Manipulacje w imię rzekomego dobra wychowanków

Dzieci i ryby głosu nie mają…

Dwoje małych, zaledwie siedmioletnich dzieci z Domu Dziecka w Podbrodziu, mimo że wcale nie znają języka litewskiego, 1 września przestąpi próg nie polsko-rosyjskiego miejscowego Gimnazjum „Żejmiana”, lecz litewskiego Gimnazjum „Rytas”.

W tym wyborze nie byłoby nic złego, gdyby dokonali go kochający rodzice, którzy, jak nierzadko się u nas zdarza, dla dobra dziecka, a może raczej uleczenia własnych kompleksów niepełnowartościowości, skłonni są oddawać swe latorośle do placówki z litewskim językiem nauczania. Widocznie w ich przekonaniu, tylko w ten sposób mogą zrekompensować dzieciom wszystko to, czego sami się nie douczyli, bądź nie osiągnęli w życiu.

Aleksiej Baranow i Wioletta Masalska, chociaż nie są sierotami, już od kilku lat wychowują się w Domu Dziecka. A więc o ich losie, dniu powszednim, poprzez podjęcie takich czy innych postanowień, również perspektywach na przyszłość, decyduje prawny opiekun, dyrektor tej placówki.

Decyzja zaskoczyła wszystkich

Spośród 92 wychowanków Podbrodzkiego Domu Dziecka siedmiu uczęszcza do Gimnazjum „Rytas” z litewskim językiem wykładowym. Dwoje dzieci jest umieszczonych w specjalnej szkole-internacie w Wilnie, gdzie uczy się po rosyjsku, jedno dziecko przebywa w litewskiej szkole-internacie. W poszczególnych przypadkach dzieci są umieszczane w centrum niewidomych i słabowidzących. Reszta dzieci wychowujących się w Domu Dziecka chodzi do polsko-rosyjskiego Gimnazjum „Żejmiana”, dlatego też określenie „polski dom dziecka”, które często pada w rozmowach miejscowych ludzi, jest po części usprawiedliwione i tak naprawdę nikogo tutaj zbytnio nie razi. W samym Podbrodziu zamieszkuje 25 proc. Polaków, a podopieczni do Domu Dziecka trafiają prawie z całej Wileńszczyzny.

Tego roku w Domu Dziecka jest tylko dwóch kandydatów do pierwszej klasy. Ponieważ Aleksiej pochodzi z mieszanej rodziny polsko-rosyjskiej, zaś Wioletta z rodziny polskiej, to, według nauczycielek z Gimnazjum „Żejmiana”, nikt nie brał pod uwagę innego rozwiązania, wydawałoby się, w zupełnie jasnej kwestii. Było oczywiste, że dzieci pójdą do klasy polskiej. Przecież na Litwie każde dziecko ma zagwarantowane konstytucyjne prawo pobierania nauki w szkole w języku ojczystym… Dotychczas nie było tutaj przypadku, żeby Polaka z Domu Dziecka, nie znającego języka litewskiego, posyłano do szkoły litewskiej. Niemniej, sprawy potoczyły się w odwrotnym kierunku.

Tydzień przed rozpoczęciem zajęć przygotowawczych w szkole odwiedziła Dom Dziecka przyszła wychowawczyni, by zaprosić pierwszoklasistów na te zajęcia. Jakież było jej zdziwienie, gdy po jakimś czasie się okazało, że wcześniejsze uzgodnienia są nieważne i dzieci pójdą do litewskiej szkoły.

Według nauczycielek z Gimnazjum „Żejmiana”, szkoła litewska w Podbrodziu tzw. trudnych dzieci, mających jakiekolwiek upośledzenia do niedawna nie potrzebowała. Swoje wnioski nauczycielki opierają o przykłady. Nierzadko jednak miejscowa polsko-rosyjska placówka nauczania, gdzie naukę pobiera zdecydowana większość podopiecznych Domu Dziecka, służyła jako obiekt antyreklamy, na którym się bazowali przedstawiciele placówki litewskiej agitując uczniów do swojej szkoły. Odwoływali się przy tym do niewybrednego argumentu: „W Gimnazjum „Żejmiana” uczy się wiele dzieci z Domu Dziecka, więc jest to szkoła gorsza i niegodna dla waszych dzieci…”

„W tym roku w szkole litewskiej brakuje uczniów, żeby otworzyć dwie równoległe klasy pierwsze, więc biorą nawet takie dzieci, które nie zupełnie odpowiadają ich standardom. Nie tajemnica, że Baranow jest, niestety, dzieckiem upośledzonym” – podsumowuje jedna z pań, które wyraziły zgodę na rozmowę z „Tygodnikiem”.

