Rodzina azylem miłości Boga i bliźniego

„Dobrych, pogodnych, zdrowych, RODZINNYCH świąt” – takie i inne życzenia wciąż słyszymy łamiąc się opłatkiem ze współpracownikami, kolegami, znajomymi. Jedni drugim życzymy rodzinnej atmosfery, ciepła rodzinnego na święta, ponieważ bożonarodzeniowe święta kojarzą się nam, jak żadne inne, z rodzinnym gronem, wśród osób nam najbliższych, kochanych… Tym niemniej nasuwa się wniosek, że skoro składamy takie życzenia, to widocznie na co dzień brakuje nam tej rodzinnej atmosfery.

Czy rzeczywiście tak powinno być, że we współczesnej rodzinie brak czasu dla siebie nawzajem, zaś wieczory w gronie rodzinnym są zastąpione telewizją bądź Internetem?.. Rozmawialiśmy o tym z rodzicami sześciorga dzieci Wiesławą i Zbysławem Bogdanowiczami, którzy, decydując się na tak liczną, dzisiaj powiedzielibyśmy „nietradycyjną” rodzinę, z przekonaniem twierdzą, że każde z dzieci jest największym darem Nieba. Dzięki zaangażowaniu Zbysława w Stowarzyszeniu „Quo vadis” do Wilna zawitał ksiądz Stefan Ceberek, który na rekolekcje zgromadził tłumy wileńskich rodzin.

W 10 lat – 6 pociech

Wiesława i Zbysław już 11 rok są po ślubie. Kiedy zapytuję Wiesię, czy, wychodząc za mąż, myślała o tak licznej rodzinie, otwarcie przyznaje, że nie. Ku licznej rodzinie skłaniał się bardziej mąż. „Zbyszek od początku powtarzał, że chce mieć liczne potomstwo, ale nikt nie traktował tego poważnie – z uśmiechem wspomina Wiesława. – Nasi rodzice upominali nas, byśmy przynajmniej jedno dziecko wychowali, a tu po 10 latach małżeństwa Bóg obdarzył nas sześcioma pociechami”.

Oboje małżonkowie pochodzą z nielicznych rodzin, tym niemniej wychowali się w atmosferze religijnej. Na lata ich dorastania przypadły pierwsze lata wolności kraju, a tym samym wolności religijnej. Do kościoła pw. Ducha Świętego przybyli ojcowie dominikanie, którzy rozpoczęli działalność wśród wileńskiej młodzieży, zakładając duszpasterstwo zwane „Rodzinką dominikańską”. „Właśnie ukształtowanie się świadomości religijnej zawdzięczam „Rodzince” – tłumaczy Wiesia, dodając, że z kościoła wyniosła pojęcie, że w życiu na pierwszym miejscu ma być Bóg.

„Wychowuje nas różaniec”

Duża, kochająca się rodzina; niektórzy znajomi po odwiedzinach u nich twierdzą, że wszystko tutaj się układa „jak z płatka”. Tymczasem oboje rodziców przyznaje, że nie jest to takie proste. Były obawy, wątpliwości, czy wszystko pomyślnie się ułoży. „Starsze dzieci jeszcze małe, a kolejne w drodze – opowiada Wiesia. – Muszę jednak przyznać, że wiele zależy od pozytywnego nastawienia do życia. Tym bardziej, że mamy dobre warunki: rodzice zostawili nam 3-pokojowe mieszkanie, w wychowaniu dzieci, szczególnie tych pierwszych pomagała moja babcia, która i teraz, jak trzeba, to wyręczy”. Zresztą małżonkowie twierdzą, że ich rodzinne szczęście zawdzięczają właśnie modlitwom i przykładowi babć i dziadków z obu stron. „Gdy ktoś mnie zapyta, kto jest moim ideałem życiowym, zawsze powtarzam, że mój dziadek – opowiada Zbysław. – Wychował siedmioro dzieci, z których każdy wyrósł na porządnego człowieka”.

Do religijnego wychowania swoich pociech rodzice przywiązują wielką wagę, starając się im przekazać wartości od wieków pielęgnowane w Kościele. W tym roku szkolnym Łukasz szykuje się do I Komunii św., cała rodzina jest więc szczególnie zaangażowana w to przygotowanie. Siedmioletni Mateusz dopiero rozpoczął naukę, jak i starsze rodzeństwo w Szkole Podstawowej im. Jana Pawła II. Łukasz i Mateusz posługują do Mszy św. w parafii bł. Jerzego Matulewicza. Chętnie się angażują w szkole w zajęcia pozalekcyjne. Najstarsza Małgorzata, 5-klasistka dobrze sobie radzi w szkole. Młodszy o dwa lata Łukasz – to typ prawdziwego lidera, który cieszy się autorytetem wśród rówieśników.

W domu przy mamie pozostaje troje najmłodszych: 5-letnia Maria, która szczyci się, że ma za patronkę Matkę Bożą Ostrobramską, 3-letni Bogumił, imię wybrane na podstawie lektury M. Dąbrowskiej „Noce i dnie”, oraz najmłodsza 1-roczna Krystyna. „Teraz, gdy oglądam się wstecz, widzę, jak szybko zleciało te 10 lat – zauważa Wiesia. – Mamom, które narzekają na kłopoty z maluchami, często powtarzam, by się cieszyły tym, co mają teraz, gdyż te przedszkola, początkówki szybko przemijają i dzieci dorastają, chcą być niezależnymi od rodziców. I choć każdy wiek posiada swoje walory, to maluchy są najbardziej pocieszne i oddane rodzicom”.

