Rozważania o JE kardynale Henryku Gulbinowiczu

„Miłość cienka jak opłatek”

Jest miłość cienka jak opłatek
bo wewnątrz wzruszenie. (ks. Jan Twardowski)

Przed dwoma laty jednej z wrocławskich gazet parafialnych nie uszła uwadze drobna okoliczność. A mianowicie, że wraz z synkiem Karolem odwiedzaliśmy w Kurii Metropolitarnej Wrocławskiej, jako „goście z ukochanego Wilna“, JE kardynała Henryka Romana Gulbinowicza (ur.1923).

Dziś mam okazję nie tylko podziękować autorowi artykułu, ale i wspomnieć o kolejnym nieoficjalnym spotkaniu z byłym metropolitą wrocławskim, a naszym nieszeregowym ziomkiem. Tym razem mogliśmy nie tylko przywitać się i porozmawiać, ale i złożyć gratulacje z okazji wręczenia Mu w lutym bieżącego roku najwyższego polskiego odznaczenia – Orderu Orła Białego.

„Order przyznany Dolnoślązakom”

Gwoli ciekawości przypomnę, że Order Orła Białego jest nadawany od roku 1705, a kardynał jest pierwszą osobą z Dolnego Śląska, która otrzymała go od czasów zakończenia II wojny światowej. Czy trzeba się dziwić, że jak gdyby chcąc nadrobić nieuwagę władz wobec Dolnoślązaków, przyjmując to niecodzienne odznaczenie i dziękując za to, że dostrzeżono emeryta (czytaj: emerytów) zaznaczył, że robi to w imieniu wszystkich mieszkańców regionu, gdyż uważa, że „to jest order przyznany Dolnoślązakom”. Tym bardziej zaszczytny, że otrzymał go w swoim czasie również Jan Paweł II.

Order Orła Białego jest przyznawany (zarówno Polakom, jak i cudzoziemcom) za zasługi wobec Polski. Zostali nim odznaczeni między innymi: Napoleon I, Ronald Reagan i królowa angielska Elżbieta II; generałowie Józef Wybicki i Władysław Anders; Lech Wałęsa, Leszek Balcerowicz i Aleksander Kwaśniewski. Kto będzie następny?.. Wszak każda epoka a nawet jej wycinek ma swego bohatera i w tym wypadku zasług nie wypada porównywać. Najważniejsze, że działania wyróżnionego w swoim czasie przyniosły pozytywny wynik dla kraju. Henrykowi Gulbinowiczowi przyznano order za służbę dla Polski i regionu dolnośląskiego. Za walkę o wolność i niezłomną postawę wobec komunizmu, za wspieranie środowiska solidarnościowego (był w stałym i ścisłym kontakcie z podziemiem „Solidarności”), za chronienie jego członków, za działalność na rzecz humanizacji życia społecznego, przemian demokratycznych i pracę charytatywną, za troskę o młodzież.

Człowiek o niezłomnych poglądach

Ostatnio wielkim echem, nie tylko w Polsce, odbiła się książka krakowskiego księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego pod tytułem „Księża wobec Bezpieki” (Kraków 2007), który w oparciu o dokumenty archiwalne próbuje na jej łamach dociec prawdy o duchownych współpracujących zarówno z Urzędem Bezpieczeństwa, jak i Służbą Bezpieczeństwa w dobie Polskiej Republiki Ludowej. Daleko nie zawsze ta współpraca była wynikiem szantażu i słabego charakteru, gróźb, zastraszania, strachu czy troski o rodziców i rodzeństwo. Niekiedy chodziło o zwykłe ludzkie słabostki, życiowe udogodnienia i chwała tym, którzy znaleźli w sobie siły, by z tym nie tylko zerwać, ale i do donosicielstwa publicznie się przyznać. Nie są to jednak częste przypadki, a Kościół niechętnie podejmuje dialog na ten temat ze społecznością.

Jak świadczą zachowane dokumenty, Henryk Gulbinowicz był inwigilowany przez ponad 40 (!) tajniaków ze Służby Bezpieczeństwa, w tym również księży, z którymi pracował. Nie uległ ani namowom, ani groźbom, ani pokusom. Mniej więcej w tym samym czasie, jak dokonano bestialskiego mordu nad ks. Popiełuszką, okoliczności śmierci którego do dziś dnia wciąż są niewyjaśnione, Gulbinowiczowi spalono auto, a prześladowania ciągnęły się jedno po drugim. Kat, jak i śmierć, nie wybiera. Kosi po kolei. Na miejscu księdza Jerzego, którego nie złamano nawet za cenę życia, mógł być ksiądz Henryk, bo był (i został) człowiekiem o niezłomnych poglądach. Kto wie, co by dzisiaj było, gdyby poprzedni system się utrzymał.

Wrocław – miastem pojednania

Kiedy jechaliśmy do Henrykowa, gdzie obecnie kardynał emeryt ma swoją letnią rezydencję, synek mnie zapytał, czy miejscowość została tak nazwana na cześć kardynała Henryka? Rzeczywiście, od imion przecież pochodzą majątki i parki chociażby takie, jak Izabelin, Marysin czy Zofijówka. Otworzyłam więc w domu dziewiętnastowieczny „Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich”, by zapoznać się z notką o tej miejscowości. Od XIII wieku była znana ze względu na rozległe opactwo cystersów. Kościół i klasztor (przy którym niegdyś działało gimnazjum, a obecnie liceum katolickie) zostały zbudowane w latach 1681-1702. Pod koniec ubiegłego stulecia wieś słynęła z „wzorcowego gospodarstwa łąkowego”. Dziś w Henrykowie mieści się Filia Seminarium Duchownego we Wrocławiu. Wystarczy zatrzymać przypadkowego przechodnia w okolicy, a nam podpowie: A, Henryków... To tam, gdzie mieszka kardynał Gulbinowicz. Nawet w tym cichym zakątku można zastosować stwierdzenie, że „każda epoka ma swoich bohaterów”.