Integracja dla dobra dzieci

- Jestem prawną opiekunką tych dzieci. Ponieważ w pewnym czasie straciły opiekę rodzicielską, ta opieka została przyznana państwu, czyli instytucji, którą właśnie kieruję – placówce Dom Dziecka. Wobec jednego z dzieci, Aleksieja Baranowa, jest przyznana opieka tymczasowa, gdyż sytuacja może ulec zmianie. Rodzice, w tym przypadku matka, mogą zmienić swój tryb życia, swój stan. A przy tym, że matka jest chora, nie mamy dużej nadziei, ale wiemy, że w niektórych przypadkach może tak się zdarzyć, iż po krótkim czasie sprawa może być na nowo rozpatrzona i ta opieka może być zwrócona raczej dla matki – stwierdziła Joleta Veronika Dubauskiene, dyrektorka Domu Dziecka w Podbrodziu. Według dyrektorki, Aleksiej Baranow jest dzieckiem specjalnej troski.

- Ma wiele rekomendacji fachowców, ze służby pedagogiczno-psychologicznej i wymaga specjalnego podejścia. Dlatego liczyliśmy na to, że w przyszłości, być może, to dziecko będzie musiało uczyć się w jakimś centrum specjalistycznym. Dlatego dla niego właśnie byłoby lepiej, gdyby się uczył w języku litewskim. Miałby więc większe możliwości. A co dotyczy Wioletty, to ona ma już przyznaną pełną opiekę ze strony państwa, ponieważ rodzice mają ograniczone prawa – podkreśla Dubauskiene, wyjaśniając, że rodzice dziewczynki przez dłuższy czas mieli tymczasowo ograniczone prawa do dzieci.

Zapytana o argumenty, którymi się kierowała podejmując swą decyzję, pani dyrektor wygłosiła monolog na temat integracji dzieci do społeczeństwa i wygód płynących z tego tytułu. Mianowicie, możliwości dalszego kontynuowania nauki w różnych uczelniach, które jak zaznaczyła: „przede wszystkim są w języku litewskim. Bo w języku polskim jest niewiele uczelni”.

O ile intencje dyrektorki zmierzające do zapewnienia łatwiejszej przyszłości dla Aleksieja, są w miarę czytelne, to przyznam, że na próżno czekałam na przybliżenie argumentów, którymi się kierowała jako prawna opiekunka do tego, by również Wioletę, zdrowe, rezolutne i pogodne dziecko skierować do szkoły litewskiej. Takich argumentów J.V. Dubauskiene nie podała. Z potoku słów udało się wyłapać jedynie takie, (cytuję bez korekty): „ A przy tym, że dwojga były w jednej grupce, w jednej rodzince, no to idą do jednej klasy i raczej może nawet Wioletta może tym Aleksiejem zaopiekować się, niż Aleksiej nią. Ale są w takim małym towarzystwie”…

Walka o zasady

Galina Baranowa, matka chłopca mówi, że po wylewie przez dłuższy czas znajdowała się na granicy życia i śmierci, a teraz słyszy „odgłosy Królestwa Bożego”. Opowiadając o swym powikłanym losie, przyznaje się, że bardzo kocha syna i nie traci nadziei, że, gdy Aleks podrośnie, to wróci do niej.

„Przecież według prawa moralnego dziecko należy do mnie – mówi przez łzy. - Dla mnie byłoby lepiej, gdyby on chodził do szkoły polskiej. Po litewsku w rodzinie nie przywykliśmy rozmawiać”. Galina wie, że w tej sytuacji niewiele może wskórać, bo jest biedna i chora, ale spełniając swój matczyny obowiązek, napisała podanie do polskiej szkoły.

