Jubileusz Centrum Dziennego Pobytu Osób Niepełnosprawnych w Niemenczynie

Odmienić „niepełnosprawną” rzeczywistość

Wspólne wakacje pod namiotami, wycieczki w góry lub nad morze, pielgrzymki do sanktuariów na Litwie i poza krajem, jednodniowe wyjazdy turystyczno-rekreacyjne. Wszystko to na pierwszy rzut oka zwyczajne atrakcje. Zupełnie innych wymiarów nabiera górska wycieczka, kiedy udział w niej biorą osoby niepełnosprawne na wózkach lub z upośledzeniem umysłowym...

Ktoś stwierdziłby, że jest to „porywanie się z motyką na słońce” albo przysłowiowa walka z wiatrakami, a rzeczywistości tych skrzywdzonych przez los ludzi i tak nic nie zmieni ani uszczęśliwi. Tym niemniej w społeczeństwie są też i tacy, którzy są ewangeliczną „solą ziemi”. Potrafią żmudną pracą nieco odmienić tę „niepełnosprawną” rzeczywistość.

Mowa o Centrum Dziennego Pobytu Osób Niepełnosprawnych w Niemenczynie, które w maju obchodzi rocznicę założenia. W tym roku minęło 5 lat odkąd samorząd rejonu wileńskiego powołał ten ośrodek, gromadzący na co dzień prawie 30 osób z niepełnosprawnością fizyczną bądź umysłową. Od początku jego istnienia dyrektorką jest Jadwiga Ingielewicz, mająca do pomocy 10 pracowników. To że Centrum stało się swoistą wyspą otuchy i nadziei, a podopieczni chętnie w nim przebywają, ich rodziny darzą zaufaniem pracowników, jest niemałą zasługą dyrektorki.

„Tygodnik” już nieraz opisywał działalność Centrum, czy to z okazji kolejnych „urodzin”, czy z racji na wyjazdy, wycieczki bądź udział w świętach czy też kiermaszach wileńskich. Tym razem przedstawimy Centrum od strony pracowników, kim są ci ludzie, co ich przywiodło do takiej pracy i w jaki sposób obalają stereotypy o tym, że z niepełnosprawnymi pracuje się gorzej i trudniej.

Uroczystości owocem codzienności

Każdego roku Centrum przygotowuje kilka uroczystości. Jedną z nich jest urodzinowy koncert. Tegoroczny - jak i przystało na pierwszy jubileusz - był prawdziwą rewelacją. Bogaty program artystyczny, na który złożyły się występy podopiecznych Centrum, wolontariuszy, gości. Z poezją śpiewaną przy akompaniamencie gitar wystąpiły Jurate Dailydieniene z Giedre z Kowna oraz Diana Jacewicz, a uwieńczeniem był koncert Katarzyny Niemyćko wraz z tanecznym zespołem „Venus”.

Podopieczni Centrum śpiewali, recytowali, grali i... tańczyli. Od pewnego czasu gwoździem programu ośrodka są tańce, wykonywane przez osoby poruszające się na wózkach. Na scenie Ośrodka Kultury zaprezentowali się też uczniowie Gimnazjum im. K. Parczewskiego, wychowankowie miejscowego przedszkola, a także podopieczni Wileńskiego Centrum Dziennego „Šviesa”, Dziecięco-Młodzieżowego Ośrodka Socjalnego w Niemenczynie, Centrum Zajętości Młodzieży Niepełnosprawnej w Kownie, Czarnoborskiego Centrum Usług Socjalnych, Muzeum Etnograficzne Wileńszczyzny.

Wielu widzów zadawało sobie pytanie, ile czasu pracownicy musieli poświęcić, by przygotować taki program. „Nie pracujemy według metody, że np. od dzisiaj przez kilka tygodni przygotowujemy jakieś święto – opowiada Jadwiga Ingielewicz, dyrektorka Centrum. – Wpisane to jest w naszą codzienność. Stale się odbywają zajęcia ze sztukoterapii, robótek ręcznych, gimnastyki, sportu, kulinarii, ceramiki. Podczas zajęć sportowych podopieczni poznają ruchy, które później są wykorzystywane w układach tanecznych. Podobnie jest z muzykoterapią – podczas koncertu wykorzystujemy piosenki, które najlepiej u nas udają się podczas zajęć”.

