Polacy z Wileńszczyzny między „Sprawiedliwych wśród narodów świata”

„To tylko zwykły ludzki obowiązek - pomoc bliźniemu“

Przed miesiącem Stanisław Olszewski, wilnianin, pracownik polsko-litewskiej firmy „Relpol” był uczestnikiem niecodziennego wydarzenia: w imieniu mamy i babci odebrał w Jerozolimie nagrodę, przyznawaną przez Izrael „Sprawiedliwy wśród narodów świata”. Za kilka tygodni podobne odznaczenie otrzyma w Wilnie jego ciocia Józefa Mikulska.

Kiedy słucha się opowieści pana Stanisława mimowolnie powstaje pytanie, czy dzisiaj ludzie zastanawiają się nad takimi cechami, jak bezinteresowność, szacunek, współczucie, odpowiedzialność. Wojna dla wielu była okazją do zdania egzaminu z „ludzkości”, że daleko nie wszyscy sprostali temu zadaniu, wiemy z dokumentów historycznych, czy też zeznań świadków…

– Jest takie miasteczko Szarkowszczyzna, powiat wileński, przedwojenna Polska, w którym znajdował się majątek Horodyszcze – tak swą opowieść zaczyna Stanisław Olszewski, opowiadając o swoim dziadku Justynie Olszewskim, który był szlachcicem herbu „Ślepa Wrona”. – Dzisiaj po dziadku należałoby mi się 60 ha ziemi, niestety, ale dawny majątek dziadka znajduje się na terytorium obecnej Białorusi i nie mam szans na odzyskanie ojcowizny.

W sąsiedztwie Horodyszcz w majątku Brogino mieszkała rodzina Żydów Nomkinów, którzy mieli 13 dzieci. Olszewscy przyjaźnili się z sąsiadami. Pan Justyn często gościł u siebie głowę rodu Nomkinów. Na początku wojny dziadek pana Stanisława zmarł, pozostawiając żonę Teodorę z pięciorgiem dzieci: najstarszą Anną (mamą Stanisława Olszewskiego), Kazimierzem, Janiną, Piotrem i Józefą.

Tuż po okupacji Kresów Wschodnich przez Niemcy latem roku 1941 w miejscowości rozeszła się wieść, że w Szarkowszczyźnie Niemcy zakładają getto. Wtedy to do Teodory przyszedł jeden z rodzeństwa Nomkinów – Hirscha z zapytaniem, czy, gdyby udało się im zbiec, nie przechowaliby ich u siebie. Czym to groziło, pani Teodora doskonale zdawała sobie sprawę, tym niemniej zdecydowała się na udzielenie pomocy rodzinie żydowskiej.

Mieszkaniem stodoła i łaźnia

W roku 1942 rozpoczęła się likwidacja getta w Szarkowszczyźnie: Niemcy sprowadzili z Wilna żołnierzy Saugumy, którzy rozstrzelali Żydów. Rodzeństwu Nomkin: Martinowi, Hirschowi, Yehudzie, Yehudith i Ester udało się uciec i dotrzeć do Olszewskich, u których się schronili. U polskich przyjaciół przebywało 8 osób, oprócz rodzeństwa Nomkinów, żona Martina – Bela, żona Hirschy – Michla oraz mąż Yehudith – Boris.

– Schron był zrobiony w stodole, jak się zachodziło do wnętrza, to nie można było niczego zauważyć – opowiada Stanisław Olszewski. – Nomkinowie znajdowali się w takim pomieszczeniu, że przez szczelinę w ścianie mogli obserwować drogę. Nie sposób było zostawić tyle osób bez jedzenia. Posiłki najczęściej nosiły dzieci Olszewskich, moja mama Anna, jej brat Kazimierz oraz siostra - Józefa.

