Poziom bezrobocia w rejonie wileńskim osiągnął 8,9 proc.
Praca doskonali cnotę?
Codziennie próg Wileńskiej Giełdy Pracy, znajdującej się przy ulicy Žukausko 22, tudzież kilku oddziałów tego urzędu ulokowanych w różnych miejscach stolicy i 7 punktów giełdy w starostwach rejonu wileńskiego, dosłownie i przenośnie (istnieje także możliwość rejestrowania się przez telefon i Internet) przestępuje około 500 poszukujących pracy osób.
Odkąd na litewskim rynku pracy pojawiły się pierwsze oznaki wszechogarniającego kryzysu gospodarczego potok ludzi, którzy zostali pozbawieni podstawowego źródła utrzymania, nie maleje.
Według Eugenijusa Valeiki, zastępcy dyrektora Wileńskiej Giełdy Pracy, obsługującej Wilno oraz rejon wileński, chociaż na razie podstołeczny rejon wileński nie należy do „przodujących” pod względem poziomu bezrobocia – prym wiodą Druskieniki, Akmena i Ignalina - to jednak w porównaniu do średniego poziomu ogólnokrajowego przewyższa go prawie o 2 punkty procentowe.
Jeśli na 1 stycznia 2007 roku w rejonie wileńskim poziom bezrobocia stanowił 6,3 proc., to na początku 2008 odnotowano jego obniżenie do 5,6 proc. Mniej więcej w połowie ubiegłego roku liczba osób poszukujących zatrudnienia zaczęła wzrastać i już na 1 stycznia br. Wileńska Giełda Pracy odnotowała, że stopa bezrobocia wynosi 7,5 proc. Na 1 lutego dane dotyczące rejonu wskazywały już 8,9 proc., podczas gdy w całym kraju bezrobocie utrzymuje się na poziomie 7 procent.
- Analizując sytuację na terytorium obsługiwanym przez Wileńską Giełdę Pracy i porównując rok 2008 z rokiem 2007 zauważalne są pewne tendencje, mianowicie to, że rosnąca w 2007 roku gospodarka w znacznym stopniu uwarunkowała zmniejszenie się poziomu bezrobocia, sprzyjała powstawaniu nowych miejsc pracy. Natomiast już w drugim półroczu 2008 roku, a zwłaszcza w czwartym kwartale zaczęły się ujawniać pierwsze oznaki kryzysu, intensywnie zaczęła się zmniejszać liczba wolnych miejsc pracy. Coraz więcej ludzi zaczęło się rejestrować na giełdzie pracy – stwierdza Valeika.
Zdaniem zastępcy dyrektora WGP, kryzys gospodarczy najbardziej uderzył w tych pracujących, którzy dojeżdżali do pracy z daleka. Jeśli jeszcze dwa lata temu pracodawcy, właściciele dużych centrów handlowych, kierownicy przedsiębiorstw produkcyjnych zwracali się do giełdy z prośbą o znalezienie osób do pracy z poszczególnych starostw rejonu, organizowali ich dowożenie do pracy, to teraz, w ramach oszczędności, zwolnili ich jako pierwszych. Już w grudniu ubiegłego roku do WGP zwróciło się ponad 6 tys. bezrobotnych, w styczniu ponad 9 tysięcy. W porównaniu z tym samym okresem sprzed roku ich liczba wzrosła o 49 proc.
Nowe usługi i dokształcenie
Wraz z gwałtownym wzrostem liczby osób napływających do oddziałów Wileńskiej Giełdy Pracy jej kierownictwo zmuszone było do reorganizacji systemu pracy. Niewiarygodne kolejki petentów oczekujących na zarejestrowanie, spekulacja numerkami do okienka rejestracji, popłoch i frustracja, choć pracownicy giełdy zaprzeczają by takie zjawiska w ogóle miały miejsce, bynajmniej nie są owocem wybujałej fantazji.
Jak twierdzi Valeika, do rejestrowania bezrobotnych dodatkowych etatów nie powołano, toteż do wykonywania tej właśnie pracy zaangażowano pracowników z innych wydziałów, czyli wyręczono się wewnętrznymi zasobami.
- Zaczęliśmy dostarczać nowe usługi. Prowadzimy uprzednią rejestrację przez telefon. Zainteresowanej osobie jest wyznaczony konkretny dzień i godzina, kiedy ma się stawić w urzędzie w celu udokładnienia danych. Możliwa jest także rejestracja przez Internet. Ta usługa jest aktualna zwłaszcza ludziom młodym – zaznacza zastępca dyrektora.
