Wystawa malarska w pałacu na Zatroczu

„Piękno do mnie przyszło...”

No i mnie gdzieś tam na poddaszu przypadło to szczęście,/ ja, który się pięknu poświęciłem,/ Piękno do mnie przyszło, oplotło się dokoła mnie. (Wojciech Weiss)

Do 30 września potrwa wystawa malarska zatytułowana „Piękno do mnie przyszło...”, prezentowana na piętrze pałacu hr. Tyszkiewiczów na Zatroczu.

W tym wypadku PIĘKNO, to nie tylko sztuka jako taka, światło, kolor i interpretacja konkretnego dzieła. To również zmysł piękna zawarty w wypowiedziach Wojciecha i Aneri Ireny Weissów, uzupełniający prezentowane na wystawie prywatne zdjęcia nietradycyjnej pary małżeńskiej – nauczyciela i uczennicy, a z czasem żony, której talent rozwinął się przy artyście i mężu. Irena, nie chcąc zostać w cieniu znanego nazwiska jako malarka wybrała pseudonim Aneri, będący anagramem jej imienia.

Powiązań nie brakuje

Rodzinny duet w sztuce to rzecz i rzadka, i oryginalna. Twórczość Weissów, mimo własnych ścieżek malarskich, przeplata się nawzajem i uzupełnia. Stanowczo jednak za mało jest znana w Polsce, nie mówiąc już o Litwie. Powiązań przecież nie brakuje. Wojciech Weiss (1875-1950) w roku 1901 korzystał ze stypendium naukowego Tyszkiewiczów. Jak i Mikalojus Konstantinas Čiurlionis, rówieśnik Weissa z Litwy, na początku swej drogi twórczej związany z symbolizmem i ekspresjonizmem, pod wpływem impresjonizmu rozwinął walory kolorystyczne. Ich ścieżki artystyczne, chociażby w Warszawie, nie zetknęły się, ale nieprzypadkowo na wystawie prac litewskiego artysty w Wilnie (w byłym Muzeum Rewolucji) znalazły się również obrazy Weissa. A na wernisażu w Zatroczu, zorganizowanym w dniu uroczystego otwarcia wystawy, brzmiała muzyka skomponowana przez niepowtarzalnego Čiurlionisa, który jeden temat potrafił wyrazić dwojako: brzmieniem i kolorem.

Szczególna atmosfera domu

Wojciech Weiss jest autorem takich wybitnych prac, jak Taniec (1899), Maki (1902), Wenus (1919), Rodzina pod orzechem (1933). Proporcje, linie, harmonia kolorów i dźwięków składają się na piękno twórczości polskiego malarza i grafika, który zasłynął głównie jako twórca aktów kobiecych oraz portretów we wnętrzach i w plenerze, ale też scen bukolicznych, kwiatów i pejzaży. Te ostatnie są bogato prezentowane na wystawie. Nazwiska Aneri Ireny Weissowej (1888-1981), dobrego ducha i natchnienia Wojciecha, nie znajdziemy w wielotomowej Nowej Encyklopedii Powszechnej. Absolwentka Szkoły Sztuk Pięknych w Warszawie, między innymi uczennica Xawerego Dunikowskiego, tworząca do ostatnich lat życia, początkowo rysująca mroczne portrety, z czasem skoncentrowała się na magii pejzażu i martwej natury, w tym kwiatach, ich kompozycji, barwach, niezwykłej ekspresji. Swój warsztat szlifowała w Monachium, a rysowała w Wenecji, Nicei, Monte Carlo. Wrażliwa na światło i kolor potrafiła na płótnie ukazać swoją niepowtarzalną osobowość.

