Pomysły „złotoręcznych” mieszkańców: od wiatraka do perpetuum mobile

Kręcące się hobby

Ciekawskie spojrzenia przechodniów, zdjęcia robione zza płotu, wizyty ludzi, a nawet wycieczek. Takie już mają życie dwaj mieszkańcy Dukszt i Ławaryszek, chociaż nie są żadnymi gwiazdorami.

Obaj panowie są zwykłymi obywatelami, ale wybudowali na swych posesjach takie urządzenia, które przyciągają uwagę innych. Są autorami własnoręcznie skonstruowanych przydomowych siłowni wiatrowych. I żaden z nich, budując wiatrak, nie korzystał ani z fachowej lektury, ani nie rysował wykresów. Pomysł konstrukcji wzięli z głowy.

„Jak przyjechałem do Dukszt, to można powiedzieć, że w pierwszą kolej zrobiłem wiatrak. Prawda, najpierw zrobiłem szkielet domu, a potem już wiatrak” – opowiadał Piotr Stary, który już od kilkunastu lat jest mieszkańcem tej wsi. Dotąd mieszkał w Mejszagole, ale, jak zaznaczył, tam dom przy domu – nie było miejsca na postawienie wiatraka. Szukając nowej działki, wybrał taką, która była dalej od domów. Bo, jak rozważał, nie daj Boże, taki wiatrak upadnie.

Zbudowanie przydomowej elektrowni wiatrowej zajęło mu 2 lata. Najpierw została postawiona wieżyczka. „Mieszkańcy myśleli, że będę wiercił studnię. Niektórzy już nawet chcieli się ze mną umawiać, by również dla nich wywiercić” – wspominał wesoło Stary. Potem złożył skrzydła (8 sztuk) o rozpiętości 12 m, i zamontował je na dwunastometrowym maszcie.

„Liście na drzewie nie drgną, a wiatrak już pracuje. Bardzo czuły na wiatr. Zaczyna wyrabiać prąd już przy wietrze o prędkości 2 m/s. Tego wystarcza, by ogrzać wodę do 40-50 st. C” – powiedział pomysłowy gospodarz, pozyskujący prąd z wiatru do ogrzewania wody w bojlerze. Dodał, że uzyskiwaną energię można wykorzystywać i do oświetlenia, ale wtedy potrzebne jest urządzenie do regulowania napięcia, bo wiatr ciągle zmienia kierunek i prąd nie jest stały.

Ogólna wysokość wiatraka wynosi 18 m. „Mimo niewielkich obrotów (4-5 na sekundę) turbina daje 12 kilowatów przy silnym wietrze” – opowiadał rozmówca.

Wyposażenie wiatraka zostało wykonane z podręcznego materiału. „Zrobiłem wszystko ze złomu, pochodzącego jeszcze z czasów sowieckich. Nowego materiału nie kupowałem” – opowiadał rozmówca, podkreślając, że „kombinuje” tylko z tego, co ma pod ręką. „Pod ręką” okazały się więc rury ze starego parowozu, z których pan Piotr zespawał maszt wiatraka. Skrzydła zostały zrobione z blachy, którą nabył kiedyś od bankrutującego tartaku. Do budowy wykorzystał też złom pochodzący z kołchozowych cieplarń. Wmontował przerobiony generator, który służył do spawania.

Jeżeli trzeba coś sprawdzić lub naprawić w wiatraku, pan Piotr nie musi na niego się wdrapywać. Tak go skonstruował, że można go położyć na ziemi.

Przydomowa elektrownia kreatywnego pana z Dukszt działa już 8 lat. Co prawda, miała dwuletnią przerwę, bo remontu wymagała turbina. Zbyt słabe okazało się umocnienie skrzydeł.

Cudowny piec

Dom, w którym mieszka od lat w Duksztach, też jest jego autorstwa. Zbudował go w ciągu zaledwie dwóch sezonów, mając tylko jednego pomocnika. Wykonany z betonu dom posiada 5 kondygnacji (dwupoziomowa piwnica i 3 piętra nad ziemią). Grubość ścian – zaledwie 11 cm.

Pan Piotr nie potrzebował rusztowań, gdyż w środku budującego się domu zmajstrował dźwig, który po skończonej budowie, został rozmontowany. Dom ma tyle innowacyjnych pomysłów, że po prostu nie da się wszystkich wymienić. Rozmówca nie czyni ze swych rozwiązań żadnych sekretów i chętnie dzieli się nimi z innymi.

Przed laty zbudował nawet cudowny piec, z kominem u dołu, w którym czas palenia trwał nawet do... 30 dni. Od czterech sezonów korzysta z innego pieca, gdyż poprzedni nie nadawał się do ogrzewania wody. Obecny też jest oryginalny, bo jest tak skonstruowany, że sadza nie przedostaje się do komina i wszystko się spala do reszty.

