Emigracja zarobkowa wzrasta w szybkim tempie
Zostawić Wilno, dziewczynę i psa
„ogólne sorry, wybaczcie, good by
muszę za chwilę opuścić mój kraj”
– śpiewał zespół „Lady Pank”, a co nucą w samolotach, pociągach, autokarach mieszkańcy naszego kraju, którzy w ostatnich latach masowo wyruszali za granicę w poszukiwaniu pracy, godziwych zarobków i lepszego życia? Obecnie mamy do czynienia z kolejną falą emigracji. Przybrała ona takie rozmiary, że zaniepokojeni patrioci zaczęli straszyć: jeżeli utrzyma się ona na takim samym poziomie za 135 lat Litwa zniknie z mapy świata... z powodu braku obywateli.
Przez kraj przetacza się kolejna fala emigracji zarobkowej – obywatele Litwy masowo uciekają przed kryzysem, bezrobociem, biedą i brakiem perspektyw.
Według danych Departamentu Statystyki, od stycznia do października br. wyjazd z kraju zadeklarowało 18 255 osób i jest to największa liczba emigrantów za ten okres w porównaniu z poprzednimi latami po odzyskaniu przez Litwę niepodległości (w 2008 r. – 17 015 osób). Jednak prawdziwa liczba emigrujących jest o wiele większa, bo, jak twierdzi wiceminister ochrony społecznej i pracy, Audra Mikalauskaite, oficjalnie wyjazd deklaruje tylko dwie trzecie wyjeżdżających. Wielu emigruje, nikogo o tym nie informując.
Wyjeżdżają z nadzieją, marzeniami, oczekiwaniami, ale również z desperacji, konieczności, musu. Ilu emigrantów, tyle różnych losów.
Mirosław B. z żoną Beatą (imiona zostały zmienione) oraz kilkuletnim dzieckiem w Londynie mieszkają już kilka lat. Wyjechali, bo musieli zarobić na własny dom. Mirosław zatrudnił się na budowie, a Beata opiekuje się córeczką. (Nianie oraz całodzienne przedszkola są bardzo drogie, a wedlug brytyjskich ustaw dziecka w wieku do 12 lat nie wolno zostawić samego w domu). „Jak i większość, jechaliśmy tylko na kilka lat, ale te kilka lat zazwyczaj przedłuża się do kilkunastu. Wracać teraz nie ma sensu – na Litwie panuje straszny kryzys i trudno o pracę. Gdyby nawet jakieś zatrudnienie się znalazło, to nie wiem, czy dałoby się utrzymać całą rodzinę” – rozważała Beata, dodając, że kryzys odczuwa się również w Anglii, ale nie tak dotkliwie jak na Litwie. Są zmniejszane zarobki, ale nie tak mocno, jak w naszym kraju. Zbankrutowało wiele sklepów, ale państwo pomaga bezrobotnym, stwarzając im nowe miejsca pracy w innych sklepach. A jeżeli ktoś mało zarabia, to państwo go wspiera, opłacając nawet do 50 proc. kosztów utrzymania mieszkania i z tego wsparcia, jak powiedziała Beata, korzysta wielu ludzi.
Wyspiarze jedzą w restauracjach
Na pytanie, czy można obecnie zarobić, odpowiedziała, że kto wyjechał do Anglii przed 10 laty, to na pewno zarobił. Stwierdziła jednak, że teraz pracy jest o wiele mniej. „Znajomi przyjeżdżali popracować na sezon, ale teraz nawet nie próbują, bo nie mają szans aby coś znaleźć” – ze znawstwem rzeczy twierdziła Beata. „Coraz trudniej zarobić, bo wynagrodzenia są mniejsze i wszystko drożeje. Jeżeli przed 5 laty można było przeżyć za 15-20 funtów w tydzień, teraz trzeba dwa razy tyle” – opowiadała Beata, która na jedzenie dla trójosobowej rodziny w ciągu tygodnia wydaje ok. 50 funtów. „Anglicy nie rozumieją, jak można za takie pieniądze przeżyć. Ale nam wystarcza, ponieważ obiady gotujemy w domu. Brytyjczycy natomiast codziennie jedzą w restauracjach lub kupują w sklepach gotowe dania, które w domu tylko odgrzewają” – mówiła rozmówczyni.