Po raz pierwszy ks. Gulbinowicz odwiedził Wrocław w roku 1948, kiedy był jeszcze w powojennych ruinach. Jako młody człowiek i początkujący duchowny nie śmiał nawet marzyć o tym, że w roku 1976 obejmie Archidiecezję Wrocławską i zostanie aż trzykrotnym doktorem honoris causa. Miasto, które gościnnie przyjęło przesiedleńców ze Wschodu, w tym z Wilna i Ziemi Wileńskiej, zawsze widział jako miejsce pojednania. Najbardziej cieszy Go dzisiaj to, że nowoczesne wielkomiejskie oblicze Wrocławia nie zadusiło kultury i tradycji kresowej. Od siebie dodam, że również dzięki ludziom takim jak on sam, w imieniu których, jak twierdzi, miał zaszczyt przyjąć Order Orła Białego.

Kontakt dzięki Opatrzności Boskiej

Kardynała jako człowieka poznałam pracując nad książką „Życie – to wielka tajemnica” (Wilno 2003). Szukałam duchownego, który zgodziłby się napisać słowo wstępne do edycji poświęconej ks. Antoniemu Dilysowi, do niedawna rezydentowi przy kościele pw. Ducha Świętego w Wilnie, a obecnie rezydującemu przy antokolskiej świątyni pw. śś. Piotra i Pawła, dokąd został przeniesiony na własne życzenie z powodu problemów zdrowotnych i wiążącymi się z tym dojazdami. Naszym lokalnym księżom, do których się zwracałam, jakoś przeszkadzało to, że ks. Dilys pochodzi z rodziny polsko-litewskiej. Paradoks: Polak nazwał go Litwinem, Litwin – Polakiem. I tylko Henryk Gulbinowicz potrafił powiedzieć: „Kościół i Ojczyzna - to jedno” oraz docenić trud włożony przez ks. Antoniego w pracę duszpasterską na rzecz parafii i rodzin polsko-litewskich. Nie nowina, że nieraz słowa mijają się z czynami. Złośliwy „chochlik drukarski” sprawił, że po wydrukowaniu książeczki moje nazwisko znikło z okładki i usunięto dedykację ks. Antoniemu. Znalazłam się na kolejnej stronie jako ta, co ją „opracowała”. „Bóg czuwa” – powiedział ksiądz Antoni. Wszak jako dowód pozostał w niej wstęp Od autorki. Nie wspominałabym dziś o tym w ogóle gdyby nie to, że Opatrzność Boska sprawiła, iż właśnie ta skromna edycja i sprawy rozgrywające się wokół niej spowodowały intensywną wymianę myśli między nami, dzięki czemu nawiązaliśmy serdeczny kontakt, który owocuje nie tylko w formie korespondencji.

Nić nie została zerwana

Jak powszechnie wiadomo, JE kard. Henryk Roman Gulbinowicz mimo pełnienia swoistej roli publicznej nie lubi rozgłosu, niechętnie się fotografuje czy udziela wywiadów. Ci, którzy byli obecni na ceremonii wręczania orderu słusznie zauważyli, że ciągle pytał, czy już może zejść ze sceny i że nagrodę przyjmuje pokornie w imieniu innych. Jest niezwykle ceniony za skromność i dowcipny język. Na pytanie, w jaki sposób udało się mu, mimo inwigilowania, wyśliznąć się z rąk SB, zwykle odpowiada wierszykiem rodem z Wileńszczyzny: „Ugryzła żmija-gadzina Litwina / Nie żałuj Litwina, bo zdechnie gadzina”. Pojęcie małej i wielkiej Ojczyzny-Macierzy, nie dające w swoim czasie także spać Kraszewskiemu, Orzeszkowej, Syrokomli czy Mickiewiczowi, powraca również w licznych rozważaniach kardynała. Jak to fajnie, że umie i potrafi z nami prosto, bezpośrednio, po ludzku rozmawiać. Wystarczy przypomnieć chociażby Opieki w 2008 roku nad Wilią, którym przewodził. Gdziekolwiek jest, na największe rozterki poleca kieliszek litewskiej nalewki na miodzie lub ziołach, zachwala kindziuk i kołduny, przekonuje do bliskiego spotkania z Ostrobramską.

Pamiętam, jak przed laty opowiadał dla mego synka o swoim dzieciństwie. O tym, jak będąc zaledwie pięcioletnim dzieckiem stojąc przy swojej Mamie modlącej się w kaplicy nad Ostrą Bramą z niezadowoleniem słuchał pouczającego głosu księdza proboszcza: Tę Matkę, kiedyś stracisz, ale Ostrobramska Pani zostanie z Tobą na zawsze. Mimo biegu lat i dzielącej Wrocław od Wilna odległości nie została zerwana ta nić. Jakbym słyszała głos śp. księdza Twardowskiego: Jest miłość cienka jak opłatek / Bo wewnątrz wzruszenie.

Liliana Narkowicz
Wrocław-Henryków-Wilno

Na zdjęciach: autorka u JE kard. H.Gulbinowicza (Wrocław 2009); Order Orła Białego.

<<<Wstecz