Rodzina Nomkinów mogłaby spokojnie mieszkać u Olszewskich, gdyby nie fakt, że ktoś doniósł. Raz wójt gminy Metelica wezwał Annę Olszewską do siebie i dopytywał, czy aby nie chowają w zabudowaniach majątkowych Żydów. Anna udała, że nie wie, o co chodzi. Tym niemniej Olszewscy dla zabezpieczenia się przesiedlili Nomkinów do budynku łaźni, który znajdował się pod lasem. Wkrótce zjawili się faszyści, rozpoczęli dokładne sprawdzanie wszystkich zabudowań. W majątku zatrzymali się przez tydzień. W międzyczasie zechcieli sprawdzić również łaźnię, jednak Nomkinowie szczęśliwie się schronili na ciasnym strychu budynku, zaś Niemcy nie domyślili się tam zajrzeć.

Wydarzenia, których się nie zapomina

– Z ukrywaniem się w łaźni jest związane pewne wydarzenie, o którym wspominały moja mama i ciocia – opowiada Stanisław Olszewski. – Nomkinowie przez szczelinę zauważyli, że faszyści podążają w kierunku łaźni, wówczas schowali się na ciasnym strychu. Kiedy tak czekali na żołnierzy, najstarszy z rodzeństwa – Martin zauważył, że zostawili w dole talerz po jedzeniu. W ostatniej chwili skoczył po naczynie i… zdążył się ukryć. Niemcy pozostali jeszcze na noc, pilnowali, nad ranem odjechali. Pomimo wielkiego stresu, babcia nie odmówiła dalszej opieki Nomkinom, pozostawali jeszcze przez pewien czas w majątku.

Nomkinowie w majątku Olszewskich chronili się do początku lata 1943 roku. Gdy niebezpieczeństwo minęło, dołączyli do grupy partyzantów radzieckich i przebywali z nimi do końca wojny. Tylko Ester aż do wyzwolenia przebywała u rodziny Olszewskich.

Pan Stanisław snując opowiadania o swoich dziadkach, wspomina fakt, że babci bracia też ukrywali Żydów. – Michał Siedziukiewicz wraz z żoną Heleną i córką Aliną pomogli ukryć się braciom Peterowi i Davidowi Smuszkowiczom. Wynikła z tego nawet piękna historia miłosna – uśmiechając się tłumaczy Olszewski. – Peter zakochał się w Alinie, jednak przeszkodą w ślubie była religia. Po wojnie Peter wyjechał do Kanady, tam przyjął chrześcijaństwo i powrócił po ukochaną. Alina Siedziukiewicz wyszła za mąż za Petera, wyjechali do Kanady, gdzie wspólnie z Davidem i Peterem Silvermanem wydali swoje wspomnienia w książce „Victims to victors”.

– Z małżeństwa Aliny i Petera mam dwóch kuzynów trzeciego pokolenia – Adama i Bogdana, którzy po ojcu są Żydami. Tym niemniej narodowość w tradycji żydowskiej przekazuje się po matce, więc uważają się oni za Polaków – dodaje pan Stanisław, tłumacząc, że jedna gałąź ich rodziny ma żydowskie korzenie.

Po wojnie Nomkinowie przenieśli się do Wilna, dokąd sprowadzili Józefę Olszewską. Przed wyjazdem do Polski zostawili jej swoje mieszkanie, w którym mieszka do dzisiaj przy ulicy Daugiliszkiu (dawniej Słomianka).

Syn akowca

Anna Olszewska w Wilnie przebywała czasowo, po kilku latach powróciła na Szarkowszczynę, gdzie mieszkała do śmierci, i tam też jest pochowana. Na stałe w Wilnie zamieszkał dopiero jej syn Stanisław Olszewski, który też wznowił kontakty z Nomkinami.

– Noszę panieńskie nazwisko mojej mamy nieprzypadkowo – tłumaczy Stanisław Olszewski. – Mój ojciec Stanisław Tatarczuk był akowcem, służył w Brygadzie Brasławskiej. Już po wojnie w 1946 r. został przez NKWD rozstrzelany, pochowano go nad brzegiem rzeki, o miejscu pochówku wiedziała tylko mama, która od czasu do czasu odwiedzała grób ojca.

Pan Stanisław miał wówczas zaledwie kilka tygodni, nie pamięta więc ojca. Ksiądz proboszcz, by uchronić mamę i małego syna przed wywózką, spalił ich dokumenty, zaś Stanisława wpisał w metrykach z nazwiskiem rodowym mamy.