We współczesnym świecie wiele się mówi o potrzebie wsłuchania się w głos i opinię dziecka, o tolerancji, rozwijaniu osobowości, samodzielności myślenia etc. Niestety, decyzja dyrektorki Dubauskiene najwyraźniej wskazuje, że w podbrodzkim sierocińcu dzieci i ryby głosu nie mają.

Trzy siostry Masalskie: Irena, Bożena, Oksana oraz ich jedyny braciszek Aleksander Dudaniec uczęszczający do Gimnazjum „Żejmiana”, nie potrafili obronić swej najmłodszej siostry przed nieoczekiwaną decyzją dyrektorki.

„Prosiłam dyrektorkę, żeby nas nie rozdzielano, ale powiedziała: jestem opiekunem, nie wtrącaj się. Robimy jej lepiej, bo ona żyje na Litwie. A przecież w polskiej szkole też uczą litewskiego” – ze smutkiem opowiada 14-letnia Irena Masalska. Dodała, że przed ulokowaniem ich w sierocińcu organizator pracy społecznej w starostwie ławaryskim, skąd pochodzą, obiecała, że nikt ich nie rozłączy. Mówi, że obiecała to także pani dyrektor Dubauskiene.

Według najstarszej z rodzeństwa, Ireny, Wioletta na początku płakała, iż musi chodzić do innej szkoły, niż chodzą jej siostry i brat, ale potem dała się udobruchać. Chwaliła się dzieciom, że w szkole litewskiej częstowano ją słodyczami…

- Dzieci z tej rodziny są bardzo ze sobą związane. Starsze troszczą się o młodsze, nie pozwalają ich skrzywdzić. Ta sytuacja wskazuje na to, że czworo dzieci będzie wychowywać się w jednej kulturze i tradycjach, jedno zaś zostanie wyobcowane. Obie szkoły znajdują się po sąsiedzku, ale tutaj chodzi o zupełnie inne oddalenie, oderwanie dziecka od tego, co jest mu bliskie – konkluduje Józef Sasimowicz, wieloletni nauczyciel matematyki, prezes koła AWPL w Podbrodziu, wiceprezes AWPL oddziału święciańskiego, członek zarządu oddziału ZPL. - To nie walka o ucznia. Z naszej strony to jest walka o zasadę. Bo jeżeli są to dzieci z polskich rodzin, to powinny uczyć się w polskiej szkole – wtrąca.

Prawo urzędowe i moralne.
Czy to jest to samo?

- Argument, który jako podstawę swoich działań podała pani Dubauskiene, a mianowicie, że dziecko powinno się integrować ze środowiskiem litewskim, to kompletna bzdura i niedorzeczność. Wysłać dziecko do szkoły, gdzie się naucza w języku, którego nie zna, to tak jakby osobę nie umiejącą pływać rzucić na głęboką wodę. Państwo gwarantuje nauczanie w języku ojczystym, więc trzeba z tego prawa skorzystać. Litwa jest członkiem Unii Europejskiej, obok jest państwo polskie, które naszym dzieciom oferuje możliwości dalszego nauczania. Człowiek, który zna więcej języków ma większe szanse i perspektywy – komentował zaistniałą sytuację Zbigniew Jedziński, prezes AWPL rejonu święciańskiego. - Oficjalnie prawa urzędowego Dubauskiene nie naruszyła, ale moralne, zabierając dzieciom możliwość nauczania się w języku ojczystym, przekroczyła z całą pewnością. Poza tym, wypada zaznaczyć, że jest członkiem partii konserwatywnej Związku Ojczyzny – Chrześcijańskich Demokratów. Dyrektorka Gimnazjum „Rytas”, Laima Markauskiene, również jest konserwatystką, należy do Związku Ojczyzny. Mamy pewne podejrzenia, że w Gimnazjum „Rytas” nie wystarczało liczby dzieci do kompletu, więc braki te uzupełniono kosztem dzieci z Domu Dziecka. Mamy co najmniej 10 świadków, gdy podczas spotkania z administracją i nauczycielami szkoły polsko-rosyjskiej, w mojej obecności, obecności prezesa ZPL rejonu święciańskiego i prezesa koła podbrodzkiego, pani Dubauskiene przyznała się, że dzieci początkowo nie chciały iść do szkoły litewskiej – wyjaśnia Jedziński.

