Hrabia Michał Tyszkiewicz z Ornian w Radiu Wolna Europa

Arystokrata nie tylko z urodzenia

Michał Zygmunt Tyszkiewicz (1903-1974), najmłodszy syn Jana Tyszkiewicza (zm. 1903) z Waki i Elżbiety z Krasińskich Tyszkiewiczowej, od roku 1931 właściciel Ornian (dziś w rejonie święciańskim), mąż piosenkarki i aktorki Hanki Ordonówny, po wojnie mieszkał w Anglii i Niemczech, gdzie pracował w Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa. Proponujemy wywiad z Lechosławem Gawlikowskim z Monachium, zastępcą dyrektora Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa w latach 1987-1994, który znał Michała Tyszkiewicza.

W jakim celu, z czyjej inicjatywy i kiedy powstała Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa?

Rozgłośnia polska RWE powstała w roku 1950. Początkowo istniała tylko w Nowym Jorku, ale od roku 1952 miała swoją siedzibę w Monachium. Stacja miała przeciwdziałać propagandzie komunistycznej w Polsce, uniemożliwiać „zniewolenie umysłów” Polaków poprzez stworzenie alternatywnego źródła rzetelnych informacji. RWE powstała z inicjatywy władz USA, ale firmowała je grupa wybitnych obywateli amerykańskich i była organizacją o charakterze prywatnym.

Na jakiej zasadzie byli dobierani pracownicy Rozgłośni?

Pracownicy redakcyjni Rozgłośni byli dobierani na zasadzie kwalifikacji zawodowych i talentu, a nie klucza politycznego. Starano się jednak, aby w zespole redakcyjnym były reprezentowane wszystkie ważniejsze ugrupowania polityczne na emigracji. W zespole znaleźli się również przedstawiciele prawie wszystkich ważnych regionów kraju, w tym Kresów, przede wszystkim Wilna i Lwowa, co nie może dziwić, gdy się pamięta, że do Armii Polskiej gen. Władysława Andersa trafiali przede wszystkim aresztowani i wywiezieni przez NKWD mieszkańcy Kresów, którzy cudem uniknęli śmierci w lagrach.

A konkretniej?

Ogólnie z Kresów pochodziło kilkadziesiąt osób. W pierwszym zespole stanowili oni połowę zespołu redaktorskiego, jak też połowę zespołu aktorskiego i reżyserskiego.

Z Wilnem byli związani, ewentualnie pochodzili z Wileńszczyzny, między innymi następujący członkowie zespołu redakcyjnego RWE: znany sowietolog prof. Wiktor Sukiennicki, hrabia Michał Tyszkiewicz (mąż Hanki Ordonówny), wybitny komentator radiowy i polemista Wiktor Trościanko, dramaturg Zygmunt Jabłoński, komentator radiowy hrabia Franciszek Pusłowski, prawnik Stanisław Kodź, członek AK i jej działacz Zdzisław Szyłeyko, pianista Jerzy Kropiwnicki, aktorka Teresa Nowakowska. Dwóch redaktorów pochodziło z dzisiejszej Łotwy (Eugeniusz Romiszewski i Mamert Miż Miszyn), a trzech z Mińska i jego okolic.

Czy koledzy z Kresów byli zauważalni na tle innych?

Oczywiście, przede wszystkim kresową wymową. Jeśli zważyć, że stanowili połowę zespołu, trudno jednak na to pytanie odpowiedzieć. Bez wątpienia wszyscy członkowie zespołu byli żarliwymi patriotami. Dla nich utrata gniazda rodzinnego, małej ojczyzny z której pochodzili, tworzyła szczególną wrażliwość na wszystko, co było związane z ukochanym Wilnem, Nowogródkiem, Lwowem, Drohobyczem, Stanisławowem i innymi miastami, miasteczkami i majątkami znanymi dzisiaj młodemu pokoleniu raczej tylko z literatury.

Czy wyróżniały ich jakieś szczególne cechy charakteru?

Z moich obserwacji i spostrzeżeń badawczych wynika, że wyróżniali się szczególnym poczuciem sprawiedliwości. Zapewne nie jest przypadkiem, że założycielem związków zawodowych w RWE i to w całej instytucji, a nie tylko w rozgłośni polskiej, był urodzony w Kijowie przedwojenny polski działacz związkowy Jerzy Szyszko-Bohusz, działaczami Rady Pracowniczej byli Michał Tyszkiewicz, Zygmunt Jabłoński czy Andrzej Pomian z Kresów południowo-wschodnich. Dodajmy, że np. Wacław Radulski, sławny przed wojną reżyser teatralny, który był najwybitniejszym reżyserem radiowym w RWE, urodził się i wychował w Petersburgu. Niezrównany komentator spraw międzynarodowych RWE Władysław Wolski urodził się w Kijowie. Ta szczególna pozycja wielu kresowiaków w Radiu wynikała zapewne nie tylko z nieprzeciętnych zdolności, ale, jak sądzę, także z faktu, że po I wojnie światowej i rewolucji w Rosji ci właśnie zdolni młodzi ludzie z Kresów zostali zmuszeni przez życie do dania z siebie wszystkiego w walce o przetrwanie. To hartowało charaktery, zmuszało do najwyższego wysiłku, ale jednocześnie uczyło wrażliwości na ludzką niedolę.