W Yad Vashem

Przed rokiem na Zjeździe Litwaków w Wilnie uczestniczył Grisza Levin (zięć Hirschy Nomkina), który namówił Stanisława Olszewskiego, by opisał całą historię i przekazał informacje do Yad Vashem. – Miałem to szczęście, że nie musiałem szukać żadnych świadków, bowiem żyje jeszcze Bela Nomkin – jedna z osób, które się chroniły u mojej babci. Żyje też jeszcze moja ciocia – Józefa Olszewska po mężu Mikulska. Słowa Beli były potwierdzeniem mego opowiadania, które znam od mamy i cioci – tłumaczy Olszewski.

W sierpniu na zaproszenie rodziny Nomkinów udał się wraz z żoną Ludwiką do Izraela na uroczystości zorganizowane przez Yad Vashem, gdzie są uhonorowani ci, którzy ratowali Żydów podczas holokaustu. 2-tygodniowy pobyt w Izraelu Olszewscy wspominają bardzo mile. Spotkali rodziny tych, których Teodora Olszewska chroniła przez około dwa lata. Wzruszające spotkanie było z jedyną żyjącą 90-letnią Belą Nomkin, która doskonale pamięta wydarzenia lat 1941-1942.

– Pobyt w Izraelu - to najlepszy nasz urlop, „zakochałem” się w tym kraju. Gościli nas potomkowie Hirschy Nomkina, jego córka Gita z mężem Griszą Levinem. Dzięki nim udało się nam dużo zwiedzić, odwiedzić wszystkie ważne i święte dla chrześcijan miejsca – opowiada pan Stanisław.

Dumni z polskości

Wiele słów wdzięczności, łez wzruszenia, opowiadań i wspomnień odbyło się podczas ceremonii wręczenia odznaczenia „Sprawiedliwy wśród narodów świata”. Zostało ono przyznane śp. Teodorze Olszewskiej oraz jej dzieciom Kazimierzowi i Annie. W imieniu ich imieniu dyplom odebrał Stanisław Olszewski.

Jak opowiada pan Stanisław, uroczystości były tłumaczone na język polski, w synagodze i sali muzeum Yad Vashem były flaga Izraela i Polski. – Jestem dumny z polskich akcentów podczas święta. Przecież wydarzenia odbywały podczas wojny, na terenach II RP i to polska rodzina uratowała Żydów. To jest bardzo ważne szczególnie teraz, gdy na świecie próbuje się zatuszować prawdę, atakując Polaków, mówiąc np. o polskich obozach zagłady Żydów – tłumaczy Olszewski.

Pan Stanisław od pierwszych lat działał w kołach ZPL. Dzisiaj należy również do Stowarzyszenia Techników i Inżynierów Polskich na Litwie.

Obowiązek, nie bohaterstwo

– Jeśli ktoś ratuje życie jednemu człowiekowi, to tak, jakby ratował cały świat, a Olszewscy uratowali aż 8 ludzi – takie słowa padły podczas uroczystości w Jerozolimie. Pani Józefa Mikulska z domu Olszewska też wkrótce zostanie odznaczona tytułem „Sprawiedliwego wśród narodów świata”. Z powodu jej wieku (ma ponad 80 lat) nie była w stanie wyjechać do Jerozolimy. Tym niemniej Yad Vashem przyznało i jej odznaczenie. Zostanie ono wręczone już wkrótce w Wilnie, bowiem tutaj zarząd Yad Vashem postanowił zorganizować święto i nagrodzić osobę, która przyczyniła się do ratowania Żydów od zagłady.

„Wszystko, co zrobiliśmy Nomkinom, uczyniliśmy nie oczekując żadnej nagrody. Wykonaliśmy tylko zwykły ludzki obowiązek: pomoc bliźniemu, który znalazł się w potrzebie” – tak uważa pani Józefa, nie rozumiejąc do końca, po co wokół jej osoby aż tyle zamieszania.

Teresa Worobiej

Na zdjęciach: Stanisław Olszewski w synagodze w Yad Vashem; wzruszającym było spotkanie z Belą Nomkin, jedyną jeszcze żyjącą z 8 osób, które się uratowały w majątku Olszewskich.
Fot.
archiwum rodzinnego

<<<Wstecz