Obecnie pomysłowy gospodarz trudzi się nad budową cieplarni, takiej z klimatyzacją i zautomatyzowanym podlewaniem roślin. Zamierzał też z obornika uzyskiwać gaz. Wkopał odpowiednią rurę do ziemi, ale z tego pomysłu zrezygnował, gdyż ten sposób produkcji okazał się kosztowny. Na ciągłe mieszanie obornika trzeba zużyć sporo prądu.

Pasjonuje się też astronomią. Własnoręcznie skonstruował nieduży teleskop i codziennie spogląda w niebo. Marzeniem każdego konstruktora jest wynalezienie perpetuum mobile. Pan Piotr też tym się zajmuje w czasie zimowym.

„Mam tyle pomysłów, że nie starczy mi życia na ich realizację” – żartował Stary. Owszem, dodał, że wiele było nieudanych prób. Jednak będąc człowiekiem spokojnym, nie zrażał się niepowodzeniami i wszystko zaczynał od nowa. Nic więc dziwnego, że osoba autora, dla którego słowo „niemożliwe” nie istnieje, oraz jego wynalazki budzą wielkie zainteresowanie wśród ludzi. Przed kilkoma laty zawitała do pana Piotra nawet wycieczka z Kowna.

Słynny wiatrak w Duksztach lubią nawet... ptaki. „Jeżeli wiatrak powoli się kręci, to szpaki lubią na nim usiąść i pohuśtać się” – wesoło opowiadał gospodarz, u którego w sadzie mieszka pięć rodzin szpaków.

Pan Antoni i wiatraki

„Niczego bym nie majstrował, ale ponieważ nie piję alkoholu i nie palę, to w głowie ciągle rodzą się jakieś pomysły” – żartował mieszkaniec Ławaryszek – Antoni Tankielun, u którego na parceli już od pięciu lat macha skrzydłami nieduży wiatraczek własnej roboty. Stałego prądu jednak jeszcze nie produkuje, gdyż pan Antoni nie znalazł dotąd odpowiedniego generatora. To nie jedyna przyczyna, z powodu której siłownia nie działa. Zapał do wykończenia wiatraka przygasiły większe obowiązki w gospodarstwie (pan Antoni kupił krowę). Ponadto opiekuje się żoną, która zachorowała przed kilkoma laty. Ostatnio sam też ma problemy ze zdrowiem, bowiek wiek robi swoje, a przeżył już 73 lata.

„Budowałem z myślą o wykorzystywaniu energii wiatru. Gdyby wmontować odpowiedni generator, to sądzę, że 2 kilowaty uzyskałoby się” – rozważał mieszkaniec Ławaryszek. Owszem, czasami postawi nieduży generator od kombajnu, którego wystarcza do naładowania akumulatora. Dodał, że musiałby też o co najmniej 5 m podnieść wiatrak, bo obecna dwunastometrowa jego wysokość jest niewystarczająca, gdyż znajdujący się w sąsiedztwie kościół nieco zasłania prądy powietrzne.

„To moje hobby się kręci”

Pan Antoni majsterkować zaczął już w dzieciństwie. Wspominał, że kiedyś, gdy do domu przychodził gość, to dziecku kazano iść za piec, by nie przeszkadzało. Nie miało prawa razem z dorosłymi być przy stole. W takiej sytuacji nie pozostawało więc nic innego, jak coś tworzyć. „Pierwszą rzeczą, którą zrobiłem, był drewniany samolocik. Miałem wtedy może 6 – 7 lat. Oczywiście nie latał, ale śmigła kręciły się. Wtedy zdziwiony ojciec cicho rzekł do mamy: „To nasz Antoś zrobił?” – wspominał Tankielun. W dzieciństwie bardzo lubił obserwować pracującego ojca. „Z zazdrością myślałem, kiedy to ja będę mógł uderzyć siekierą tak jak ojciec albo heblować, by wiórki tak równomiernie i lekko leciały” – mówił rozmówca, z wykształcenia zootechnik, który 39 lat przepracował na kolei jako kierownik pocztowego wagonu.

Swoją siłownię budował w ciągu dwóch lat. Wymyślił formę skrzydeł. Samodzielnie umieścił turbinę. „Mieszkańcy interesowali się, czym się zajmuję, bo ciągle spawałem. Przychodzili, patrzyli, rozpytywali” – opowiadał rozmówca. Popatrzeć na konstrukcję przychodzili nie tylko znajomi, ale i nieznajomi. „Szczególnie wielu zaglądało podczas świąt kościelnych. Podchodzili pod płot. Robili zdjęcia. Zagadywali. Niektórzy to nawet na podwórko wchodzili, by popatrzeć z bliska” – opowiadał Tankielun. Obecnie też czasami pytają go o to, „co tam się kręci u pana”. „To moje hobby się kręci” – odpowiada pan Antoni.

Iwona Klimaszewska

Na zdjęciach: przejeżdżając przez Dukszty, nie da się nie zauważyć siłowni wiatrowej przy domu Starych; pan Antoni zamierza swój wiatrak udoskonalać i podwyższyć go jeszcze kilka metrów w górę.
Fot.
autorka

<<<Wstecz