Mniej ofert pracy
To, że obecnie jest mniej ofert pracy w Wielkiej Brytanii, potwierdziła Jurgita Morkuniene z agencji pośrednictwa pracy „Addus”. „Jesienią ubiegłego roku zatrudniliśmy więcej osób w porównaniu z tym samym okresem bieżącego roku. Obecnie większość zgłaszających się do nas ludzi do pracy za granicą planuje wyjechać po Nowym Roku, ponieważ święta chce spędzić wspólnie z rodziną” - mówiła Morkuniene. Dodała, że w fabrykach i rolnictwie zapanował tzw. martwy sezon, a ożywienie nastąpi dopiero wiosną. Więcej ofert pracy jest natomiast w sferze hotelarskiej i najczęściej w hotelach i restauracjach pracuje młodzież, ponieważ dobrze zna język angielski. Stwierdziła również, że na rynku pracy w Wielkiej Brytanii odczuwa się już stabilizację.
Anglia istnieje dzięki emigrantom?
Emigranci z Europy Wschodniej są cenieni na angielskim rynku pracy. Beata żartuje nawet, że Anglia istnieje dzięki pracy przyjezdnych. „Bo Anglik nie będzie się śpieszył. Lubi sobie odpocząć i porozmawiać przez telefon. A emigranta można poganiać i wyciskać z niego ostatnie soki za te same pieniążki” – opowiadała rozmówczyni, podkreślając, że nasi rodacy są jednak bardzo cenieni za pracowitość i staranność.
Beata zauważyła, że wielu naszych rodaków stara się jednocześnie uczyć: uczęszcza na kursy angielskiego, do różnych zawodówek, uczelni, ponieważ świadectwa i dyplomy pomagają znaleźć lepszą pracę. A pracować najlepiej u Anglika, bo lepiej płaci, niż, na przykład, „swoi”.
Z Litwy, więc Litwin
A jak Polacy z Wileńszczyny są odbierani za granicą? Beata stwierdziła jednoznacznie, że są tutaj Litwinami. „Pochodzisz z Litwy, więc jesteś Litwinem” – tak rozumują Anglicy. Im trudno wytłumaczyć, że jesteśmy Polakami z Litwy” – mówiła. Dodała, że dla polskich emigrantów też są Litwinami i często pytają, skąd tak dobrze znamy język polski.
To, że język ojczysty jest bardzo ważny, stwierdziły wychowawczynie angielskiego przedszkola, do którego już kilka miesięcy uczęszcza córeczka Mirosława i Beaty. Dziecko nie zna jeszcze angielskiego, ale przedszkolanki uspokoiły młodą mamę, twierdząc, że jeżeli córka swobodnie rozmawia w swoim języku ojczystym, to szybko nauczy się także angielskiego. Radziły też, aby dziecku czytać książki, opowiadać bajki w języku ojczystym. W soboty natomiast jedyna pociecha Mirosława i Beaty chodzi do litewskiej szkółki. „To jest świadomy wybór, ponieważ kiedyś wrócimy na Litwę, więc dziecko powinno znać litewski” – stwierdziła Beata.
„Jesteśmy obcy”
Zapytana, jak miejscowi ustosunkowują się do emigrantów, Beata odpowiedziała, że bywa różnie: jedni są mili, a drudzy traktują z wysoka. Początkowo mieszkali w biednej dzielnicy, w której prawie każdy był przybyszem, więc wszyscy byli równi, każdy się witał, uśmiechał, pytał, jak sprawy, co słychać. „Teraz przenieśliśmy się do dzielnicy bardziej angielskiej i tutaj odczuwamy, że jesteśmy obcy. Anglicy rozmawiają tylko ze swymi znajomymi. Spotkasz sąsiada gdzieś na mieście, to głowę odwraca. Im bardziej angielska dzielnica, tym bardziej czujemy się białymi wronami. Jesteśmy obcy i takimi zostaniemy” – z zatroskaniem skonstatowała Beata, dodając, że gdy wróci na Litwę, to nie będzie tęsknić za Anglią.
By coś zarobić
Emigracja zarobkowa – jedyny ratunek przed biedą? Według Departamentu Statystyki w III kwartale br. stopa bezrobocia na Litwie stanowiła 13,8 proc. Specjaliści prognozują, że w następnym roku wzrośnie do 15,6 proc. W odróżnieniu od poprzednich lat, obecnie ludzie decydują się na pracę za granicą nie w celu zarobienia większych pieniędzy, ale by cokolwiek zarobić.