Znał Pan hrabiego Michała Tyszkiewicza, byłego właściciela majątku Orniany na Wileńszczyźnie i od roku 1931 męża Ordonki. Jaki był?

Michał Tyszkiewicz był w Radiu znany i lubiany. Wszyscy pamiętali jego żonę, pieśniarkę i gwiazdę przedwojennej sceny polskiej Hankę Ordonówną. Nie wszyscy zdawali sobie jednak sprawę z jego bohaterskiej przeszłości, właśnie na Wileńszczczyźnie, gdzie był tajnym przedstawicielem Rządu RP na uchodźstwie w Londynie, przychodząc z pomocą potrzebującym i organizując przerzut polskich oficerów poprzez neutralną Szwecję na Zachód. Za tę właśnie działalność aresztowało go NKWD w czerwcu 1940 roku. Za to trafił na Łubiankę i do łagru pod Archangielskiem.

W zespole RWE Michał był powszechnie szanowany. Był uprzejmy, skory do pomocy, dyskretny, zawsze pogodny i otwarty. Łatwo nawiązywał kontakty z o wiele młodszymi od siebie. Dziś żyje w powszechnej pamięci głównie jako mąż Hanki Ordonówny. Pokolenie, które znało osobiście Michała Tyszkiewicza, już właściwie odeszło. Przy życiu pozostało jeszcze tylko kilka osób, pamiętających go z Radia Wolna Europa.

Jakie obowiązki pełnił Tyszkiewicz w Radiu?

Przez dwadzieścia lat (1952-1972) pracował w Monachium jako redaktor w Dzienniku Radiowym Rozgłośni Polskiej RWE, z czasem przejmuje obowiązki kierownika. Jednocześnie był działaczem Rady Pracowniczej, która reprezentowała pracowników wobec dyrekcji. Jego zasługą było wywalczenie prawa do minimalnej renty starczej, która chroniła przechodzących wówczas na rentę, zaledwie po kilku latach pracy (winą temu była wojna i jej konsekwencje), przed nędzą. Był osobą cieszącą się powszechnym autorytetem i zaufaniem, człowiekiem, który zawsze zachowywał się właściwie, nie obawiał się mówić swojego zdania.

Każdy zespół redakcyjny szczególnie wielki, liczący, jak wówczas RWE, ponad 100 osób, jest trudny do prowadzenia. Wieloletni, zasłużony dyrektor rozgłośni polskiej Jan Nowak-Jeziorański był człowiekiem apodyktycznym i wybuchowym. Okazji do sporów i konfliktów było więc wiele. Interwencje kilku członków zespołu, w tym Michała Tyszkiewicza, znanych ze swej wysokiej pozycji społecznej i autorytetu, pomagały rozładować konflikt bądź doprowadzić do jego załagodzenia. Z tego punktu widzenia funkcja szefa Rady Pracowniczej Rozgłośni Polskiej RWE, którą pełnił Michał Tyszkiewicz, nie była w jego życiorysie przypadkiem i być może ona właśnie była w RWE najważniejsza.

Kiedy Pan podjął pracę w Radiu, hrabia był już na emeryturze. W jakich okolicznościach doszło więc do spotkania, a potem bliższej znajomości?

Poznałem Tyszkiewicza w roku 1972, gdy jako uchodźcy przyszliśmy z żoną Marią w Monachium do Polsko-Amerykańskiego Komitetu Pomocy (PAIRC), w którym Tyszkiewicz był od niedawna dyrektorem europejskim. Musiał poczuć do nas sympatię, gdyż po jakimś czasie polecił nas dyrektorowi Rozgłośni Polskiej RWE Janowi Nowakowi-Jeziorańskiemu i tak trafiłem do redakcji dziennika radiowego. Później w nasłuchu radiowym pracowała również moja małżonka. Kiedy pracowałem już w RWE, hrabia odwiedzał nas regularnie. Często przyprowadzał ze sobą jakiegoś nowego uchodźcę, którego chciał polecić czy „stworzyć” mu środowisko. Powstawały z tego ciekawe dla nas znajomości i przyjaźnie, a nowi znajomi, często walczący długo z przeciwnościami losu, pojawiali się u nas systematycznie na kolacji. Tyszkiewicz przychodził również i był duszą towarzystwa.

