Spotkanie dzieci wojny, dla których ich szkoła jest nadal droga
Zawsze wierni „Piątce”
Spotkanie na Piaskach, które odbyło się w minioną niedzielę, przeszło najśmielsze oczekiwania organizatorów i pomysłodawców, reprezentujących absolwentów słynnej „Piątki” lat 1945-1957. Koło starego gmachu szkolnego zebrało się ponad 200 osób. Przybyli jej absolwenci również z Polski, zaledwie na dwa-trzy dni, by jedynie podzielić się wspomnieniami, które są dla nich bardzo drogie i by spotkać się z kolegami, których nie widzieli przeszło 50 lat.
Ci, którzy nadal mieszkają w Wilnie, na spotkanie przybyli jak na święto rodzinne. Krystyna Łozowska, dziś Gawerska, absolwentka 1956 roku była zrozpaczona, gdy na trzy dni przed spotkaniem zwichnęła nogę. Nie tylko dlatego, że to uraz nieprzyjemny, ale przede wszystkim dlatego, że może mieć trudności z przybyciem na „lekcję wspomnień”. Samowolnie więc zdjęła gips i w towarzystwie męża, absolwenta, co prawda „dziewiętnastki”, udała się na spotkanie z kolegami ze szkolnych lat.
Nie ma już starego skrzypiącego parkietu
Słowa „a pamiętasz”, były tu najczęściej powtarzane. Wspomnieniom nie było końca, niektórzy długo wpatrywali się w twarze swoich rozmówców, bo po tylu latach z trudem poznawali swych kolegów, ale już po chwili mocno obejmowali się, jakby nigdy nie rozstawali.
To spotkanie jest uczczeniem 65. rocznicy istnienia piątego gimnazjum polskiego, (później przemianowanego na szkołę średnią), pierwszej polskiej placówki oświatowej w powojennym Wilnie. Jakże się chciało spojrzeć na te korytarze i klasy, w których się uczyli. Pani dyrektor obecnej „Piątki”, dziś Szkoły Średniej im. Joachima Lelewela Edyta Zubel postarała się o to, byśmy mogli wstąpić do tej jedynej, najukochańszej „budy”.
Te same stabilne, murowane poręcze, te same długie korytarze, dziś pomalowane na różowo. Nie ma starego parkietu, który był niegdyś jednym z najbardziej charakterystycznych akcentów szkolnych, bo bardzo skrzypiał. Odnowiono na fasadzie godło Wilna - wizerunek św. Krzysztofa. Obecnie tutaj znajduje się litewska szkoła średnia nr 29, a pierwsze jej klasy uczą się w nowym gmachu „u Lelewela”, wybudowanym w 1972 roku i do którego w ubiegłym roku przeniosła się „Piątka”.
Dwa skrzydła szkoły
Jednak dla tej generacji absolwentów, których lata dziecięce i młodości przypadły na okres wojny, szkoła na Piaskach (przy ul. Smelio na Antokolu) nie była jedynym gmachem, gdzie kształtowały się ich postawy patriotyczne i ogólnoludzkie. Wielu przyszło do szkoły polskiej po tajnych kompletach. Znajdowała się ona wtedy przy ul. Ostrobramskiej - żeńska nr 5 obok filharmonii i męska nr 3 po drugiej stronie Ostrej Bramy. Pierwsza rada pedagogiczna piątego gimnazjum odbyła się 14 października 1944 roku, zbiegiem okoliczności był to dzień ważny dla oświaty polskiej – 171. rocznica powołania Komisji Edukacji Narodowej. Od tego dnia szkoła spisuje swój życiorys. Od roku 1946 stała się koedukacyjną, która powstała z połączenia 3 i 5 gimnazjów, po dwóch latach przeniesiona została na Piaski, gdzie znajdowała się przez 24 lata.
Po przedwojennej świetności murów szkolnych, gdy jedno skrzydło należało do żeńskiej szkoły im. W. Syrokomli, a drugie - do męskiej im. L. Żeligowskiego, zostało niewiele - w czasie wojny znajdowały się tu koszary sowieckie. Jednak odrodzenie szkolnictwa polskiego było rzeczą najważniejszą, zarówno dla nauczycieli jak i dla uczniów, niektórych nad wiek dojrzałych, bo mieli za sobą partyzantkę AK czy Armię Berlinga. Trudy nauki, zgodnie z nowymi wymogami, uczniowie pokonywali razem z nauczycielami, przeważnie profesorami przedwojennych gimnazjów.
Wspomnienia, wspomnienia...
Aulę szkolną wypełnili najstarsi absolwenci. Powitani przez dyrektor Edytę Zubel oraz byłego dyrektora Wacława Baranowskiego, który przepracował w tej szkole niemal 50 lat, rozpoczęli pełną wspomnień podróż do szkolnych lat, czasem poważnych, czasem śmiesznych, ale zapomnieć o których nie da się. Padają nazwiska najbardziej ukochanych pedagogów - Kazimiery Likszanki i Stanisławy Pietraszkiewiczówny, Salomei Sucharewiczowej i Anatola Waleszkiewicza, Marii Czekotowskiej i Aleksandra Jabłońskiego, Konstantego Tyszkiewicza, Heleny Tomaszewskiej... Nie da się wszystkich wymienić, gdyż każdy w tamtych czasach niósł w sobie wielki ładunek wiedzy, a jednocześnie człowieczeństwa i postawy patriotycznej.