„Chętnych do podjęcia pracy za granicą mamy coraz więcej. Zmniejszyła się natomiast liczba ofert pracy. Mniejsze jest zapotrzebowanie zarówno na wykwalifikowaną siłę roboczą, jak i niewykwalifikowaną” – powiedziała Ginta Ališevičiute, specjalistka wileńskiej Giełdy Pracy. Stwierdziła, że ostatnio oprócz ludzi młodych na pracę za granicą decyduje się coraz więcej ludzi w starszym wieku (od 50 lat). „Tutaj pracy nie znajdują. Do emerytury jeszcze daleko, więc, nie mając innego wyboru, szukają zatrudnienia za granicą” – mówiła Ališevičiute, dodając, że dla wielu podstawową przeszkodą w znalezieniu pracy za granicą jest nieznajomość języka.
„Miałem szczęście”
Nauczyć się angielskiego i przy okazji zarobić – taki cel przyświecał wilnianinowi Andrzejowi Aleksiukowi, który ok. 3 lat spędził w Irlandii. Andrzej bardzo się cieszył, że trafił do małego miasteczka, w którym nie było rodaków. Obcował tylko z Irlandczykami i dzięki temu szybko się nauczył języka. „Po angielsku umiałem tylko się przywitać, ale po upływie pół roku język opanowałem. Jednak sporo to mi kosztowało – schudłem 17 kg” – żartował Aleksiuk, który pracował rzeźnikiem oraz sprzedawcą w sklepiku w niedużym miasteczku na północy Zielonej Wyspy. Dzięki swej pracowitości i sumienności szybko „zapracował” na szacunek i zaufanie miejscowych, których określił jako życzliwych, spokojnych, cieszących się życiem, rodzinnych, szanujących starszych. „Przynajmniej tacy są ludzie wiejscy, bo mieszkańcy dużych miast na pewno są inni” – opowiadał Andrzej, dodając, że nawet stojąc w kolejce, Irlandczycy są spokojni, nie narzekają, nie irytują się, nawet gdy sprzedawca trochę marudzi. Nawiązał wiele przyjaźni, które trwają do dziś. „Miałem szczęście” – stwierdził. Jedyne, co go gnębiło, to tęsknota do bliskich, rodziców i przyjaciół. Wrócił na Litwę, bo chciał studiować. Jednak po powrocie do kraju, musiał od nowa adaptować się do naszych realiów, gdzie ludzie są zazdrośni, źli, nerwowi, a państwo całkowicie nie szanuje i nie dba o swych obywateli. „Studia magisterskie planuję kontynuować w Anglii” – postanowił Andrzej.
Młodzież ucieka
Obecnie litewska młodzież coraz częściej za granicę wyrusza nie tylko pracować, ale i na studia. Specjaliści alarmują – coraz więcej młodych ludzi opuszcza nasz kraj. Według statystyki, litewscy emigranci są jedni z najmłodszych w Europie. Przyczyną tego jest w szybkim tempie rosnące bezrobocie wśród młodzieży. Według Departamentu Statystyki w III kwartale br. bez pracy było 53 tys. osób w wieku do 25 lat.
Brak pracy – to podstawowa przyczyna, z powodu której dwudziestoparoletni bracia z podwileńskiej wsi, Piotr P. i Jarosław P. zamierzają po Nowym Roku wyjechać do Norwegii. „Dlaczego wyjeżdżamy? Bo tutaj nie widzimy żadnych perspektyw. Zarobki coraz mniejsze i w ogóle o pracę trudno” – mówił Piotr. Bracia przed rokiem wrócili z Irlandii, ale brak pracy zmusza ich do ponownego wyjazdu. Wybierają się do Norwegii, ponieważ tam są godziwe zarobki.
Specjaliści zauważają, że obecnie zmienia się kierunek wyjazdu emigrantów. Przed kilkoma laty większość wyjeżdżała do Wielkiej Brytanii, Irlandii, teraz coraz więcej osób wyrusza do państw skandynawskich (szczególnie Norwegii i Danii), Holandii.
Eksperci twierdzą, że emigracja jest naturalnym zjawiskiem, człowiek od wieków szukał bardziej wygodnych warunków zamieszkania. Emigracja zmniejsza również napięcie na krajowym rynku pracy – im więcej osób wyjedzie, tym więcej miejsc pracy pozostanie dla tych, którzy zostali.
Ale najgorsze jest to, że ludzie wyjeżdżają źli na swoje państwo, w którym się czują niepotrzebni, społecznie bezprawni. Czy zechcą wrócić?
Iwona Klimaszewska