Jubileusz 70-lecia Jana Drutela z Rudominy

Organista, jakich niewielu

Zazwyczaj okrągła data urodzin jest dobrą okazją do spojrzenia wstecz, do wspomnień i refleksji nad przeżytymi latami swego życia. Dla Jana Drutela z Kwietniowa (Popiszki), który przekroczył 70., owe lata były wypełnione pracą, a raczej posługą organisty.

Posługiwał w kościołach: wileńskim podominikańskim Ducha św. i MB Dobrej Rady w Rudominie. A minęło już ponad 50 lat od chwili rozpoczęcia przez niego pracy w charakterze organisty.

Uczeń Żebrowskiego

Jan Drutel urodził się w 1941 r. w kolonii Kwietniowo. Wyrastał w polskiej religijnej rodzinie. Jego ojciec, Bolesław, był ogrodnikiem u państwa Bochwiców, właścicieli Kwietniowa, m. in. pomagając właścicielce w pielęgnacji kwiatów. Matka Jadwiga, z domu Kutko, gospodarzyła w domu. Janek uczył się najpierw w nieistniejącej już dziś szkole początkowej w Skrobówce, a następnie w Rudominie. Mając zdolności muzyczne, od 1956 r. pobierał potajemnie lekcje muzyki i gry na organach u profesora Jana Żebrowskiego, u którego uczyli się znani organiści wileńscy.

Jak przypomina Jubilat, 15 lutego 1961 r. rozpoczął on posługę organisty w swojej rodzinnej parafii w Rudominie – kościele MB Dobrej Rady, gdzie ówczesnym proboszczem był ksiądz Longin Iwaańczyk.

Niedługo zagrzał miejsca, gdyż w tymże roku został powołany do wojska. Służył daleko od domowych pieleszy – w Karelii. W wojsku ukończył kursy medyczne i został instruktorem sanitarnym, awansując do stopnia starszego sierżanta. Po powrocie do domu zatrudnił się w zakładzie remontowo-mechanicznym w Skojdziszkach. „Jednocześnie chodziłem do kościoła w Rudominie, pomagałem w graniu i śpiewaniu organiście Ignacemu Raudo, zanim nie zaproponowano mi grania w kościele Ducha św. w Wilnie, a było to w roku 1969” – wspominał Drutel. Pracował tam do 1989 r.

Cieszył się autorytetem

Osobiście pamiętam, jak katechizująca skrycie dzieci p. Irena Kulicka w kościele dominikańskim zaproponowała nizej podpisanemu i Henrykowi Antoniewiczowi służenie do Mszy św. w charakterze ministrantów. Zanim przystąpiliśmy do pełnienia posługi liturgicznej przy ołtarzu, musieliśmy się nauczyć na pamięć słów ministrantury po łacinie. Byliśmy pierwszymi ministrantami w kościele Ducha św., którzy oficjalnie, bez ukrywania się, mogli służyć przy ołtarzu. Była to druga połowa lat 70. ubiegłego wieku. Mając 16 lat można było przysługiwać do Mszy św., taki był warunek ówczesnych władz sowieckich.

Opiekę nad nami sprawował Jan Drutel. Przez pewien czas byliśmy przy chórze. Mogłem wówczas obserwować pracę organisty i kierownika chóru parafialnego. Był lubiany przez chórzystów i nie tylko. Cieszył się autorytetem i szacunkiem wśród wiernych. Potrafił znaleźć wspólny język zarówno z osobami starszymi, jak i młodzieżą. Zawsze elegancki i z uśmiechem na twarzy imponował nam, młodzieży.

„Wylęgarnia” kapłanów

Kierowany przezeń chór był naonczas jednym z najlepszych w Wilnie i na Wileńszczyźnie. Rozgłos o nim wychodził poza mury podominikańskiej świątyni. Był zapraszany, jak wspomina Drutel, do różnych parafii: do Kolonii Wileńskiej, Podbrzezia, Ejszyszek i do Rudnik, gdzie niejednokrotnie na zaproszenie byłego chórzysty, proboszcza parafii rudnickiej księdza Henryka Błażewicza, uświetniał swym śpiewem Msze św. Warto podkreślić, że chór był prawdziwą „wylęgarnią” przyszłych kapłanów, a nawet biskupa. W różnym czasie śpiewali w nim ks. Antoni Filipczyk, dziekan w Wołkowysku na Białorusi, ks. Kazimierz Wielkosielec, biskup pomocniczy diecezji pińskiej na Białorusi, ks. Mirosław Balcewicz, proboszcz parafii porudomińskiej, który śpiewał w scholi młodzieżowej.