Pamięć na całe życie
Krystyna Żewucka należy do bodaj najstarszego pokolenia absolwentów. Jej los możnaby opisać w opasłych tomach - tuż po zdaniu matury została aresztowana i skazana na 10 lat więzienia. Odsiedziała w łagrach osiem lat, a potem była zmuszona wyjechać do Polski. Mieszka teraz w Gdańsku. Podczas spotkania mówiła o wielkiej dumie z tego, że właśnie w Wilnie zdobyła świadectwo maturalne polskiego gimnazjum. „Przez całe moje życie przyświeca mi pamięć o mojej szkole, pamięć o Ostrej Bramie. A lekcje matematyka Bolesława Święcickiego pamiętam najjaskrawiej, bo były to nie tylko lekcje przedmiotu, do dziś pamiętam też jego grę na skrzypcach”.
Patrząc na tę piękną kobietę, wiekiem już niemłodą, na jej dumną postawę, wierzę, że należy do tych ludzi, których ani łagry sowieckie, ani inne trudy życiowe nie złamią. Jeszcze przed kilkoma dniami była w Ameryce, ale gdy jej koleżanka Jadwiga Ambrożewicz zadzwoniła, że w Wilnie zbierają się absolwenci „Piątki”, zrezygnowała z gościnności swego ucznia w Stanach i na trzy dni przybyła na spotkanie.
Dom otwarty dla wszystkich
Hanna Strużanowska - to kolejna karta w historii „Piątki”, a i całej naszej powojennej polskiej inteligencji, odradzającej się po wymuszonej repatriacji Polaków. Znakomita lekarz-ginekolog, jej niestrudzonej pracy zawdzięcza przyjście na świat wiele osób, a jej domowi rodzinnemu i Mamie należą się słowa uznania za trwanie w polskości całej plejady kolegów z „Piątki”.
„Moja klasa ma w tym roku również swój jubileusz, ukończyliśmy szkołę równo przed 60 laty, w roku 1949. A była to klasa, którą cechowała ogromna różnica wieku uczniów, sięgająca nawet ośmiu lat. W związku z tym była różnica zainteresowań, sposobu bycia. Ponieważ wielu moich kolegów mieszkało poza miastem, nasz dom zawsze był gotów ich gościć. Zwłaszcza w czasie świąt takich, jak wigilia Bożego Narodzenia, kiedy to po wieczerzy trzeba było iść do szkoły. Dzięki mojej Mamie, wigilia dla nich była w naszym domu. Nazajutrz szliśmy do szkoły nieco niewyspani, ale nasi cudowni pedagodzy rozumieli tę sytuację i z przymrużeniem oka patrzyli na nasze nieodrobione lekcje. Zwłaszcza wyrozumiały pod tym względem był Święcicki”- mówi pani Hanna.
Pani Hanna wspomina też, że gdy podczas egzaminów wstępnych na medycynę prof. Dauksza dowiedział się, że chemię wykładał „sam Kuczewski”, bez odpytywania zaproponował czwórkę. „Jednak konkurs był ogromny i mnie czwórka nie odpowiadała, toteż przystąpiłam do odpowiedzi. Spośrod 36 uczniów jedynie czterech nie poszło dalej studiować”.
Coroczne spotkania „na Jana”
Kolejny absolwent z roku 1951 Ryszard Borejko wspomina profesora Ludwika Kuczewskiego, ŕ propos ucznia Mendelejewa, z innego powodu - był wspaniałym pedagogiem i wielkim dowcipnisiem. Gdy robił klasówkę z chemii, sam siadał do stołu, rozkładał gazetę i czytał, niby nic nie widząc. Ale w tej gazecie były dziurki i profesor wszystko widział.
Ryszard jest nauczycielem w Pikieliskiej Szkole Podstawowej, miejscowości historycznej i ważnej dla Wileńszczyzyny. Największe podziękowanie od ucznia brzmiało następująco: dziękuję panu, że po polsku czytać uczył nas pan z książeczki do nabożeństwa”.
Jan Pakalnis - to wielki znawca historii „Piątki”. Absolwent roku 1950 od wielu lat prowadzi archiwum szkoły, skrzętnie zbiera o niej publikacje, wypowiedzi, protokoły, fotografie. Temu zagadnieniu są poświęcone cztery księgi. To właśnie pan Jan jest inicjatorem corocznych spotkań swej klasy, które najczęściej odbywają się „na Jana”. Ostatnio woli o szkole mówić wierszem, a nawet piosenką, którą wszyscy śpiewali na melodię „Hej, hej ułani”: „Pamiętacie może te wspólne wagary, kiedyśmy się brali z historią za bary”...