Z osobami zarejestrowanymi prowadzi się pracę indywidualną. Z każdym bezrobotnym jest układany plan zatrudnienia, wsłuchuje się w jego oczekiwania i chęci.
W rejonie wileńskim działa 7 stacjonarnych punktów Wileńskiej Giełdy Pracy (Mejszagoła, Kowalczuki, Niemenczyn, Wojdaty, Skojdziszki, Czarny Bór, Podbrzezie), w których osoby zainteresowane znalezieniem pracy mogą się zarejestrować, uzyskać fachowe konsultacje. Każdego miesiąca specjaliści z centralnego urzędu w Wilnie udają się do oddalonych miejscowości, by wziąć udział w tzw. Dniach Rynku Pracy. Na takich spotkaniach są mile widziani nie tylko bezrobotni, ale też pracodawcy, którzy częstokroć nie są obeznani z aktualną informacją dotyczącą możliwości zatrudnienia, udziału w programach wspieranych przez fundusze strukturalne UE.
Od 2002 roku w miejscowościach, w których poziom bezrobocia co najmniej 1,5 razy przewyższa ogólnokrajowy jest realizowany program inicjatyw lokalnego zatrudnienia. W ramach tego programu w ciągu siedmiu lat w rejonie wileńskim udało się skutecznie wdrożyć w życie aż 18 takich projektów. Projekty są wybierane drogą konkursu, a podstawowym warunkiem uzyskania wsparcia finansowego od państwa jest własny udział finansowy pracodawcy w rozwoju określonej branży przedsiębiorstwa oraz zatrudnienie miejscowych mieszkańców. Jak wyjaśnia Valeika, program inicjatyw lokalnego zatrudnienia jest korzystny dla pracodawców, gdyż daje możliwość rozwoju przedsiębiorstw, podczas gdy ze strony pracodawcy wymagane jest, by przez 3 lata nie zwolnił pracowników zatrudnionych w ramach powyższego programu.
- Nie bacząc na ciężkie czasy, Wileńska Giełda Pracy wdraża projekty funduszy strukturalnych Unii Europejskiej, których celem jest skierowanie niemałych środków na ulepszenie warunków zatrudnienia, tworzenia przez pracodawców nowych miejsc pracy, zatrudniania bezrobotnych na podstawie programu aktywnego rynku pracy. Giełda pracy finansuje tworzenie nowych miejsc pracy. W tym roku wdrażając projekty funduszy strukturalnych UE na szkolenia zawodowe skieruje się 3 100 osób. Szkolenie jest przewidziane przede wszystkim dla tych, którzy nie mają przygotowania zawodowego, albo posiadają fach nie cieszący się popytem na rynku pracy. Wiadomo, że obecnie nawet po przekwalifikowaniu się nie zawsze udaje się człowiekowi zatrudnić, lecz, miejmy nadzieję, kryzys nie będzie wieczny. Człowiek powinien myśleć o przyszłości, więc zdobycie takiego czy innego zawodu jest rzeczą konieczną – prognozuje nasz rozmówca.
Tak czy inaczej, organizując szkolenia celem nadrzędnym pozostaje możliwość zatrudnienia. Giełda pracy z zasady nie zajmuje się działalnością charytatywną, wysyła bezrobotnych „uczniów” raczej na cieszące się wzięciem na rynku dokształcanie. Wraz ze wzrostem liczby rejestrujących się na giełdzie osób i zmniejszeniem ilości ofert, gwałtownie poszła w górę liczba chętnych do sięgnięcia po kajecik i ołówek.
Zgodnie z obowiązującymi ustawami bezrobotny odbywający kurs szkolenia zawodowego, zarejestrowany na giełdzie, przez pierwsze 3 miesiące szkolenia otrzymuje 0,7 proc. miesięcznego wynagrodzenia minimalnego, tj. 560 Lt. Jeżeli kształcenie zawodowe trwa dłużej, niż 3 miesiące, to wypłaca mu się całe minimalne wynagrodzenie (800 Lt). Poza tym osoby bezrobotne w zależności od wielkości posiadanego stażu pracy pobierają zasiłek socjalny. Przeciętnie zasiłek wypłaca się przez 6 miesięcy, w poszczególnych przypadkach nawet przez 11 miesięcy (gdy dana osoba posiada ponad 35 lat stażu oraz jest w wieku przedemerytalnym).