Kolektyw tworzy zgraną wspólnotę…

Początki działalności Centrum tworzyły jego dyrektor Jadwiga Ingielewicz wraz pracowniczkami Iwoną Urbanowicz, Ewą Butkiewicz i Jadwigą Kiernowicz. Żadna z nich nie miała doświadczenia pracy z osobami niepełnosprawnymi i upośledzonymi umysłowo. „Wiele zawdzięczam tym początkom, gdy z Iwoną i Ewą każdego dnia zostawałyśmy po pracy, by podzielić się uwagami, ułożyć plany na przyszłość” – dodaje Jadwiga.

Właśnie tak zostały założone podwaliny, na których opiera się praca do dziś. Jedną z jej wytycznych jest zasada współpracy. Mimo że każdy z pracowników posiada swoje obowiązki, nie ogranicza się wyłącznie do nich. Jeśli zabraknie plastyka czy muzyka, to ich funkcje przejmie ergoterapeuta, księgowa, czy też pomocnik opiekuna socjalnego. Co niektórzy odwiedzający Centrum wzruszają się do łez na widok kalectwa, twierdząc przy tym, że nie potrafiliby pracować z takimi ludźmi. Z kolei wszyscy pracownicy ośrodka są przekonani, że barierę emocjonalną da się przełamać, zaś podopieczni potrzebują nie tyle współczucia, co konkretnych czynów. Zapoznanie się z sytuacją rodzinną, indywidualne potraktowanie każdego, dostrzeżenie, że komuś czegoś brakuje albo jest potrzebna pomoc przy załatwieniu dokumentów, znalezieniu opieki lekarskiej – to cechuje pracowników, którzy w godzinach od 7 do 17 stwarzają namiastkę prawdziwego domu, gdzie panuje atmosfera zaufania, zrozumienia i tolerancji. Nie sposób pominąć w całej tej wyliczance, ile czasu wolnego poświęcili wychowankom: wspólne wyjazdy, kolonie, udział w świętach rejonowych czy też stołecznych – wymagają nieraz nie tylko pozostania po godzinach pracy, ale przede wszystkim poświęcenia całej soboty i niedzieli, zaś podczas wyjazdów nawet kilku tygodni.

Więcej niż kierowca…

Bez reszty jest oddany pracy Stanisław Germanowicz, kierowca Centrum. Współpracownicy i niepełnosprawni mówią o nim, że jest to więcej niż kierowca. „Oprócz kierowcy jestem też operatorem, gdyż robię na wszystkich imprezach zdjęcia” – żartuje pan Stanisław i wcale nie chce opowiadać o swoim zaangażowaniu i poświęceniu, powtarzając, że „taka jego praca”. Dla wszystkich podopiecznych jest autorytetem: mogą mu zaufać, poradzić się z nim. Skromny, oddany, szczery. „To wspaniały człowiek” - tak mówią o nim i współpracownicy, i wychowankowie. Codziennie cicho, bez rozgłosu służy pomocą. Jest też w ośrodku przysłowiową „złotą rączką”. Odwożąc podopiecznych do domów pełni rolę pośrednika między rodziną a ośrodkiem. Do Centrum trafił, bo szukał takiej pracy, która dałaby mu możliwość spędzania więcej czasu z rodziną. Wyszło odwrotnie: czas dla niego nie istnieje, gdy chodzi o dobro i zdrowie podopiecznych. Do wolontariatu wciągnął swoje dzieci: Marzenę i Grzegorza oraz siostrzeńców - Władysława i Krzysztofa Tomaszewskich.

Jadwiga Kiernowicz pracuje jako pomocnik pracownika socjalnego. Z Centrum jest związana od początku jego istnienia. Nigdy nie dzieli pracy na „twoją” i „moją”. Wykonywała wszystko: od sprzątania i kąpieli podopiecznych, aż po ich edukację podczas zajęć artystycznych. To jej Centrum zawdzięcza, że wychowankowie potrafią nakryć do stołu, posprzątać po posiłkach, umyć naczynia. Potrafi zorganizować pracę całej grupy: pomóc, pokazać, co jak należy wykonać. Sama o swojej pracy mówi tyle, że mimo obaw, które towarzyszyły jej na początku, bardzo ją polubiła.