Natomiast sama Joleta Veronika Dubauskiene, rozmawiając z „Tygodnikiem” powiedziała, że nie udało się jej wyjaśnić, czy dzieci chcą chodzić do szkoły litewskiej, „ponieważ Aleks niezbyt wiedział, Wioletta niezbyt wiedziała”. Zaprzeczyła również, by o wyborze szkoły dla dwóch podopiecznych przesądziła jej przynależność do partii konserwatywnej, czy chęć wsparcia partyjnej koleżanki.

- Ani partia, ani zwierzchnictwo nie miało wpływu. To była nasza wewnętrzna decyzja, która powstała podczas rozważania, jak jest lepiej. Myśleliśmy tylko o dzieciach – kwituje Dubauskiene.

Dyrektorka nie sądzi również, by przekroczyła granice prawa moralnego. Zaznacza, że na ten temat będzie rozważała wyłącznie w tym przypadku, gdy kompetentne instytucje wydadzą odpowiednie wnioski, oceny czy uwagi. Ale zanim tak nastąpi, ma swoje uzasadnienie z przekonania.

Obraz przygnębienia

W Domu Dziecka wychowankom nie brakuje uwagi ze strony wychowawczyń. Najtrudniejsze chwile zwątpienia czy załamania pomagają im przeżyć opiekunki, psychologowie, pedagodzy specjalni. O dzieciach z Podbrodzia stale pamiętają rodacy w Polsce. Rodziny z Białegostoku, Grodziska Mazowieckiego, Makowa Mazowieckiego zapraszają je na wakacje, święta. Obdarowują prezentami, kupują ubrania, obuwie, a nawet przysyłają kieszonkowe. Ze względu na zadbanie i schludność, czy tzw. wyposażenie materialne, wychowankowie sierocińca w szkole na pewno nie mogą się czuć gorszymi na tle innych rówieśników. Również w pokojach dzieci panuje porządek. Jest tu czysto i w miarę ładnie. Niestety, o samym gmachu instytucji opieki nad dziećmi nie można powiedzieć, żeby wywoływał on ciepłe uczucia. Przygnębiające wrażenie sprawiają odrapane ściany, ciemne ponure korytarze, rozsypujące się schody wejściowe. Remontów brakuje. Jednakże tak skromne warunki są ponoć stokroć lepsze, niż te, które miały dzieci w rodzinnych domach. Według dyrektorki, za pieniądze przydzielane dotychczas przez fundusze państwowe i Stowarzyszenie „Wspólnota Polska” udało się wdrożyć kilka ważnych projektów: wyremontować stołówkę, wymienić część okien, zrekonstruować oczyszczalnię ścieków.

Obecnie, jak poinformowała Joleta Veronika Dubauskiene, placówce ze środków unijnych przyznano ponad 2 mln Lt na ocieplenie ścian, wymianę systemu grzewczego, dalszą wymianę okien, remont dachu. Będzie to jednak przysłowiowa kropla w morzu potrzeb, albowiem na całościową renowację budynków placówki potrzeba kolejnych 8 milionów litów. Wszelako będzie to dobry start ku polepszeniu warunków dzieciom.

Pesymistyczne prognozy

Według pesymistycznych prognoz pana Józefa Sasimowicza, z czasem rodziny w Polsce nie będą chciały przyjmować w swoich domach dzieci, które chodzą do szkoły litewskiej. Zostaną więc one wyobcowane ze środowiska, z którego wyrastają i faktycznie odepchnięte od polskości. Ile będzie warta integracja, która nastąpi kosztem asymilacji, kosztem siłą wydartej bezbronnemu dziecku tożsamości. W poszczególnych przypadkach jedynej autentycznej wartości, którą razem z życiem dali im rodzice. Na jakąż więc ocenę, wniosek czy uwagę zasługują manipulacje losem dzieci, zasłanianie się ich rzekomym, prowadzącym do niechybnego wynarodowienia, dobrem?..

Irena Mikulewicz

Na zdjęciach: Aleksiej i Wioletta; rodzeństwo Masalskich nie chce, by je rozdzielano.
Fot.
autorka

<<<Wstecz