Żołnierze AK pochowani z należnymi honorami w Ejszyszkach i na Rossie
Pożegnanie bohaterów
Kilkuset ejszyszczan, kombatantów Armii Krajowej z Polski i Litwy oraz członków rodzin byłych żołnierzy polskiego ruchu oporu w ubiegłą sobotę wzięło udział w uroczystościach pogrzebowych żołnierzy AK Okręgu Wileńskiego. Szczątki bohaterów wojny spoczęły w kwaterze wojskowej na cmentarzu w Ejszyszkach i na Rossie.
Jesienią ubiegłego roku z inicjatywy Solecznickiego Oddziału Rejonowego Związku Polaków na Litwie oraz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa na grodzisku w Ejszyszkach były prowadzone prace archeologiczno-ekshumacyjne, celem których było odnalezienie miejsca pogrzebania żołnierzy oddziału pod dowództwem por. Jana Borysewicza (ps. „Krysia”), poległych w walce z oddziałami NKWD zimą 1945 roku. W toku prac archeologom udało się odnaleźć szczątki trzech osób. Niestety, do końca nie udało się ustalić, czy jest wśród nich porucznik „Krysia”. Wśród wydobytych szkieletów są najprawdopodobniej szczątki konspiratora z placówki AK Tamulewicza, żołnierza Józefa Kwietnia ps. „Mucha” oraz nieznanego żołnierza AK.
Uroczystości pogrzebowe rozpoczęły się od Mszy świętej, którą celebrował biskup polowy Wojska Polskiego Tadeusz Płoński. W swoim kazaniu arcykapłan przypomniał uczestnikom uroczystości pogrzebowych historię polskiego ruchu oporu na Wileńszczyźnie oraz sylwetkę jednego z najsłynniejszych dowódców AK, porucznika Jana Borysewicza, pseudonim „Krysia”, który poległ pod wsią Kowalki (dzisiejsza Białoruś) w zasadzce grupy operacyjnej NKWD
- Pośmiertną Golgotą nieustraszonego dowódcy oddziału AK były Ejszyszki, Nacza, Koleśniki, Raduń. Nie ma informacji na temat mogiły porucznika. Dzisiejsze uroczystości pogrzebowe są hołdem dzielnym żołnierzom Armii Krajowej, a krzyże na kwaterze będą upamiętniały tych, co spoczywają w bezimiennych mogiłach Ziemi Wileńskiej i Nowogródzkiej – wygłosił w homilii bp Tadeusz Płoński.
W uroczystościach pogrzebowych wzięli udział ambasador Rzeczypospolitej Polskiej na Litwie Janusz Skolimowski, sekretarz Rady OPWiM Andrzej Przewoźnik, prezes Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” Maciej Płażyński, mer rejonu solecznickiego Leonard Talmont, radca Ambasady RP w Wilnie Stanisław Kargul, wicemer rejonu solecznickiego Zdzisław Palewicz, weterani AK, poczet sztandarowy kampanii reprezentacyjnej Wojska Polskiego, członkowie Klubu 8 pułku strzelców konnych w Działowie oraz inni dostojni goście.
Płażyński w swoim przemówieniu zaznaczył, że żołnierze, którzy dzisiaj będą pochowani w Ejszyszkach, „zginęli wtedy, by dzisiaj zwyciężyć”.
- Ich zwycięstwem jest wolna Polska, wolna Europa. Musimy wszyscy zastanowić się jak tą wolność zagospodarować. Jak być Polakiem w wolnej Litwie, jak bronić polskości, polskich szkół i polskiej kultury - mówił prezes Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”.
W wygłoszonym podczas Mszy świętej przemówieniu prezes Solecznickiego Oddziału Rejonowego ZPL, wicemer rejonu solecznickiego Zdzisław Palewicz podkreślił, że ten pogrzeb jest symbolem szacunki i wdzięczności tym, co polegli za wolność naszą i waszą.
- Dzisiejszy pogrzeb jest symbolem szacunku dla żołnierzy i swoistą lekcją historii. Przez wiele lat sowieckie władzy chciały wymazać z pamięci mieszkańców Wileńszczyzny pamięć o jej bohaterach. Nie udało się. Pamięć o walce żołnierzy AK była przekazywana w rodzinach z pokolenia na pokolenie. Teraz pamięcią o zbrojnym wyczynie wszystkich znanych i nieznanych żołnierzy Armii Krajowej będzie kwatera wojskowa na cmentarzu w Ejszyszkach i krzyż pamięci wzniesiony na ich cześć.