Co jest zastanawiające, że żaden z pracowników nawet nie wyobraża, by się ograniczył tylko do zajęcia związanego z jego wykształceniem, zawodem. Księgowa Tatiana Lepiochina oprócz wypełniania podań, przeliczania i wyliczania, pomaga w zajęciach, przebywa z wychowankami. Zdawać by się mogło, że jej codzienne obowiązki tak dalece odbiegają od zajęć z podopiecznymi. Tym niemniej zawsze znajdzie czas, by wysłuchać innych, czasami pochwalić, a czasami i zganić. „Przyznam szczerze, że przebywając w pracy, odpoczywam: zawdzięczam to zarówno kolektywowi, jak i przebywaniu w gronie podopiecznych” – wyznajeTatiana.

Plastyk Anna Grygorowicz, gdy podjęła pracę w Centrum, równolegle pracowała w szkole. Po pewnym czasie zdecydowała się na pracę w ośrodku. Zapytana, czy nie żałuje, odpowiedziała: „A czy ci wszyscy tutaj nie zasługują na to, by z nimi również pracował specjalista?”. Jej cierpliwość względem wychowanków potrafi zdziałać cuda: to nie lada wyzwanie nauczyć kogoś, kto czasem w ręku nie utrzyma ołówka, wykonania prac plastycznych. „Nauczyłam się też akceptacji ich pomysłów” – przyznaje.

Od roku w Centrum pracuje dwóch medyków, którzy pochodzą znad terenów nadmorskich. Małą ojczyzną Almy Ašakiene jest Połąga. Jest po studiach pielęgniarskich i pracy socjalnej. Jej ponad 20-letni staż pracy pielęgniarskiej jest bardzo przydatny w Centrum, gdy trzeba udzielić pierwszej pomocy. Na niej też spoczywa obowiązek podsumowywania działalności, pisania projektów. Ma więc dużo pracy papierkowej. „Najbardziej obawiałam się bariery językowej – o początkach pracy w Centrum opowiada Alma. – Ale w tak wspaniałym gronie potrafię wiele się nauczyć i przełamać się w obcowaniu z innymi. Szczególnym przykładem porozumiewania się bez znajomości języka są nasi podopieczni, którzy często obcują z innymi nie językiem, ale sercem. Tego od nich się uczę”.

Z kolei Tatiana Dementjewa, specjalistka ergoterapii; kończy też studia magisterskie z rehabilitacji na Uniwersytecie Wileńskim. Przybyła do Wilna z Kłajpedy i sama odnalazła Centrum. Udziela się we wszystkim, ale przede wszystkim prowadzi zajęcia sportowe. „Po studiach mam zamiar nadal tutaj pracować, polubiłam tę moją codzienność” – z zadowoleniem mówi Tatiana.

Wolontariat

Naprawdę wiele pracownicy ośrodka zawdzięczają wolontariuszom, którzy swój wolny czas poświęcają dla Centrum. Studentka Diana Jacewicz została pracownikiem ośrodka. Cieszy się, że może wykorzystać tu swoje zamiłowanie do śpiewu. To ona jest „nauczycielką” muzyki w Centrum, zaś młodzieńczy zapał i energia potrafią zdziałać wiele. Na „lekcje” śpiewu potrafi nawet przyjechać w przerwie między zajęciami.

Do grona wolontariuszy należy również emerytowany nauczyciel historii, były dyrektor kilku polskich szkół Wileńszczyzny Henryk Borkowski. W miarę możliwości zawsze przybywa do Centrum, by służyć pomocą, porozmawiać. Justyna Ingielewicz z Wileńskiego Gimnazjum im. A. Mickiewicza i Justyna Ingielewicz z Niemenczyńskiego Gimnazjum im. K. Parczewskiego często są w ośrodku, służą pomocą w organizowaniu wspólnych wyjazdów, kolonii. Przywożą też ze sobą swoje koleżanki, tym samym zachęcając do niesienia pomocy innym.

Teresa Worobiej

Na zdjęciu: podczas uroczystego koncertu z okazji 5-lecia Centrum jego podopieczni zaprezentowali piękne widowisko
Fot.
autorka

<<<Wstecz