Pomógł Panu w życiu?

Widzi Pani, Michał Tyszkiewicz miał w sobie dobroć i instynkt opiekuńczy. Gdy zastał kogoś w potrzebie, jeśli tylko był w stanie pomóc, pomagał. Jak był młodszy, też śpieszył z pomocą. Wspomniałem o jego funkcji delegata rządu RP na uchodźstwie na Wileńszczyźnie. Po wyjściu z łagru Michał Tyszkiewicz powołany został do służby dyplomatycznej z ramienia ambasady RP w Moskwie, a potem po jej ewakuacji w Kujbyszewie zajmował się pomocą dla wywiezionej do Rosji ludności polskiej. Po opuszczeniu Rosji pracował krótko w Teheranie, a od 1944 w ambasadzie polskiej w Libanie, gdzie powstała z czasem wielka polska kolonia uchodźcza licząca około 10.000 osób. Byli do uchodźcy cywilni, którzy z Armią Polską opuścili Rosję, kobiety, młodzież.

Michał Tyszkiewicz zajmował się sprawami pomocy dla uchodźców polskich w Libanie do roku 1951 pracując w ambasadzie, a później również w różnych instytucjach i organizacjach międzynarodowych. Pozostał sobą do końca, także gdy w Monachium przeszedł na emeryturę i pracował w organizacji udzielającej pomocy uchodźcom politycznym z Europy Wschodniej. Przez cały czas pomagał też swemu bratankowi Jasiowi Tyszkiewiczowi, synowi Władysława i Róży z Tarnowskich. Jaś, z którym jestem w kontakcie, z perspektywy lat uważa za najważniejszą sprawę w swoim życiu, że stryj pomógł mu odnaleźć jego życiowe powołanie – muzykę. Jak wiemy Jaś (Jan Jerzy) Tyszkiewicz został kompozytorem muzyki lekkiej. On również pracował w Rozgłośni Polskiej RWE, ale jako kierownik redakcji muzycznej.

Hrabiego Michała poznał pan już jako człowieka niemłodego...

Michał Tyszkiewicz, jakiego ja znałem, pod koniec jego życia, był starszym panem wzbudzającym szacunek przez swe zachowanie, miał wrodzony autorytet, a jednocześnie łagodność i ciepło. Emanowała z niego dobroć. Nie chwalił się swoją wiedzą, ale był wielkim erudytą. Skromność, szacunek i gotowość pomocy dla innych ludzi w połączeniu z doskonałymi manierami czyniły z niego arystokratę nie tylko z urodzenia, ale także z ducha. W tym sensie był i także dzisiaj byłby fascynującą osobowością dla ludzi młodych. Niewątpliwie był autorytetem moralnym, czego dzisiaj tak bardzo brakuje.

O ile wiem, był człowiekiem szczupłym i żwawym, a śmierć była zaskoczeniem dla Rodziny i przyjaciół.

Zmarł dnia 22 marca 1974 roku w Monachium na serce, podczas dość trywialnej operacji. Było tamtego roku wyjątkowo gorąco: w drugiej połowie marca można się było opalać. Tego dnia był foen, gorący wiatr od Alp, który elektryzuje powietrze, coś jak wiatr halny w Polsce, czy mistral we francuskiej części Alp. W dawnych czasach w takie dni w tutejszych szpitalach nie przeprowadzano operacji właśnie ze względu na niebezpieczeństwo, że nie wytrzyma serce. Może był to właśnie fatalny zbieg okoliczności? Kremacji zwłok dokonano w Monachium. Prochy złożono w grobie rodzinnym Tyszkiewiczów w Londynie.

Później, gdy tragicznie zginęła księżniczka brytyjska Diana, myślałem często o Michale Tyszkiewiczu. Księżniczka Diana wywoływała w ludziach podobne uczucia jak on. Podziwiano w niej dobroć, łagodność, zaangażowanie społeczne, miłość, którą okazywała ludziom cierpiącym, a jednocześnie zdecydowanie w działaniu, gdy chodzi o walkę ze złem. Takim właśnie pamiętam hrabiego Michała Tyszkiewicza.

Liliana Narkowicz
Wilno-Monachium

Na zdjęciu: Michał Tyszkiewicz podczas przerwy w pracy, zajęty lekturą, w redakcji dziennika radiowego Rozgłośni Polskiej RWE ok. 1954 r.

Za uzyskanie pozwolenia na publikowanie zdjęć autorka składa podziękowanie amerykańskiemu archiwum RWE

<<<Wstecz