Po zakończeniu nabożeństwa procesja pogrzebowa, na czele której maszerował poczet sztandarowy Wojska Polskiego oraz kombatantów Armii Krajowej udał się na ejszyski cmentarz, gdzie szczątki żołnierzy AK znalazły swój spoczynek.
Andrzej Kołosowski
Na zdjęciu: w uroczystościach pogrzebowych wziął udział poczet sztandarowy kampanii reprezentacyjnej Wojska Polskiego.
Świeży grób na Rossie
W sobotę rano, w obecności wileńskich kombatantów, przedstawicieli ambasady RP w Wilnie, Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa z sekretarzem Andrzejem Przewoźnikiem na czele oraz najbliższej rodziny odbył się pogrzeb żołnierza AK, byłego profesora Wileńskiej Szkoły Handlowej Stowarzyszenia Kupców Przemysłowców Chrześcijan, Juliana Szweda ps. „Grzegorz”. Ekshumowane w Gulbinach przed pół rokiem szczątki spoczęły na polskim cmentarzu wojskowym na wileńskiej Rossie, w kwaterze żołnierzy AK.
Pochówek ciała na cmentarzu poprzedziła Msza św. w kościele pw. św. Rafała w Wilnie, którą celebrował ks. Tadeusz Jasiński. Natomiast na cmentarzu pogrzebowej ceremonii przewodniczył JE ks. Tadeusz Płoski, biskup polowy Wojska Polskiego.
„Żywa legenda dziadka”
W Polsce żyje najmłodsza córka Juliana Szweda – Bogumiła, która z powodu słabego stanu zdrowia nie mogła przybyć do Wilna na pochówek ojca. W uroczystości pogrzebowej uczestniczyli natomiast jego wnukowie: Irena Dawid-Olczyk (córka Barbary), Krzysztof Biel (syn Bogumiły), Barbara i Małgorzata Zieleńskie (córki najstarszej – Krystyny). To dzięki staraniom rodziny akowiec mógł spocząć w grobie obok towarzyszy broni. Rodzina zachowała pamięć o Julianie, mimo że czasy sowieckie skutecznie zacierały ślady świadectwa o działalności polskich żołnierzy AK.
„To jest już trzeci pogrzeb naszego dziadka… Pierwszy był fikcyjny. Najmłodsza córka dziadka Bogumiła wspominała, jak to mama wyjechała i wróciła w żałobie” – powiedziała w rozmowie z „Tygodnikiem” Irena Dawid -Olczyk. Drugi był już prawdziwy, tym niemniej bardzo prowizoryczny.
Julian Szwed kierował komórką prowadzącą akcję „N”, działał więc w dywersji propagandowej przeciwko Niemcom. W końcu marca 1944 roku w wyniku wpadki komórki „N”, w ręce gestapo dostały się materiały dekonspirujące jej działalność i ludzi z nią związanych. Rodzina Juliana Szweda (żona i 3 córki) ukrywała się wówczas w Gulbinach w posesji dyrektora banku Ludwika Szwykowskiego. Akowiec zginął z rąk litewsko-niemieckiego patrolu, 20 kwietnia, na Wielkanoc, kiedy przyjechał do Gulbin, by odwiedzić rodzinę.
Samotny grób
Pani Irena udostępniła redakcji wspomnienia najmłodszej córki Juliana Szweda, Bogumiły Bielowej: „Pamiętam, że w dniu, kiedy tatuś przyjechał do nas padał śnieg. Słyszałam, jak rozmawiał z mamusią. Rano powiedział, że idzie nad jezioro. Wiem od mamusi, że miał przy sobie stary ausweis i podobno czyścił broń. W tym czasie przyjechał do Gulbin przyjaciel tatusia, Wiktor Nowacki. Byliśmy w kuchni i zobaczyliśmy, że idą Niemcy. Nowacki kazał nam schować się do piwnicy. Sam miał wyjść i porozmawiać z Niemcami. Poszłyśmy do piwnicy i usłyszałyśmy strzał. Przez okienko w piwnicy, które było tak na wysokości oczu zobaczyłam jak za chwilę biegną Niemcy (to byli gestapowcy i szaulisi). Pan Nowacki wyszedł porozmawiać z Niemcami. Oni pytali go, co tu robi a on, że przyjechał wynająć na wakacje dom, ale ten jest zamknięty. A oni, że zabili bandytę i do stróża (pan Geglis), że trzeba iść po klucze i potrzebna jest furmanka. Pan Geglis nie pozwolił zabrać tatusia, mówił „gdzie będziecie go zabierać, ja zakopię”. Niemcy zgodzili się. Potem pamiętam, że mamusia tak strasznie płakała. Miesiąc nie chodziłyśmy na grób, mamusia miała kontakty w Wilnie, dowiadywała się, co się dzieje. Po dwóch miesiącach zaczęłyśmy chodzić do Gulbin, żeby zobaczyć... Najczęściej chodziłyśmy z mamusią ja i Basia – 16 kilometrów. Pół dnia się szło do Gulbin, wracało na wieczór. Już była tabliczka i zapaliłyśmy znicze”. Takie wspomnienia są chowane w rodzinie, ścisłości faktów zapewne nikt już nie dojdzie…
