65. rocznica mordu na Polakach w Glinciszkach
„Nie damy po naszej krwi deptać”
W sobotę, 20 czerwca, przy zbiorowej mogile pomordowanych Polaków w Glinciszkach odbyła się skromna rocznicowa ceremonia uczczenia pamięci niewinnie rozstrzelanych byłych mieszkańców tej miejscowości.
Przy zbiorowej mogile zebrali się okoliczni mieszkańcy i naoczni świadkowie tragedii, do której doszło 20 czerwca 1944 roku. Wtedy to 100-osobowy oddział policji litewskiej, będącej na usługach Niemców, wkroczył o świcie do majątku Glinciszki, otoczył czworak i wygarnął z niego około 40 ludzi. Rozpiętość wieku na oprawcach nie robiła żadnego wrażenia. Mordowano trzyletnie dziewczynki jak i 84-letniego starca. W sumie zamordowano 39 Polaków. To była krwawa zemsta na bezbronnej ludności cywilnej za porażkę jakiej doznała litewska policja podczas potyczki z partyzantami polskimi, gdy to mimo znacznej przewagi liczebnej Litwini zostali odparci z majątku Glinciszki, tracąc 4 zabitych. Porażka spowodowała wybuch wściekłości u litewskich ochotników, którzy postanowili wziąć odwet na pracujących w Glinciszkach Polakach.
Wojciech Rogowski dobrze pamięta tamte czasy, gdyż jako 10-letni chłopak wraz z bratem i mamą pracował w majątku. – W Glinciszkach były wielkie pola ziemniaków i duży sad. Urodzaj z nich był przeznaczany na potrzeby wojska niemieckiego – wspominał Rogowski. - Pomagaliśmy mamie w pracy, a Niemcy dobrze płacili i rozliczali się ziemniakami. Pamiętam tamte straszne dni, gdy doszło do mordu. Józef Klukowski, chrzestny ojciec mego brata, został również zamordowany, a więc przyjechałem wraz z rodziną, by się pomodlić za jego duszę i innych pomordowanych – ze smutkiem stwierdził pan Wojciech. Jak opowiadał, jego rodzina również ucierpiała przez Litwinów, gdyż w październiku 1942 roku kolonista litewski wypędził ich z ich własnego domu we wsi Kowszedoły i kazał iść na cztery strony świata. - Dopiero jak polscy partyzanci kilku osadnikom litewskim łasym na cudze dobro natarli tarką to miejsce, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę i posypali solą, to pouciekali oni z bezprawnie zajętych domów i po kilku latach tułaczki mogliśmy wrócić do własnych kątów – opowiadał dalej Rogowski.
Jan Rusiecki i Marian Jegliński również pamiętają tragedię sprzed 65 lat. Pan Rusiecki wskazując na szereg krzyży powiedział, że jego pierwsza nauczycielka też tutaj leży. - Litwini wtedy latali jak szaleni, chwytali wszystkich pod rząd, a ofiar mogło być jeszcze więcej - zaczyna opowiadać pan Jan. - Policjanci zebrali też mężczyzn z pobliskiej wsi Żakiszki, ale furmanką przejeżdżał obok Henryk Markiewicz, którego Litwini zapytali, czy nie widział partyzantów? Ten nie tracąc głowy odpowiedział, że owszem widział duży oddział za pagórkiem. Litwini widocznie się przestraszyli, zostawili w spokoju mieszkańców Żakiszek, a sami w pośpiechu się wycofali – kontynuował swe wspomnienia Rusiecki, który w czasie tragedii miał 14 lat.
Marian Jegliński dodał, że jego rodzina też została wypędzona z własnego domu przez Litwinów i dwa lata tułała się po obcych kątach. Mówił też, że ludzie opowiadali o męczeńskiej śmierci nauczyciela Józefa Konecznego. Uchodził on za prawdziwego polskiego patriotę, o czym Litwini podobno wiedzieli. Przed rozstrzelaniem drzwiami przycisnęli mu dłonie, wsuwali pod paznokcie igły i pytali: „Czyje Wilno, czyje?”.
Jak opowiadali rozmówcy, po kilku dniach od bestialskiego mordu do Glinciszek przybyła niemiecka policja, która miała przeprowadzić dochodzenie oraz dokonać ekshumacji zwłok w celu normalnego pochówku. Z Podbrzezia przybyło też 10 Litwinów, którzy brali udział w mordzie i rzekomo mieli, pomóc Niemcom w zaprowadzeniu porządku. Niemcy potraktowali ich jednak ostro, kazali im postawić karabiny w kozły, a wziąć łopaty i odkopać prowizoryczną jamę, do której zostały powrzucane ciała pomordowanych mieszkańców Glinciszek. Litwini chcieli też wyjmować ciała, ale krewni pomordowanych nie zezwolili na to. „Nie damy po naszej krwi deptać” – mówili z oburzeniem.
W sumie w Glinciszkach zostało zamordowanych 39 Polaków. Wszyscy spoczęli w zbiorowej mogile przy szosie. Napisy w języku polskim i litewskim na grobie głoszą: „Tu spoczywają Polacy mieszkańcy Glinciszek zamordowani 20 czerwca 1944 roku”. O tym, kto dokonał mordu ani słowa. Krzywdzi to pamięć pomordowanych i zaciera prawdę historyczną o tej tragedii.
Spora grupka okolicznych mieszkańców w sobotę modliła się przy grobie niewinnie pomordowanych. Kilka harcerek z drużyn „Pasieka” (szkoła im Wł. Syrokomli) oraz „Czerwone Maki” z Podbrzezia wykonało wiązankę patriotycznych piosenek. Mimo że była to 65. rocznica mordu, zaskoczyło to, że brak było uczniów z miejscowych szkół - polskiej i litewskiej, a przecież byłaby to wyśmienita lekcja historii. Co prawda bolesna, ale niezwykle wymowna.
Zygmunt Żdanowicz
Na zdjęciu: pamięć o bestialskim mordzie dokonanym na bezbronnej cywilnej ludności przekazywana jest z pokolenia na pokolenie.
Fot. autor.