Grupa 733 polskich dzieci, które przypłynęły do Nowej Zelandii to głównie sieroty po zesłanych na Syberię Polakach z Kresów Wschodnich.Większość tych dzieci nie wróciła do kraju, bo nie miały rodziców, a Kresy, skąd pochodziły, zostały włączone do Związku Radzieckiego. Do dziś w Nowej Zelandii żyje ok. 400 dzieci z Pahiatua.

„Tułacze dzieci” – ambasadorami Polski

Zawdzięczając Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie”, redakcji „Album wileńskie” i zawsze otwartemu i gościnnemu kierownictwu Domu Kultury Polskiej w Wilnie niedawno mieliśmy wyjątkową możliwość spotkania i rozmowy z Krystyną Tomaszyk, naszą rodaczką z dalekiej Nowej Zelandii, autorką książki „Droga i pamięć. Przez Syberię na Antypody”.

Okazją do tego spotkania była prezentacja powyższego tytułu oraz projekcja filmu o losach dzieci polskich Sybiraków w Nowej Zelandii w 65. rocznicę przybycia dzieci-tułaczy na Antypody. W listopadzie 1944 r. amerykański okręt dostarczył tutaj ponad 700 polskich dzieci i ok. 100 osób dorosłych.

Pani Krystyna jest jednym z tysięcy „tułaczych dzieci”, którym dzięki działaniom generała Władysława Andersa oraz Wojska Polskiego udało się wyrwać z „nieludzkiej ziemi” i po uwolnieniu – po pobycie w obozie dla dzieci byłych zesłańców w Persji - w 1944 roku zakotwiczyć daleko poza granicami umiłowanej i wytęsknionej, ale już całkiem obcej ojczyzny.

„Jest tylko jedno miejsce na świecie…”

Dla Krystyny Tomaszyk, której w podróży na Litwę towarzyszył Wiesław Turzański, wiceprezes Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie”, spotkanie z Wilnem, miastem, w którym przyszła na świat, miało szczególne znaczenie.

„Niesamowicie przyjemnie być w Wilnie, pierwszy raz od dnia urodzenia… Nigdy przedtem nie miałam szczęścia powrócenia do Wilna. Zwiedzając miasto ożyły te wszystkie obrazy, które widywałam wyłącznie na pocztówkach i fotografiach” – zwierzała się w trakcie spotkania, nawiązując do historii sprzed 77 lat.

- Rodzice (Krystyna i Stanisław Skwarko - przyp. I. M.) mieszkali w Sokółce. Ale im bardziej zbliżała się data moich urodzin, tym bardziej mama była zdecydowana, że jest tylko jedno miejsce na świecie, gdzie ja się mogę urodzić. Kazała ojcu przywieźć ją do Wilna. A kilka dni po moim urodzeniu wróciłyśmy do Sokółki. W paszporcie jest napisane, że jestem urodzona w Wilnie, w Polsce – zaznacza z dumą Krystyna Tomaszyk.

Tym, którzy zginęli, tym którzy ocaleli”

Zaprezentowane w Wilnie polskie wydanie, które autorka dedykuje „…wszystkim, którzy byli wywiezieni do Związku Radzieckiego w czasie drugiej wojny światowej, tym, którzy zginęli, tym, którzy przeżyli i tym, którzy się odrodzili”, jest wspomnieniową relacją przeżyć z okresu przedwojennego, spędzonego w rodzinnej Sokółce, potem burzliwych historycznych wydarzeń widzianych oczyma dziecka, wyrwanego z rodzinnych pieleszy, pozbawionego przytulnych kątów rodzinnego domu. Jest to opowieść o dziejach z czasem oglądanych przez pryzmat tęsknot i rozterek już dorastającej dziewczynki – „ambasadorki Polski”, której wpojono, że gościnni i serdeczni Nowozelandczycy będą oceniali wszystkich Polaków, opierając się o jej własny przykład. Dalsza część książki obejmuje refleksje i przemyślenia dojrzałej kobiety, która wiedziała, że droga do Polski na zawsze już została zamknięta.

Uleczyć krwawiące rany wojny

Zasadniczą część książki stanowi opis losów autorki po przybyciu do Nowej Zelandii, gdzie wraz z rodziną znalazła schronienie, ukończyła studia i rozpoczęła dorosłe życie.

Wydanie jest wzbogacone licznymi fotografiami dzieci w tymczasowym ich schronieniu w Iranie, gdzie w latach 1942-1944 przytuliło się ponad 120 tys. Polaków. Miasto Isfahan, starożytna stolica Persji przez 3 lata gościła ponad 2 tys. tzw. polskich „dzieci perskich”. To miasto ze szczególną miłością i ciepłem wspomina pani Krystyna Tomaszyk. To właśnie tutaj, dzięki życzliwości i serdeczności miejscowych ludzi, sieroty powoli zaczęły zaleczać swe rany, osamotnienie, zapominać o przebytych cierpieniach.