„Nie zabieramy dzieciom dzieciństwa”

Oczywiście, jak to w rodzinie, szczególnie w tak dużej, są swoje kłopoty: niewyspane noce, dzieci i porozrabiają, i pokrzyczą, i pokłócą się. Na to wszystko oboje małżonkowie mają jedną radę: różaniec. „To wspólna modlitwa, zawierzenie Bogu nas wychowuje” – dodają z powagą, ubolewając, że w dzisiejszym świecie są czasem traktowani jako „chorzy”.

Zbysław przyznaje, że często ma do czynienia z kąśliwymi uwagami, że rodziny wielodzietne są brzemieniem dla państwa, bo zdane wyłącznie na wsparcie socjalne. Z danych statystycznych wynika jednak, że na Litwie jest 40 tys. rodzin wielodzietnych, wśród których tylko 7 proc. – to rodziny z tzw. marginesu społecznego; z kolei wśród rodzin, gdzie się chowa jedno bądź dwoje dzieci, aspołecznych jest więcej. Natomiast 250 tysięcy małżeństw na Litwie nie doczekało się w ogóle potomstwa. Kto więc po kilkudziesięciu latach będzie dla państwa ciężarem? – retorycznie zapytuje ojciec rodziny, zaznaczając, że już dzisiaj powstaje problem z emeryturami.

Pytam też rodziców, czy nie spotkali się z zarzutami, że zabierają dzieciom dzieciństwo. W tak licznej bowiem rodzinie mimowolnie starsze dzieci muszą pomagać rodzicom, zajmując się młodszymi. Ojciec rodziny jednak zapytuje, czy kształtowanie w dzieciach odpowiedzialności, obowiązkowości można określić „zabieraniem dzieciństwa”?. „Niektórzy wśród znajomych zarzucają mi bezmyślność, że nie myślę, jak te dzieci wykształcić, zapewnić im dobrobyt, studia – kontynuuje głowa rodziny. – Wiem, że w Połukniach jest rodzina licząca 17 dzieci. Mój kolega mieszka obok nich i zadałem mu pytanie, jak oni sobie radzą? Usłyszałem w odpowiedzi, że uczą się bardzo dobrze, a starsi w życiu też sobie poradzili. Być może nie wszystkie moje dzieci skończą studia, ale z Bożą pomocą na pewno poradzą w życiu”. Z dumą też dodaje, że jego dzieci w klasie każdego roku najczęściej wyjeżdżają na wakacje, kolonie do Polski. W okresie świąt bożonarodzeniowych mają tyle imprez świątecznych i prezentów, że wystarczyłoby dla drugiej szóstki. Przyznaje też, że sami nigdzie się nie wpraszają, po prostu ich wszędzie zapraszają.

Dobra rodzina – dobre społeczeństwo

Zdawać by się mogło, że w tak licznej rodzinie czasu musiałoby starczać tylko na zapewnienie sobie i dzieciom w miarę przyzwoitego bytu. A okazuje się, że Zbysław od lat jest zaangażowany do działalności w stowarzyszeniu, którego celem jest obrona życia poczętego. Stowarzyszenie działa od roku 1998, jego założycielka Łucja Domańska przed kilkoma laty prezesostwo przekazała Zbysławowi, który zatroszczył się o status prawny istniejącej od roku organizacji oraz zmieniając nazwę na „Quo vadis”. „Taka nazwa – to moja inicjatywa, gdyż lektura sienkiewiczowska jest mi bardzo bliska z racji na to, że przekazuje dla naszego polskiego społeczeństwa wartości budujące” – mówi ojciec rodziny, dodając, że – członkowie stowarzyszenia starają się stawiać pytanie „Dokąd idziesz?” całej naszej społeczności.

Jak podkreśla Zbysław, celem stowarzyszenia jest uświadomienie społeczności, by stawała w obronie życia poczętego. „Kiedy zacząłem zadawać sobie pytanie, dlaczego w rodzinie poczęte jest niechciane dziecko, dlaczego matki rozważają, czy zachować życie dziecka, czy też nie, dlaczego w kraju jest taka a nie inna (lepsza) polityka prorodzinna, to doszedłem do wniosku, że odpowiedzi na te pytania trzeba szukać w rodzinie” – dzieli się swoimi spostrzeżeniami Zbysław. – Należy więc zadbać, by rodziny były otwarte na życie, dzięki czemu uda się uchronić tę, zagrożoną dzisiaj instytucję”.

Stowarzyszenie sprowadza materiały i filmy o tematyce chrześcijańskiej, prorodzinnej. Jego staraniem zostały wydane dwie książki: świadectwo trafionej przez piorun Glorii Polo oraz wizje Cataliny Rivas dotyczące tajemnicy Mszy św. Dzięki zaangażowaniu członków stowarzyszenia do Wilna już po raz drugi przybył z rekolekcjami ks. Stefan Ceberek. Głoszone przez niego rekolekcje przyciągnęły wielu do kościoła św. Rafała, co jest dowodem, że na Wileńszczyźnie nie brakuje chętnych słuchania Słowa Bożego i deklarujących się żyć według Dekalogu.

„Mnie z kolei zależy, by pokazać innym, że można żyć w przyjaźni z Bogiem, zgodnie z własnym sumieniem. Na różne sposoby staram się głosić wartości tradycyjnej katolickiej rodziny, bo tylko w takiej wychowamy dobre społeczeństwo” – podkreśla Zbysław.

Teresa Worobiej

Na zdjęciu: tak licznej gromadki nie straszą życiowe burze i kryzysy; „w naszej rodzinie oprócz dzieci mieszkają też ich Aniołowie Stróżowie, więc ochronę mamy zapewnioną” – uważa tata rodziny.
Fot.
autorka

<<<Wstecz