Dzięki archiwum pana Jana zebrani usłyszeli wypowiedzi o piątej szkole ks. prałata Józefa Obrembskiego oraz nieodżałowanych uczniów Zbigniewa Rymarczyka i Zdzisława Tuliszewskiego.
Niepisana akcja rusyfikacji
Rok 1952. Stanisław Krzywicki wspomina inne chwile życia szkolnego. Gdy jego klasa przejeżdżała z Ostrobramskiej na Antokol, uczyło się w niej 50 uczniów. A klasę 11 ukończyło zaledwie 18 osób. Dlaczego? Był to rezultat nieformalnej akcji rusyfikacji szkoły. Nowa rusycystka dawała takie testy kontrolne z rosyjskiego, że większość uczniów nie mogła sobie z tym dać rady i zostawała na drugi rok.
Na zrusyfikowanie szkoły nie trzeba było długo czekać - od roku 1948 zostały tu wprowadzone klasy rosyjskie, które po dziesięciu latach już stanowiły większość. Dopiero w roku 1997 polskich klas znowu było więcej i tak jest aż do dziś.
Piotr Szulski z roku 1953 wraca wspomnieniami do płatanych figli z lat szkolnych. Ale też wspomina nauczycielkę Tyszkównę, nazywaną przez uczniów „skrzypeczką”. To ona wpoiła swym uczniom zamiłowanie do piękna, dobrej muzyki, zachęciła do uczestniczenia w chórze szkolnym. To ona była jedną z tych, którzy zakładali zespół polski, dziś dobrze znany - „Wilia”.
Renia Woronko przyjechała z Pruszkowa. Jest zresztą zawsze tam, gdzie coś się dzieje w Wilnie, czy to zbiera się dawna „Wilia”, czy też absolwenci „Piątki”. Zawsze zaangażowana w sprawy wileńskie. Maria Czekotowska przekazała jej materiały nauczycielskie, gdy Renia rozpoczęła pracę w Czarnoborskiej Szkole Średniej, to ona była inicjatorką spotkania w Polsce z ulubionym nauczycielem Aleksandrem Jabłońskim, to ona oraz koleżanki z „Piątki”, które mieszkały już w Polsce, odprowadziły swego nauczyciela w ostatnią drogę.
Niezawodna pamięć Brzozowskiej
O niezawodnej pamięci Łucji Brzozowskiej (rok 1956) wiedzą jej szkolni koledzy oraz z pracy dziennikarskiej. Mogłaby wspominać wiele ciekawych historii, a najwięcej o swym wychowawcy Zbigniewie Rymarczyku, który był wzorem nauczyciela nowego pokolenia - nigdy nie krzyczał, ale wszyscy bali się jego ironii. Zresztą na ripostę ze strony uczniów też pozwalał. „Nie mógł darować, że nasza klasa przegrała „dekom” w kosza, ale tam była Wanda Ładówna, uprawiająca koszykówkę w drużynie Litwy. Toteż całe wakacje razem z nami przychodził do szkoły i sekundował naszym treningom”. Co prawda Łucja nie powiedziała, że mimo wszystko „deki” wygrały i następnym razem, (tu przemawia mój lokalny patriotyzm uczennicy klasy XI „d”). Z Wandą Ładówną, obecnie lekarką w Warszawie i Heleną Jankowską również z Warszawy w gościnnym domu Krystyny Łozowskiej wspominałyśmy tamte głośne zawody międzyklasowe.
A to inne wspomnienia Brzozowskiej, już wcale nieśmieszne. Był 5 marca 1953 roku. Zmarł „ojciec narodów”. Powaga wydarzenia wymagała skupienia. Raptem wbiega do klasy koleżanka Stasia i gorzko płacze. Nie, nie dlatego, że wódz umarł. Dziewczyna nawet o tym nie wiedziała, ale jak zwykle do włosów wplotła różowe wstążki. Spotkały ją dziewczyny z klasy rosyjskiej i zaczęły wprost wyrywać z warkoczy wstążki. Przecież dziś żałoba, a ty w różowych wstążkach, krzyczały”...
Halina Kostecka, absolwentka roku 1955, przepracowała jako matematyk w swej szkole 32 lata. Również jej klasa odczuła różnego rodzaju zakusy rusyfikacji. Jej słowa zabrzmiały niczym wezwanie do pomocy: „Czy matka wszystkich polskich szkół nadal będzie trwała i działała?”.
Jak nasze pokolenie może pomóc szkole? Pani dyrektor Edyta Zubel uważa, że opowiadanie o historii szkoły, o jej świetności jest na to najlepszym sposobem. Pierwsze oznaki tego już są, przed paru dniami zapisano do pierwszej klasy dziecko, które powiedziało „bo tu uczyła się moja babcia, a ona ma tu za parę dni spotkanie z kolegami szkolnymi”.
Krystyna Adamowicz
Na zdjęciach: archiwista Jan Pakalnis razem z panią dyrektor szkoły Edytą Zubel; a pamiętasz?, takie pytanie padało najczęściej.
Fot. Jerzy Karpowicz