Autorka zamieszcza także ilustracje pochodzące z Pahiatua, miasta gdzie dzieci polskie trafiły po przyjeździe do Nowej Zelandii oraz prywatne zdjęcia, zgromadzone przez jej matkę, Krystynę Skwarko. Zaś wyświetlony film dokumentalny „Nowozelandzcy żołnierze i polskie dzieci w Nowej Zelandii” opowiadający o podróży i pierwszych chwilach pobytu dzieci na Antypodach przekonuje o prawdziwych i szczerych uczuciach wobec skrzywdzonych przez los tułaczy.

Premier Nowej Zelandii, Peter Fraser do swego kraju zaprosił dzieci polskie na okres wojny. Po wojnie cała grupa miała powrócić na łono Ojczyzny.

„Zaproszenie premiera Nowej Zelandii było wielkim czynem dobroci, dokonanym w czasie wojny, gdy sami Nowozelandczycy cierpieli braki. Nawet jedzenie było na kartki” – pisze w swojej książce Krystyna Tomaszyk.

Pomnik na miejscu obozu

Obóz Polskich Dzieci w Pahiatua znajdował się pod administracją nowozelandzkiego Ministerstwa Obrony, ale odpowiedzialność za wykształcenie dzieci i administrację polskiego personelu pozostała w rękach Ministra Opieki i Edukacji Polskiego Rządu na Wychodźstwie, w Londynie.

Gdy po wojnie już nie było powrotu do Polski, premier Nowej Zelandii zapewnił, że Polacy mogą pozostać w jego kraju na zawsze. Rząd nowozelandzki zagwarantował pracę dla dorosłych, a edukację dla dzieci.

Z końcem wojny na Antypody podążyli zdemobilizowani wojskowi, krewni dzieci i personelu Obozu. Po zamknięciu Obozu Polskich Dzieci w Pahiatua w roku 1949, instytucja ta nadal służyła za miejsce tymczasowego pobytu dla nowych uchodźców, przyjeżdżających z Europy. Dziś miejsce dawnego Obozu Polskich Dzieci, kilka kilometrów od miasteczka Pahiatua, znaczy pomnik.

Wzruszające do głębi wyrywkowe fragmenty z życia osieroconych dzieci, przybliżane przez autorkę podczas spotkania w DKP, to przeżycia znane również dla wielu Sybiraków z naszych stron, więźniów politycznych i zesłańców, którym wojna i okupacja sowiecka zgotowała okrutny los.

„Cierpienia znosimy dla Polski”

- Kiedy po przeżytej na Syberii gehennie, związanej z biedą, głodem i chorobami, dotarliśmy do Nowej Zelandii, nie mogliśmy uwierzyć, że to koniec naszej tułaczki. Zawsze jednak, nawet w najtrudniejszych momentach, tłumaczono nam, że te cierpienia znosimy dla Polski i że w przyszłości musimy stać się dobrymi i mądrymi ludźmi, by móc pracować dla ojczyzny. Mieliśmy to poczucie, że gdziekolwiek się znajdziemy, zawsze jesteśmy jej ambasadorami i dla innych jesteśmy jej obrazem – konkluduje Krystyna Tomaszyk.

Książka zaprezentowana w DKP jest nie tylko swoistą kroniką dziejów jednej rodziny, ale przede wszystkim cennym dokumentem historycznym o losach Polaków, którym losy wyznaczyła wojna, pozbawiła ojczyzny, ale, mimo tak licznych cierpień, wyrzeczeń i strat, nie zdołała ogołocić z polskiej świadomości.

Irena Mikulewicz

Na zdjęciu: książka Krystyny Tomaszyk jest nie tylko kroniką życia jednej rodziny, ale też dokumentem historycznym o losach wielu Polaków, którzy przeszli tułaczkę.
Fot.
autorka

Krystyna Tomaszyk ukończyła studia humanistyczne na uniwersytecie Victoria w Wellington. W życiu zawodowym obejmowała stanowiska jako doradca w Departamencie Opieki nad Maorysami, doradca ds. małżeńskich, doradca dla Organizacji Opieki nad Intelektualnie Niesprawnymi, doradca ds. społecznych w Zarządzie Miejskim w Hamilton, doradca w Regionalnym Komitecie Dyscyplinarnym Lekarzy. Była nauczycielką, wolontariuszką w Khalighat – w Domu Śmierci Matki Teresy w Kalkucie.

Jest niezależną pisarką i autorką wielu artykułów, redaktorem i wydawcą miesięcznika-biuletynu „Contact”. Jest prezesem Koła Polek w Wellington, członkiem innych organizacji, takich jak: Stowarzyszenie Polaków Nowej Zelandii, Instytut Spraw Międzynarodowych i in. Uhonorowana tytułem „Waikato Woman of the Year” przez Plunket Society w Hamilton. Jest zamężna i ma dwoje dzieci.

<<<Wstecz