Odkąd 31 grudniu ub. r. wilnianin Władimir Batuchtin został zwolniony z pracy na budowie, od razu pośpieszył na giełdę. W życiu miał trzy miejsca pracy, teraz, gdy do emerytury zostało zaledwie dwa lata, zwolniono go. Cieszy się jednak, że pracodawca zachował się uczciwie i wypłacił mu wszystkie należne pieniądze. Twierdzi, że jest za stary by zatrudnić się na budowie, ale liczy na to, że zaproponują mu wykonanie prac publicznych.
W sytuacji braku ofert pracy, łakomym kęsem są prace publiczne, do których bezrobotni są zatrudniani na określony okres czasu. O ile jeszcze niedawno starostom poszczególnych gmin rejonu wileńskiego z trudem udawało się angażować do prac bieżących bezrobotnych z giełdy pracy, dzisiaj terminowe prace publiczne stały się dość atrakcyjną propozycją.
Struktura bezrobotnych a oferty
Rok 2007 dał szansę na zatrudnienie wszystkim, kto chciał mieć godziwe źródło utrzymania. Według pana Valeiki, wówczas zajęcie znaleźli również ci, którzy przez dłuższy czas nie pracowali i z tego powodu przeżywali trudny dramat psychologiczny. Wraz z rozwojem gospodarki wielu zrozumiało, że praca znajdzie się dla każdego, odzyskali więc wiarę we własne siły. Dzisiejsza sytuacja znowu nie służy ludziom. Jeżeli w roku 2008 na giełdę zgłaszało się więcej kobiet, dzisiaj jest odwrotnie. Obecnie większość klientów Wileńskiej Giełdy Pracy stanowią mężczyźni. Według poszczególnych dziedzin gospodarki gros zwolnionych w ostatnich miesiącach stanowią robotnicy budowlani (96 proc.!). Wśród zwalnianych z przedsiębiorstw produkcyjnych mężczyźni również przodują. Podobny stosunek utrzymuje się jedynie w branży usługowej. Według Valeiki, na dzień dzisiejszy w rejestrze WGP jest 13 tys.132 mężczyzn (56 proc.) i 10 tys. 104 kobiety (44 proc.). Bezrobotni rejonu wileńskiego stanowią 20 proc. (4 780 osób) w ogólnej liczbie.
O tym, jakie są realne szanse zatrudnienia, mówi statystyka - w styczniu 2009 roku liczba wolnych miejsc pracy – konkretnych ofert pracy – wyniosła zaledwie 1000 (dla porównania, w 2007 roku, co miesiąc pojawiało się 3 tys. ofert). Na 20 lutego tych miejsc było 600. Dla kogo to jest praca? Przede wszystkim dla menedżerów w różnych branżach, rolników, kierowców ekspedytorów, kierowców międzynarodowych przewozów, pracowników sfery usługowej, której właściwa jest wielka rotacja kadr.
„Barometr” możliwości zatrudnienia
W celu przewidzenia ewentualnych zmian na rynku pracy na obsługiwanym terytorium Wileńska Giełda Pracy drogą sondaży wśród pracodawców oraz uwzględniając tendencje makroekonomiczne, demograficzne sporządza prognozy możliwości zatrudnienia na nadchodzący rok. Tegoroczny „barometr” wskazuje, że najwięcej szans na zatrudnienie mają: menedżerowie w handlu, w branży usługowej, ubezpieczeniach, finansiści, księgowi, inżynierowie programiści, nauczyciele języków obcych, wychowawcy przedszkoli, pielęgniarki w gabinetach lekarzy rodzinnych, także kucharze, sprzedawcy, barmani, elektrycy…
Pracownicy giełdy mają jak najlepsze chęci, by do każdego z nich mieć indywidualne podejście. Ale gdy gospodarka kraju jest znokautowana, czego może oczekiwać ten, który nie trafił do barometru? Za pieniądze dać sobie upuścić krwi?..
W sąsiedniej Polsce prawie 100 proc. oddanej krwi pochodzi od honorowych dawców i tylko znikomy jej odsetek jest sprzedawany za pieniądze. Niestety, u nas za pieniądze sprzedawany jest honor, kiedy człowiek nie ma innej szansy zarobienia. A mówi się, że to praca doskonali cnotę.
Irena Mikulewicz
Na zdjęciu: codziennie progi WGP przekracza ponad 500 bezrobotnych.
Fot. autorka