Zachowałeś od zapomnienia i Ty, Jurku, nie będziesz zapomniany
Każde pokolenie ma swego Mohikanina, po odejściu którego zostaje pustka - w życiu intelektualnym, w wiecznym poszukiwaniu czegoś nowego, w pasji odkrywania rzeczy dotąd nieznanych albo mało znanych i ogromną chęcią dzielenia się tym z innymi. Jerzy Surwiło bez wątpienia jest (żal nie pozwala napisać był) ostatnim Mohikaninem pokolenia urodzonego podczas wojny.
Tak nagle, niespodziewanie odszedł, a Jego miejsca w tym życiu nikt nie zapełni.
I tym bardziej boleśnie jest się z tym pogodzić. Nam, kolegom dziennikarzom i czytelnikom „Czerwonego Sztandaru”-„Kuriera Wileńskiego”, Radia „Znad Wilii” i jego słuchaczom, kombatantom AK i żołnierzom Września, wileńskim teatrom polskim, ogromnym rzeszom czytelników, trudno się pogodzić z Jego odejściem. Trudno pogodzić się z tym, którzy chodzili z Nim na wycieczki zapoznawcze po Wilnie, a o każdym zaułku, każdej kamienicy wiedział prawie wszystko. Gdy się słuchało Jego prelekcji o Wilnie, mimo woli przychodziło porównanie - przecież to naśladowca legendarnego Jerzego Ordy.
34 lata poświęcił polskiemu dziennikowi, pełniąc stanowiska kierownicze, dziesięć lat prowadził audycje w radiu poświęcone kombatantom II wojny światowej. Całe życie natomiast tworzył, poznawał swoje Wilno i udzielał się społecznie. A odszedł w niespełna 68 lat, więc ile mógł jeszcze zrobić!
Wilnianin z urodzenia, wilnianin z dziada pradziada. Jego małą ojczyzną była wileńska dzielnica Łosiówka, która w opisach i wspomnieniach była najcudowniejszym miejscem pod słońcem. To wyniesienie do wysokiej rangi tej skromnej dzielnicy wymagało ogromnej pracy historyka, badacza, archiwisty, a nie tylko człowieka, który ma sentyment do miejsca swego urodzenia. Nas, dziennikarzy, którzy z Nim pracowali, zawsze zaskakiwał swymi pomysłami. Partyjna gazeta, a tu artykuły dalekie od partyjności - o dachach i wieżach wileńskich, o dzwonach i schodach swego ukochanego miasta. Zawsze podziwialiśmy Jego pamięć - na nazwiska, imiona, na daty, na twarze ludzkie, na ich opowiadanie o swym szlaku życiowym.
Zawsze podziwialiśmy Jego pasję w stosunku do każdej sprawy, jakiej się podejmował - czy to upamiętnienie miejsc, czy w poszukiwaniach rodaków zamordowanych w Katyniu, a ponoć miał już listę, zawierającą ponad 1000 nazwisk przedstawicieli polskiej inteligencji z Wilna i Wileńszczyzny, czy w akcjach ocalenia od zapomnienia śladów polskości na Ziemi Wileńskiej. Ile grobów żołnierskich rozsypanych po całej Wileńszczyźnie odnowiono Jego staraniem, ile odnowiono czy wmurowano tablic. W Jego parafialnym kościele św. Rafała zawsze będzie przypominała o Nim Tablica Katyńska, czy odnowiona tablica ks. Rajmunda Ziemackiego, uczestnika dwóch powstań narodowych. Po długotrwałej akcji „Wileńskie ślady na drogach cierpień” Jemu została wręczona legitymacja nr 001 honorowego członka Wspólnoty Więźniów Politycznych i Zesłańców, sekcji polskiej jako współorganizatorowi Wspólnoty. To On jeszcze w sowieckich czasach patronował budowie pomnika Adama Mickiewicza, który dziś spogląda w kierunku podwórza, gdzie poeta mieszkał, a dziś znajduje się muzeum Wieszcza, którego odbudowa również Mu leżała na sercu. To On pełnił zaszczytną funkcję prezesa oddziału ZPL m. Wilna.
