Kolejny atak na „polskie” samorządy w wykonaniu posła Songaily & Co
O litewskości, skarpetach i frontach
Samorządy na Wileńszczyźnie, w których rządzi Akcja Wyborcza Polaków na Litwie, zostały kolejny raz zaatakowane za rzekome nagminne łamanie prawa, ignorancję decyzji sądowych, zbyt wielkie uprawnienia i samodzielność.
Uczestnicy konferencji prasowej, zorganizowanej przez znanego z antypolskich nastrojów prawicowego posła Gintarasa Songailę w ostatnim dniu czerwca w gmachu Sejmu RL, narzekali ponadto na zbyt wielkie swobody, jakie daje ustrój demokratyczny, przebąkiwali o wprowadzeniu bezpośredniego zarządzania i z nieskrywaną tęsknotą mówili o czasach rządów autorytarnych.
Tym razem Songaila wraz ze swym kolegą z ławy poselskiej Rytisem Kupčinskasem zaprosili do sali konferencyjnej parlamentu czołowych bojowników o litewskość, prawdziwych „patriotów” nie tylko z kraju, ale i z zagranicy. Tę ostatnią reprezentował ponad 90-letni przewodniczący Związku Litwinów Wileńszczyzny na Wychodźstwie (ZLWW) Bronius Saplys (Związek obchodzi 60-lecie działalności i właśnie temu miała być poświęcona konferencja).
„Polska wiara” i „chamska mowa”
Już na wstępie sędziwy działacz Związku podkreślił, że jego organizacja od lat współpracuje ze Stowarzyszeniem „Vilnija” i jest zachwycony jego działalnością. Pochwalił się też, że podczas spotkania z ministrem spraw zagranicznych Litwy Audroniusem Ažubalisem, które miało miejsce w maju br. w Kanadzie, zapytał go, jak się mają sprawy ze strategicznym partnerem. „Jakim?” – miał zapytać minister.
– „Polską wiarą” i „chamską mową” – odpalił Saplys. Chełpił się tym, że minister jego określenie na temat historycznych i wiekowych więzów pomiędzy Polską i Litwą nazwał „interesującym spostrzeżeniem”. Emigrant-patriota zwrócił też uwagę, że na Litwie zbyt rozpowszechnione są nazwiska-hybrydy, czyli takie, które mają rdzeń litewski, a końcówki słowiańskie. Podobnie, jak w swoim czasie Songaila, zaczął straszyć Kartą Polaka, która, w jego mniemaniu, kontynuuje dzieło „polskiej wiary”, a innymi słowy podtrzymuje polskość i stawia tamy litewskości.
Miotał gromy na radnych rejonu trockiego i pomysłodawców uwiecznienia imienia tragicznie zmarłego prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Tym pierwszym „dostało się”, że zgodzili się na nadanie szkole w Starych Trokach – kolebce litewskości! im. prof. Andrzeja Stelmachowskiego, tym drugim zaś wytknął, że dopuszczają precedens napisania nazwiska Kaczyńskiego w oryginalnej wersji, a przecież „zły przykład jest zaraźliwy”.
Podpisanie Traktatu polsko-litewskiego, w ocenie przewodniczącego ZLWW, było błędem, bo nie wymuszono na Polsce przeprosin za okupację Wileńszczyzny, chociaż okazja ku temu była, bo rzekomo Polakom bardziej na tym zależało.
Atak na liberałów
Następnie krewki staruszek dokonał krótkiej oceny litewskiej sceny politycznej: skarcił socjaldemokratów, bo w ogóle nie mają programu gospodarczego, a w czasie swych kilkuletnich rządów myśleli tylko o własnej kieszeni. Najbardziej ostro zaatakował jednak liberałów, bo, po pierwsze, nie wiadomo kim są, a po drugie, zadają się z Akcją Wyborczą Polaków na Litwie! Obywatelom całej Litwy zarzucił pasywność, w wyniku czego do Europarlamentu trafili Polak, Rosjanin i skompromitowany prezydent.
Na zakończenie zaś nestor walki o litewskość na Wileńszczyźnie powiedział: „Nie utraciliśmy więzów z Ojczyzną – pijemy piwo „Svyturys”, jemy ser z Rakiszek, nosimy litewskie skarpety, a tymczasem rząd Litwy nie ma jasno określonej polityki względem wychodźstwa”.
„Vilnija” głowi się nad odpowiedzią
Kazimieras Garšva, przewodniczący „Vilniji”, nie bez dumy stwierdził, że jego organizacja kontynuuje dzieło przedwojennych organizacji litewskich i też obchodzi jubileusz – 20-lecia działalności.
Przy okazji przypomniał też, że w tym roku przypadają 90. rocznice podpisania umowy o granicach z Rosją i suwalskiej z Polską. Ta ostatnia została po dwóch dniach złamana, a skutki jej pogwałcenia są odczuwane i nie są zlikwidowane do dziś. Poinformował też, że „Vilnija” szykuje odpowiedź na oświadczenie 84 europarlamentarzystów w sprawie poszanowania praw mniejszości narodowych na Litwie, bo „odpowiedzieć trzeba”.
Jedne zdejmowane, inne zawieszane
Jurgis Jurkevičius, pełnomocnik rządu na powiat wileński, uspokajał zebranych, że walka z dwujęzycznymi tabliczkami z nazwami ulic toczy się na całego i jego zastępca jeździ po rejonie wileńskim i fotografuje, gdzie są zawieszone. Stwierdził z ubolewaniem, że jedne tabliczki są zdejmowane, inne zawieszane. Odżegnał się natomiast od dwujęzycznych tabliczek na autobusach, bo tymi sprawami ma zajmować się Państwowa Inspekcja Języka Litewskiego.
Na pytanie, czy zakończona została sprawa na temat pogróżek skierowanych pod jego adresem, odpowiedział, że mimo tego, iż sam był pracownikiem prokuratury, nikt go o przebiegu sprawy nie informuje.
Dokonując podsumowania konferencji, poseł Songaila sytuację na Wileńszczyźnie i walkę o litewskość porównał do frontu, na którym z jednej strony są patriotycznie nastrojone siły z konserwatystami na czele, a po przeciwległej stronie są: AWPL, wspierana naciskami sąsiedniego państwa oraz niezorientowani liberałowie.
Zygmunt Żdanowicz
Od autora: Zazwyczaj anonse konferencji są krótkie i zwięzłe. Zapowiedź tej konferencji była rozbudowana, z wyjaśnieniami, dodatkowymi informacjami o zagrożeniach dla litewskości na Wileńszczyźnie itd., ale mimo usilnych starań organizatorów nie wzbudziła ona większego zainteresowania wśród braci dziennikarskiej mimo sezonu ogórkowego. Trzeźwo myślący ludzie mają dość ciągłego jątrzenia, przywoływania zaszłości, podziału na fronty i trwania w stanie niekończącej się wojny. Zdrowy rozsądek podpowiada, że to powinno być zmiecione i wyrzucone do lamusa historii. Jesteśmy w Unii Europejskiej, gdzie od dawna obowiązują sprawdzone i wdrożone w praktyce standardy w kwestii praw mniejszości narodowych. Wystarczy się do nich dostosować i wiele konfliktów zostanie zażegnanych już w zarodku. Szkopuł jednak polega na tym, czy ludziom pokroju Songaily, Kupčinskasa, Garšvy i Saplysa na tym tak naprawdę zależy.