckim w Nowej Wilejce niemal w 100 proc. należał do siatki organizacyjnej AK, toteż wiele niezbędnych rzeczy dostarczano stamtąd.

Niekiedy wymagało to nie lada odwagi. Tak oto dwaj studenci czwartego roku medycyny USB Tadeusz Rymkiewicz i Henryk Popławski, działając w porozumieniu z polskim personelem szpitala, weszli w godzinach popołudniowych do Kriegslazaretu w Nowej Wilejce. Na sali operacyjnej nie było nikogo. Studenci ubrani w białe kitle udali się do sali, zapakowali do toreb narzędzia, środki usypiające i leki, przenieśli je przez strzeżoną przez uzbrojonych wartowników bramę do wozu konnego i szczęśliwie odjechali, przekazując całą zdobycz do bazy w Kolonii Wileńskiej.

Znaczną ilość leków dla oddziałów leśnych AK zdobywała dr Grobicka w aptece mgr. Pleskaczewskiego na Wiłkomierskiej.

Żywność w wozie

Szczęśliwym trafem było znalezienie przez Krystynę Mackiewiczównę porzuconego przez Niemców wozu taborowego z koniem. Wóz ten przyprowadziła do swego domu i ku wielkiemu zdziwieniu znalazła w nim ćwiartkę ubitego wołu i dwie skrzynie solonej słoniny. Zorganizowano natychmiast przewóz dwukołowym wózkiem zdobytej żywności do szpitala, a Krystyna pojechała zdobytym wozem na pole bitwy w celu zabrania i transportowania rannych żołnierzy.

Analogicznego wyczynu dokonały Stefa Borowska i Henia Bakszyńska („Koza”). Udały się one do opuszczonego obozowiska własowców, znajdującego się w Rokanciszkach. Dziewczęta znalazły tam wóz z zaprzęgiem konnym i przyprowadziły do domu dr. Borowskiego. Wóz ten służył następnie do transportu poległych żołnierzy AK z pola walki do nowo powstałego cmentarza w Kolonii Wileńskiej. Rolę woźnicy w tym wozie niekiedy pełnił 13-letni kuzyn dr. Borowskiego Bohdan Borowski.

W sumie opiekę nad około 200 rannymi i chorymi w szpitalu wojskowym w Kolonii Wileńskiej sprawowało 16 lekarzy, 7 studentów medycyny, blisko 70 pielęgniarek i pielęgniarzy o różnym stopniu przygotowania.

Krystyna Adamowicz

Na zdjęciu: Mieczysław Starkiewicz ze swoją żoną Ireną z domu Erdmanówną, córką dr Aliny Erdmanowej, która pracowała w szpitalu.

<<<Wstecz