Istniejące dziś na Litwie stowarzyszenia kombatantów polskich czy Klub Wrzesień 39 również swój żywot zawdzięczają pomysłom i zabiegom Jerzego Surwiły. Tematowi bohaterskich walk żołnierza polskiego został wierny do końca swych dni, jako prowadzący Magazyn Kombatancki w Radiu „Znad Wilii” i jako niewyczerpany w swych pomysłach patriota. Jednego z najszlachetniejszych pomysłów, który nosił w swym sercu i już począł realne starania - umieszczenie tablicy poległym ludziom Ziemi Wileńskiej pod Monte Cassino nie zdążył zrealizować, chociaż już w tej sprawie rozmawiał z wysokimi władzami Litwy. Cieszył się, że tego pomysłu we wstępnych rozmowach nie odrzucono.
Jako zbieracz pamiątek historycznych nieraz bardzo cenne dary bezinteresownie przekazywał różnym muzeum. To dla Mieszkania Marszałka Piłsudskiego w Sulejowie przekazał przed laty dwa piękne srebrem i złotem haftowane przez siostry zakonne portrety Marszałka, to dla Muzeum Narodowego w Warszawie przekazał materiały i dokumenty dotyczące Ferdynanda Ruszczyca, które zostały wręczone na ręce wnuka, również Ferdynanda. Jego dary znalazły honorowe miejsce w Muzeum Henryka Sienkiewicza i Kazimiery Iłłakowiczówny w Poznaniu.
Ostatnim Jego darem było przekazanie Polskiemu Studiu Teatralnemu trzech kostiumów. W uroczystej ceremonii przekazania, która miała się odbyć w ubiegły czwartek nie mógł już uczestniczyć, gdyż został porażony obszernym wylewem krwi do mózgu. A historia tych kostiumów też jest wyjątkowa. Od pewnego czasu nosił się z zamiarem założenia w Wilnie kącika czy izby Wojska Polskiego. Zawdzięczając Jego kontaktom z Radzyminem, jednostka wojskowa tego miasta ufundowała dwa mundury – żołnierza i oficera polskiego. Izby nie udało się założyć, więc najlepszym wyjściem uważał, by te dary przekazać teatrowi. Uzupełnił to jeszcze jednym bardzo drogim dla Wilna darem - smokingiem znakomitego aktora, wilnianina Igora Śmiałowskiego, którego wujek przez wiele lat był dyrektorem wileńskiej Lutni a i sam aktor Wilno miał w swym sercu.
Szczodrość serca towarzyszyła Mu przez całe życie. Podobnie, jak tytaniczność w pracy Go nie opuszczała. Jest autorem około 20 tytułów książek, wszystkie o charakterze dokumentalno-historycznym. Wystarczy wymienić niektóre z nich, jak dwie pozycje o Józefie Piłsudskim, jak „Zostali tu z nami na dobre i złe”, jak „Rachunki nie zamknięte” i „Rachunków nie zamykamy” czy „Pamiętam Antokol”, albo ostatnia „To wszystko było, jest w Wilnie” a każdemu, kto je czytał stanie przed oczyma postać niezwykłego człowieka, niestrudzonego pisarza, społecznika, historyka.
Wysokie nagrody RP, szacunek ludzi i satysfakcja osobista z dobrze wykonanej pracy. To wszystko było Jego udziałem.
Potok ludzi, który przyszedł odprowadzić Go w ostatnią drogę był ogromny, wzruszały warty honorowe, skrzypce maestro Lewickiego wypłakały pieśń pożegnalną...
Odpoczywaj, Kolego, w swej rodzinnej Ziemi Wileńskiej. Podzielamy ból utraty razem z żoną Haliną, naszą koleżanką z grona dziennikarskiego, córką Barbarą i wnukami. Tak jak Ty poświęciłeś swe życie ocalaniu od zapomnienia, tak i my Ciebie nie zapomnimy.
Krystyna Adamowicz