Jak zaznaczyła podczas spotkania Zofia Weiss-Nowina Konopka, wnuczka malarzy i właścicielka kolekcji rodziny Weissów prezentowanej w pałacu na Zatroczu, od wczesnego dzieciństwa w rodzinnym domu towarzyszyło jej PIĘKNO – ciepłe stosunki, życzliwość i wzajemny szacunek domowników; przedwojenne meble, sprzęty i pamiątki rodzinne; pastele oraz obrazy dziadków i do sędziwej starości z paletą siedząca babcia. O dziwo, tej atmosfery nie zdołały zakłócić ani dwie wojny światowe, ani pokrętny bieg historii Polski, ani koleje losu poszczególnych członków rodziny.

Wilanów przyszedł z pomocą

Dlaczego jednak po tylu latach niektóre pamiątki przywędrowały właśnie do Zatrocza? Pałac na Zatroczu od początku był znany jako „Biały Pałac”, bowiem biel królowała w nim nie tylko na zewnątrz, ale i od wewnątrz. Na wystawie jest prezentowany tak zwany „biały okres” w twórczości Wojciecha Weissa, czyli prace z lat 1905-1911. To dzięki Fundacji Tyszkiewiczów nieodpłatnie dokształcał się za granicą. Szukając analogii na upartego można również tłumaczyć nazwisko malarza, bo z niemieckiego „weiss” oznacza „biały”.

Wernisaż na cześć Weissów - to pierwsza impreza w Zatroczu o charakterze międzynarodowym od czasów odrodzenia Republiki Litewskiej. Ekspozycja „Piękno do mnie przyszło...”, wcześniej pokazana w Warszawie, została zorganizowana dzięki Dyrekcji Trockiego Parku Narodowego, Fundacji Muzeum Wojciecha Weissa (Kraków) oraz Muzeum Pałac w Wilanowie (Warszawa). To właśnie Wilanów, zatrudniający wysokiej klasy specjalistów, przyszedł z pomocą Zatroczu, jeżeli idzie o próbę odtworzenia wnętrz pałacowych. Mimo że do zrobienia jest jeszcze wiele, początek napawa optymizmem. Odrestaurowano hall i podstawowe pomieszczenia na piętrze. Jeżeli ktoś, jak ja, bywał tu kiedy gmach stał w rusztowaniach lub jeszcze wcześniej, to nie sposób oprzeć się wrażeniu, że pałac, park i ogród ożyły, choć w tym ostatnim naturalny pejzaż zakłóca nagromadzenie ukwieconych waz. Jako autorka Ordynacji Tyszkiewiczowskiej na Zatroczu (Warszawa 2007), na dzień dzisiejszy jedynej edycji naukowej na ten temat, mam ogromną satysfakcję, że w jakimś stopniu przyczyniłam się nie tylko do popularyzacji tego miejsca, ale i jego odtworzenia.

Kawon w kształcie róży

Dyrekcji Trockiego Parku Narodowego dziękuję za zaproszenie na wernisaż przy muzyce. Wszak w Białej Sali jeszcze w XIX stuleciu rozbrzmiewały dźwięki harfy, skrzypiec, trąbki, mandoliny. Jako badaczka Tyszkiewiczów nie mogłam nie zauważyć, że to, co chętnie jadali Tyszkiewiczowie z Zatrocza – ryby i świeże owoce, po upływie 100 lat znów znalazły się na stole w ramach poczęstunku dla gości. Wszystkich bez wyjątku zaskoczył kawon wycięty w kształcie róży. Była koloru dojrzałego miąższu arbuza i miała zieloną łodygę. Perfekcja.

Nieobojętnych na PIĘKNO namawiam do odwiedzenia wystawy czynnej od środy do niedzieli w godzinach 11-19, a przy okazji również pałacu oraz do romantycznego spaceru nad Jeziorem Trockim w dawnym majątku hr. Tyszkiewiczów. Może i dla nas, jak pisała Aneri Irena Weissowa, „zakwitnie caprifolium i upajający zapach wypełni powietrze”.

Liliana Narkowicz

Na zdjęciu: pałac na Zatroczu od początku był znany jako „Biały Pałac”.
Fot.
autorka

<<<Wstecz