Przez pewien czas Jan Drutel kierował aż trzema chórami: prócz parafialnego, młodzieżowym i dziecięcym. Dzieląc się wspomnieniami o chórzystach, Jubilat wymienił śp. Franciszka Osipowicza, Reginę Filsz, która pomagała w pisaniu nut i partii głosowych. „Chórzyści nie tylko śpiewali, ale jak zaistniała potrzeba, pomagali w pracach porządkowych w świątyni. „Przyjaźniliśmy się z paroma księżmi z Polski, jak np. księdzem Wacławem Pietkiewiczem, byłym wilnianinem.” – przypomina organista. Dobrze pamięta duszpasterzy kościoła Ducha św. księży Pawła Bekisza, Stanisława Woronowicza, Józefa Juodagalvisa, potocznie nazywanego z racji swej dobroci „Aniołeczkiem”, Aleksandra Kaszkiewicza, obecnego biskupa, ordynariusza diecezji grodzieńskiej. „Praca organisty i kierownika chóru kościelnego dawała mi niemałą satysfakcję. Był program liturgiczny. W Wielkim Poście śpiewano komplety po łacinie, a wieczorami w niedzielę Gorzkie Żale, które połączone były z procesją eucharystyczną. W oktawie Bożego Ciała śpiewano nieszpory. Dziś już tego nie ma...” – ze smutkiem konstatuje Drutel.

Wojaże do Polski

Ważnym etapem w jego życiu było kierowanie (do jesieni 2003 roku) zespołem folklorystycznym „Rudomianka”. „Ciekawy był to okres. Rozpoczęły się wojaże do Polski. Pierwszy wyjazd był do Olsztyna na zaproszenie księdza Michała Tunkiewicza, na spotkanie z Ojcem Świętym Janem Pawłem II. Przyjacielem „Rudomianki” był Ryszard Salmanowicz z Legnicy, na zaproszenie którego zespół tam gościł. Mieliśmy zaproszenie męskiego chóru górników z Lubina. Występowaliśmy w Głogowie, Koszalinie, Poznaniu. Parokrotnie gościliśmy w gminie Oława, a naszymi opiekunami byli Józef Pyżyk, kierownik zespołu „Porębiok” i ksiądz kanonik Stanisław Draguła. Dwukrotnie śpiewaliśmy na Górze Kalwarii, w kościele Wieczerzy Pańskiej pw. Opatrzności Bożej na Mariankach, na uroczystych nabożeństwach ku czci Sługi Bożego Stanisława Papczyńskiego, którego grób znajduje się w tej świątyni... Będąc tam zaoferowano nam pielgrzymkę do sanktuarium maryjnego w Licheniu” – z sentymentem wspomina Drutel.

W rodzimej parafii

Gdy w grudniu 1988 r. w Rudominie zmarł organista Ignacy Raudo, pan Jan przybył na zaproszenie proboszcza parafii rudomińskiej ks. Juozasa Urbonasa, by pełnić posługę organisty. I pozostał do dziś dnia. Gra podczas nabożeństw w języku polskim i litewskim, który zna też doskonale, nie sprawia mu więc trudności kierowanie i chórem litewskim.

Tak jak i w kościele Ducha św. cieszy się uznaniem i szacunkiem chórzystów, a z niektórymi łączą ich przyjacielskie stosunki. Pomimo że los mocno go doświadczył – utracił małżonkę, później syna, a i zdrowie szwankuje – nie upadł na duchu. Nadal pozostał takim, jakim był zawsze: życzliwym i otwartym do ludzi.

Wielkie wymagania

Organy pojawiły się w Europie w VII wieku, w Anglii. Papież Witalian I pozwolił na używanie organów w liturgii.

Słowo organista pochodzi od greckiego „organoedos”, czyli jest to osoba, grająca na instrumencie. Wraz ze wzrostem liczby organów w kościołach, organiści zaczęli pełnić, prócz gry organowej, funkcję nauczycieli muzyki. Organistom od samego początku stawiano wielkie wymagania: miał być człowiekiem zacnym, cieszącym się dobrymi obyczajami, doświadczonym pod względem sztuki organowej. Synod Archidiecezji Wileńskiej w 1931 r. stwierdził, że organistą może być tylko katolik praktykujący i odpowiednio wykształcony. Od organisty wymagano poprawnej umiejętności pisania po polsku, płynnego czytania po łacinie, znajomości kalendarza liturgicznego, układu brewiarza, mszału, części Mszy św., Jutrzni, Nieszporów, liturgicznych tekstów żałobnych. Wielu wybitnych kompozytorów było organistami, wśród nich Johann Sebastian Bach i Stanisław Moniuszko.

Jan Lewicki

Na zdjęciu: Jan Drutel już 22 lata pełni posługę organisty w rudomińskim kościele MB Dobrej Rady.
Fot.
autor

<<<Wstecz