Z kolei pamięć o miejscu pochówku akowca przetrwała dzięki państwu Geglisom. Przez wiele lat samotnym grobem nad jeziorem opiekowała się mieszkanka Wielkich Gulbin - Anna Geglis, która pracowała w posesji Szwykowskiego i znała rodzinę Szwedów. Przekazała informację o miejscu pochówku swojej córce Teresie. Mimo że miejsce, gdzie był pogrzebany polski żołnierz, zostało zrównane z ziemią, to pamiętano, że leży tutaj żołnierz. To właśnie córka państwa Geglisów powiadomiła rodzinę o tym, że ziemia, gdzie spoczywał Julian Szwed, została sprywatyzowana. W roku 2006 rodzina skontaktowała się z Radą Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, by uzyskać pozwolenie na ekshumację zwłok i pochówek na Rossie.
Unikalne uroczystości
„Godny pochówek dziadka uważaliśmy za rodzinny obowiązek – mówi pani Irena. – W czasach komunistycznych nie mieliśmy nawet takiej nadziei. Zresztą rodzina dziadka przeszła swoją gehennę z racji na to, iż była rodziną akowca. Babcia z córkami opuściła Wilno w 1946 roku. Nigdy nie miała szansy na pracę w swoim zawodzie, jako nauczycielka. Dopiero w latach 70. udało się jej odwiedzić grób męża, dzięki stałym kontaktom z Geglisami”.
Można rzec, że Julian Szwed dostąpił podwójnego honoru. W 65. rocznicę śmierci został pogrzebany na Rossie ze wszystkimi honorami należącymi akowcowi i to w przededniu Dnia Niepodległości Polski. Wartę u jego grobu pełnili wileńscy kombatanci. Przy trumience były wieńce z biało-czerwonymi wstęgami, a wśród nich nie zabrakło tych od jego uczniów – absolwentów rocznika 1939, przekazany przez ostatniego żyjącego wychowanka pana Żakowicza.
„7 listopada jest dniem urodzin najstarszej jego córki – Krystyny, natomiast 11 listopada są urodziny mojej mamy – Barbary, która zawsze powtarzała, że w tym dniu jest wielkie święto. Kiedy byłam mała nie rozumiałam, co to za święto” – wspomina pani Irena.
Z namaszczeniem o dziadku mówi jego wnuk Krzysztof Biel, syn Bogumiły. „Dziadek musiał być bardzo kochany przez swoich wychowanków, bo jego uczniowie spotykali się rok w rok po jego śmierci, na takim społecznym spotkaniu. Ostatni jego żyjący uczeń z Łodzi prosił mnie o przekazanie wieńca od absolwentów Szkoły Handlowej roku 1939”.
Jak opowiada pan Krzysztof, jego dziadek od początku wojny działał w konspiracji, miał ps. „Wiktor”. Są też wiadomości, że występował jako „Grzegorz”, jednak brakuje dokładnych danych. „Nie jest to kwestia zmiany imienia, to były na pewno dwa rodzaje działalności konspiracyjnej” – dodaje.
Sobotnia uroczystość miała szczególny wymiar: w Wilnie i Ejszyszkach odbyły się pochówki żołnierzy, którzy zginęli z rąk gestapo i NKWD. Andrzej Przewoźnik, sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa zapewnił, że będą czynione wszelkie starania, by odnaleźć też inne groby polskich żołnierzy rozsiane po całej Wileńszczyźnie. „Po pierwsze, to jest przywracanie pamięci o tych ludziach. Po drugie, spełnienie humanitarnego obowiązku w stosunku do żołnierzy, którzy zginęli w walce o niepodległą Polskę. Po trzecie, to jest zadośćuczynienie dla byłych żołnierzy AK, towarzyszy walk, jak też rodzin, które musiały tak długo czekać, by godnie, z udziałem księdza, tych żołnierzy pogrzebać” – mówił Andrzej Przewoźnik.
Teresa Worobiej